Odwiedziłam wczoraj mury mojej uczelni. Po wielu miesiącach odwiedziłam swój wydział i ... wyszłam z niego z tym, co już czas jakiś tam na mnie czekało.
I dziwnie mi. Bo przecież od obrony minęło już tyle miesięcy, miałam więc czas oswoić się z myślą, że skończyłam studia, napisałam pracę magisterską, obroniłam ją, zamykając jakiś rozdział w życiu. Więc skąd tak nagle jakaś melancholia, bo trzymam w ręku swój dyplom, suplement, świadectwo dojrzałości, indeks i zdjęcia zrobione latem tuż po maturze?
Przecież tyle razy bałam się, że zawalę te studia, że nie dam rady. Bywały chwile, kiedy nawet nie wiem, skąd brałam siłę, by iść dalej. Kiedy Mama była chora i po jej śmierci - nie wiem, jak znajdywałam siłę, by chodzić na zajęcia, czytać, zaliczać egzaminy. Ani wtedy, gdy ktoś, kto był mi bliski, zniknął z mojego życia. Wtedy, kiedy wwikłałam się w naprawdę pokręcony, niszczący mnie związek i nie umiałam go zakończyć.
Gdyby ktoś oceniał, na ile zasłużyłam na tą 4 jako ocenę tych pięciu lat i 5 z obrony.... Gdyby patrzył pod kątem, jak mocno trzymałam się wytycznych, list lektur i nauki "od-do", nie zasługuję. Gdyby patrzył pod kątem tego, jak wiele wiedzy pochłonęłam, bo prowadziłam własne poszukiwania, ile wartościowych książek przeczytałam, co cennego dał mi ten czas, jak bardzo pracowałam nad sobą i ile nowych umiejętności nabyłam- to zasługuję w 100%.
No i ta świadomość teraz: mogę wziąć tenże dyplom i zacząć coś zupełnie nowego. Zapewne zacznę. Nowy etap.
Jestem z siebie dumna.
I dziwnie mi. Bo przecież od obrony minęło już tyle miesięcy, miałam więc czas oswoić się z myślą, że skończyłam studia, napisałam pracę magisterską, obroniłam ją, zamykając jakiś rozdział w życiu. Więc skąd tak nagle jakaś melancholia, bo trzymam w ręku swój dyplom, suplement, świadectwo dojrzałości, indeks i zdjęcia zrobione latem tuż po maturze?
Przecież tyle razy bałam się, że zawalę te studia, że nie dam rady. Bywały chwile, kiedy nawet nie wiem, skąd brałam siłę, by iść dalej. Kiedy Mama była chora i po jej śmierci - nie wiem, jak znajdywałam siłę, by chodzić na zajęcia, czytać, zaliczać egzaminy. Ani wtedy, gdy ktoś, kto był mi bliski, zniknął z mojego życia. Wtedy, kiedy wwikłałam się w naprawdę pokręcony, niszczący mnie związek i nie umiałam go zakończyć.
Gdyby ktoś oceniał, na ile zasłużyłam na tą 4 jako ocenę tych pięciu lat i 5 z obrony.... Gdyby patrzył pod kątem, jak mocno trzymałam się wytycznych, list lektur i nauki "od-do", nie zasługuję. Gdyby patrzył pod kątem tego, jak wiele wiedzy pochłonęłam, bo prowadziłam własne poszukiwania, ile wartościowych książek przeczytałam, co cennego dał mi ten czas, jak bardzo pracowałam nad sobą i ile nowych umiejętności nabyłam- to zasługuję w 100%.
No i ta świadomość teraz: mogę wziąć tenże dyplom i zacząć coś zupełnie nowego. Zapewne zacznę. Nowy etap.
Jestem z siebie dumna.