Zaczęło się jak zwykle, niewinnie, skończyło dłuuuugim spacerem wśród tym razem ursynowskiej zieleni. Aż szkoda byłoby nie wykorzystać tak cudnej, wczesnojesiennej pogody :) A niebawem opowiem Wam o dziewczynie z zieloną papugą na ręce, którą przy tej okazji spotkałam... w parku. ...
Przeczytałam ostatnio dość dziwną książkę o fizyce kwantowej, Bogu i najogólniej rzecz biorąc o tym, że wszystko jest połączone. Książka jak książka, czytałam ciekawsze i mniej monotematyczne, jak zwykle najważniejsze zadziało się poza nią, czyli dopadły mnie później przemyślenia, a jako takie zawsze są cenne.
Jak to jest z tym wybaczaniem głupich rzeczy, zachowań?
Jeśli mam komuś za złe to, że zachował się kiedyś głupio, niezrozumiale i tak, że nijak nie udaje mi się ogarnąć o co właściwie chodziło (a mam na myśli zachowania wobec mnie)... zaraz przypomina mi się coś z mojego rodzinnego "podwórka": wypominanie nawet nie tygodniami czy miesiącami a latami głupich rzeczy, które się zrobiło... Nie, to nie jest fair.
Zawsze sobie powtarzałam, że ja tak nie będę... i chyba rzeczywiście mi się udało, na szczęście.
Tylko.... hmmm.
O ile jestem w stanie przyjąć, że być może nigdy się nie dowiem, czemu ktoś zachował się wobec mnie głupio i po prostu to zmilczeć...
To o samej sobie ciężko mi coś takiego powiedzieć.
Bo jak to zwykle bywa, jeśli ktoś zachował się głupio wobec mnie, ja również dołożyłam swoje.
I czasem są sytuacje, które najchętniej wykreśliłabym ze swojej pamięci, sprawiła, by przestały istnieć, odcięła się od nich kompletnie. Albo chociaż nie miała do siebie żalu, że się zdarzyły, że w jakichś momentach mojego życia okazałam się nie dość mądra, rozsądna, ogarnięta. A one tkwią jak wyrzut sumienia w pamięci, uwierają jak kamyk w bucie i niestety, zapomnieć o nich nie sposób, nawet jeśli nikt mi ich nie wypomina.
Trudniej mi więc wybaczyć samej sobie niż innym.
Smutne.
Jak to jest z tym wybaczaniem głupich rzeczy, zachowań?
Jeśli mam komuś za złe to, że zachował się kiedyś głupio, niezrozumiale i tak, że nijak nie udaje mi się ogarnąć o co właściwie chodziło (a mam na myśli zachowania wobec mnie)... zaraz przypomina mi się coś z mojego rodzinnego "podwórka": wypominanie nawet nie tygodniami czy miesiącami a latami głupich rzeczy, które się zrobiło... Nie, to nie jest fair.
Zawsze sobie powtarzałam, że ja tak nie będę... i chyba rzeczywiście mi się udało, na szczęście.
Tylko.... hmmm.
O ile jestem w stanie przyjąć, że być może nigdy się nie dowiem, czemu ktoś zachował się wobec mnie głupio i po prostu to zmilczeć...
To o samej sobie ciężko mi coś takiego powiedzieć.
Bo jak to zwykle bywa, jeśli ktoś zachował się głupio wobec mnie, ja również dołożyłam swoje.
I czasem są sytuacje, które najchętniej wykreśliłabym ze swojej pamięci, sprawiła, by przestały istnieć, odcięła się od nich kompletnie. Albo chociaż nie miała do siebie żalu, że się zdarzyły, że w jakichś momentach mojego życia okazałam się nie dość mądra, rozsądna, ogarnięta. A one tkwią jak wyrzut sumienia w pamięci, uwierają jak kamyk w bucie i niestety, zapomnieć o nich nie sposób, nawet jeśli nikt mi ich nie wypomina.
Trudniej mi więc wybaczyć samej sobie niż innym.
Smutne.
Poniosło mnie troszkę. Odrobinkę. Potrzebowałam pomyśleć, a najlepiej myśli się, idąc. I tak oto zwiedziłam kilka parków. Zapraszam Was na wirtualny spacer. Spacer zaczęłam od Parku Olszyna: nieoczekiwane spotkanie ;) Później trafiłam do Parku im. Zbigniewa Herberta: nie kumam skąd, co i dlaczego ;) ślimaaaak! Gdzieś pomiędzy parkami spotkałam takie oto widoki, zgoła nie miejskie: uwielbiam takie bezdroża! :) I tak sobie idąc,...
Nie robiłam tajemnicy z tego, że ostatnimi czasy stwierdziłam, że sama nie dam sobie rady ze swoimi zawirowaniami. Z jednej strony aktywne życie, w którym coraz więcej się dzieje, wiele rzeczy, które zaczynają się układać i po prostu cieszą, a z drugiej... Sfery mojego życia doprowadzające mnie do szału, dołujące, przygnębiające, sprawiające ból. Może czasem jestem zbyt wrażliwa, może... Może zbyt przejmująca się...
Dziś kolejna porcja muzycznych wspomnień: Maj- bezkomputerowy w połowie, z trudem muzyczny :) To szaleńczo wpadło mi w ucho po koncercie pewnego chóru śpiewającego popularnr piosenki. A że piosenka z mega pozytywnym przesłaniem i wpadająca w ucho, wróciłam do niej jeszcze nieraz: Natalia Kukulska: Decymy Często wracałam do Stromae - Papaoutai choć znałam to już od dawna, jakby odkryłam tę nutkę na nowo....
Czas coś zmalować! Same słodkości! Kwitną na maksa! Kubeczek do pracy, mrrr... i wyjątkowo stonowany lakier Hmmm... a tak wyglądają moje ważki :) ...
Zastanawiam się czy to czy pokora dobre określenie na to, jak się teraz czuję. Jeszcze w czerwcu byłam przekonana, że och i ach, jaka jestem wspaniała, projekt WYLUZUJ i takie tam inne, pomysł do pracy nad sobą i - no przecież dam sobie radę sama! Taka Zosia-Samosia. I naprawdę widziałam efekty, było inaczej, lepiej... Mhm, tylko jakoś powierzchownie zdaje się. Bo wystarczyła historia...
Jak to zwykle bywa, szukając jednego, na czyimś blogu znalazłam info o ciekawej książce. Poczytałam, zajrzałam w kilka innych miejsc, rzuciłam okiem na spis treści i postanowiłam się zapoznać bliżej. Zamówiłam na stronie Empiku i kilka dni później odebrałam.
"Mapa marzeń, mapa celów" Kariny Sęp jest dość ciekawą mieszanką z jednej strony psychologii, z drugiej nieco ezoteryki jakby (symbolika kolorów, feng-shui, chińskich żywiołów) i takiego zwykłego, pragmatycznego podejścia. Co w sumie daje dość zaskakujący efekt.
Z założenia książka mówi o tym, jak warto planować swoje cele, a co ważne: planować je tak, by widzieć to bardziej całościowo, nie skupiać się tylko na jednym aspekcie. Warto wspomnieć o tym, że najpierw była seria warsztatów zaplanowanych przez Karinę Sęp, pomagających innym w planowaniu swojego życia za pomocą mapy marzeń, a później powstała sama książka.
Jak dla mnie całkiem fajna pozycja, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdego musi porwać, zamierzam sprawdzić na sobie jak działa takie stworzenie mapy marzeń o dziewięciu polach - i jak to się przekłada na życie. Nawet więcej, już taką mapę marzeń wykonałam, czas pokaże co z tego wyniknie :)
A poniżej mały schemat:
Z założenia książka mówi o tym, jak warto planować swoje cele, a co ważne: planować je tak, by widzieć to bardziej całościowo, nie skupiać się tylko na jednym aspekcie. Warto wspomnieć o tym, że najpierw była seria warsztatów zaplanowanych przez Karinę Sęp, pomagających innym w planowaniu swojego życia za pomocą mapy marzeń, a później powstała sama książka.
Jak dla mnie całkiem fajna pozycja, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdego musi porwać, zamierzam sprawdzić na sobie jak działa takie stworzenie mapy marzeń o dziewięciu polach - i jak to się przekłada na życie. Nawet więcej, już taką mapę marzeń wykonałam, czas pokaże co z tego wyniknie :)
A poniżej mały schemat: