W deszczu....
12:19:00
Im bardziej moje życie stawało się wariackie, kiedy traciłam grunt pod nogami i sypały się kolejne rzeczy... Desperacko marzyłam o stabilizacji. O poczuciu bezpieczeństwa, spokoju, ładu, nadziei że tak już będzie na dłużej. Że to ktoś się mną zaopiekuje, zajmie, da mi to poczucie bezpieczeństwa. A ja wtedy będę miała siłę, by dość do ładu z całą resztą bajzlu w moim życiu.
Nie, żebym nie lubiła zmian i nowości. Z czasem odkryłam, że zmiany, które sama wprowadzam w życiu to zupełnie inna para kaloszy, tych chcę. Nawet jak za długo nic nowego się nie dzieje, to spokojnie, już ja coś wymyślę;) Nienawidzę tylko tych zmian, na które absolutnie nie mam wpływu, które rozsypują mi moje pieczołowicie układane plany, zmuszają by zacząć od nowa, w momencie kiedy zdawać by się mogło, zupełnie nie jestem na to gotowa.
Wracając jednak do stabilizacji. A co jeśli się jej desperacko pragnie? Oj wiele można wtedy zrobić i wiele poświęcić. Czasem zbyt wiele. Nieco ponad miesiąc temu skłonna byłam poświęcić wiele ze swojego obecnego życia, z tego wszystkiego co dla mnie ważne, co na co dzień sprawia mi frajdę, by być bardziej 'do przyjęcia' w oczach kogoś, od kogo wręcz tchnęło poczuciem bezpieczeństwa, zdrowym rozsądkiem, odpowiedzialnością i czort wie czym jeszcze. Z perspektywy czasu wiem, że nie było warto i naprawdę dobrze że nic z tego nie wyszło. Zadurzenie się w wyobrażeniach jakie się ma na czyjś temat a później drastyczne zderzenie z rzeczywistością- to właśnie mogło mnie spotkać. A tak po prostu się boleśnie rozczarowałam, wpadłam w mega doła i czarne myśli, ale i tak uważam że było mi to potrzebne.
Zadurzyłam się we własnych wyobrażeniach na czyjś temat... nie po raz pierwszy zresztą.
Chyba coś się zmieniło kiedy kolejne zmiany, które niszczyły moją mini-stabilizację najpierw doprowadzały mnie do łez, a później pociągnęły za sobą kolejne zmiany, już przeze mnie zdecydowane. Takie, których bynajmniej nie żałowałam później.
Nie wiem, czy można w ten sposób osiągnąć szczęście, ale wolałabym nabrać do siebie zaufania, że niezależnie co się stanie i jak się życie ułoży, dam sobie radę, mając też odwagę we właściwym momencie poprosić o pomoc innych ludzi. Jak na razie idzie ku dobremu.
Co do deszczu- wczoraj po raz pierwszy od dawna wyszłam z domu w czarnej, dopasowanej sukience, z jednym tylko niebieskim haftem (a przecież od dawna nienawidzę czerni), z niebieskimi paznokciami i zmokłam tak, że chyba nie miałam na sobie nic suchego, co nie przeszkadzało mi mimo to iść ze znajomymi na lody, bawić się świetnie a na dokładkę usłyszeć że pięknie wyglądam...
2 komentarze
Specjalnie za zmianami nie przepadam, lubię tak się wygodnie w życiu rozsiąść - bezstresowo, a zmiany wiadomo, stres za sobą pociągają. Ja już się tyle w życiu nastresowałam, że marzę o niekończącym się raju.
OdpowiedzUsuńZa czernią również nie przepadam, ale czasami założę, z kolorowym dodatkiem :-)
Ciepły letni deszcz jest cudownym przeżyciem, mam nadzieję, że właśnie taki Cię zmoczył :)
OdpowiedzUsuńPotrzeba stabilizacji to coś bardzo naturalnego, kiedyś zbudujesz swoją stabilizację na solidnych fundamentach, nie na wyobrażeniach. Bardzo Ci tego życzę :)
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.