Jak spacer po linie
13:27:00Coś się zmienia tej jesieni...
Pod koniec października miną trzy lata odkąd się znamy z Królikiem.
W tym czasie zdążyliśmy się milion razy wygłupiać razem, wymienić mnóstwo zdań w mailach, smsach i wszelkich innych miejscach, wypić morze herbat wszelkiej maści (a niekiedy i innych, niekoniecznie bezalkoholowych napoi), zjeść razem mnóstwo słodyczy (a już lodów to w ogóle), przestać się ze sobą kontaktować, nie mogąc się porozumieć, nie odpisać sobie na jakieś ważne zdanie na które czekało to drugie i zacząć niemalże wszystko od nowa...
Toczymy niemalże nieustające wymiany zdań na żywo, przez komunikatory wszelkiej maści, ostatnio często przypominające odbijanie piłeczek ping-pongowych, z błyskiem w oku i nieco wrednym uśmiechem, nie, spokojnie być nie może.
I tylko czasem się boję że to wszystko się niespodziewanie skończy.
Może za bardzo idealizuję to, co jest teraz, demonizując to co było, pocieszam się, że teraz jest zupełnie, zupełnie inaczej? Bo jakoś te nasze nieporozumienia wydają mi się mocne, a teraźniejszość... tak bardzo OK.
Czasem, zupełnie niespodziewanie dla siebie poruszam z Królikiem jakiś temat, który jest dla mnie ciężki, ot tak po prostu przychodzi na to moment i sobie o tym zaczynamy rozmawiać, co, jak czasem myślę, jeszcze niedawno byłoby niemożliwe. W jakimś sensie mam do niego więcej zaufania niż do paru osób, które wydawało mi się, że darzę duuuużym zaufaniem, a tymczasem... albo okazało się, że to był błąd, albo że to zaufanie ma dość konkretne granice. Zaufanie do Królika owszem, też nieograniczone nie jest, jednak sama widzę, jak zwiększa swój zasięg... sprawiając, że to co niemożliwe kilka tygodni wcześniej, możliwe teraz.
Jednak czasem widzę jak zasłaniam się jakimś żartem, "odbiciem piłeczki", paplaniną bez większego znaczenia, by nie mówić o swoich wątpliwościach, o tym co martwi i jak pogodzić przeszłość pełną spięć i nieporozumień z teraźniejszością pełną pozytywnych chwil i radosnych momentów, wspólnie spędzanego czasu- kiedy i jedno i drugie dotyczy tego samego człowieka?
I kiedy po bardziej niż zwykle szczerym smsie, albo spontanicznym przytuleniu się do niego na pożegnanie, nie zapada niezręczne milczenie, nie chcę tego spłoszyć, ale też nie chcę sobie wmówić, że nie tylko dla mnie to coś znaczy.
A inna rzecz, że po każdej takiej chwili sama potrzebuję przestrzeni, by dla odmiany zająć się sobą, albo też zupełnie inaczej: by spędzić czas z innymi, nie zapomnieć, że inni ludzie też są dla mnie ważni, a ja dla nich.
Czasem to taka ekwilibrystyka, lawirowanie na linie, by nie spaść, utrzymać równowagę mimo trudności.
2 komentarze
Bo po takich chwilach czujemy się umocnieni i zdolni do stawienia czoła innym sprawom.
OdpowiedzUsuńJak też pełni chęci do podtrzymywania kontaktów z pozostałymi członkami populacji:)).
Dokładnie tak :)))
OdpowiedzUsuńChwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.