"na miły Bóg, życie nie po to tylko jest by brać.."

18:50:00

Potrzebuję czuć, że sama też mogę coś dać z siebie, choćby to było niewiele. Potrzebuję przekonania, że mogę coś istotnego dać drugiej osobie, choćby (a może szczególnie) niematerialnie...
Tym bardziej, że jestem osobą, która może wiele dać innym.



-pisałam jakiś czas temu. TUTAJ i TU.

Zdawać by się mogło, że minęły całe wieki, ale podejście się nie zmieniło.

I kiedy ktoś wyraża swoją wdzięczność i dziękuje, że podnoszę go na duchu, jest mi bardzo, bardzo miło. Szczególnie kiedy mam w pamięci to, że mnóstwo razy było odwrotnie: to ja potrzebowałam wsparcia i podniesienia na duchu, kilku ciepłych słów i wtedy ktoś przy mnie był...

Nie umiałabym inaczej.

Źle mi kiedy mam poczucie, że tylko "biorę", jestem wspierana, ktoś mi pomaga, daje mi swój czas i uwagę a ja... przyjmuję to, bo tego potrzebuję, ale nie mam nic (albo tylko tak myślę), by dać coś tej drugiej osobie, by pomóc w słabszym momencie, kiedy to jej jest źle, kiedy ma gorszy dzień.

Podobnie się czuję, kiedy ktoś co prawda sam jest dla mnie wsparciem, ale  nie wierzy w moją umiejętność radzenia sobie i innym, pomocy, może we mnie samą, że nie jestem zbyt słaba i zbyt krucha... a może po prostu nie ma do mnie zaufania.

I kiedy wiem, kiedy czuję że są wokół mnie ludzie na których mogę liczyć i wiem, że oni też mogą liczyć na mnie, to parafrazując pewne powiedzenie: to trochę tak, jakby z obu stron grzało mnie słońce :)


You Might Also Like

1 komentarze

  1. Bo to jest właśnie tak, że to słońce z obu stron grzeje. Ja nigdy nie uważam, że w określonej relacji zawsze jest dawca i biorca. To, że komuś coś daję, nie oznacza, że od niego nie biorę. Przeciwnie, fakt, że mogę pomagać jest dla mnie wielkim darem. Kto wie, czy nie większym, niż ten, który sama świadczę.

    OdpowiedzUsuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe