Najbardziej oczekiwana (przeze mnie ale zapewne nie tylko) impreza tego roku właśnie nadeszła. Tym samym 34. Maraton Warszawski przeszedł już do historii wraz z cyklem biegów Pucharu Maratonu. A wszystko to dzięki Fundacji Maraton Warszawski i wszystkim wolontariuszom, którzy współtworzyli wszystkie te imprezy :) No i oczywiście dzięki biegaczom bo bez nich nie byłoby żadnego z biegów:D Ucieszyłam się z niespodziewanego telefonu od...
Fundacja Maraton Warszawski
"Potrafię świecić nawet w ciemności ale pragnę światła, które on przynosi"
Mój szalony weekend właśnie się zaczął... dziś. Dość zaskakująco, trochę nieplanowanie. Cieszę się, że mam co robić przy okazji organizacji Maratonu Warszawskiego.
Praca nad sobą wre również.
Jednak gdzieś przy okazji snują się po głowie myśli o tym, że bogatsza o nowe doświadczenia, wracam pod czyjeś skrzydła, nie umiem się opędzić od tego 'anielskiego' skojarzenia.
Wracam do tego, kto daje mi poczucie bezpieczeństwa i spokój. Uśmiech.
Kiedy gorąca kąpiel w pianie o zapachu gumy balonowej usunęła zmęczenie całego dnia, broniąc się przed snem słucham TEGO i przestać nie mogę...
I can fly
But I want his wings
I can shine even in the darkness
But I crave the light that he brings
Revel in the songs that he sings
My angel Gabriel
I can love
But I need his heart
I am strong even on my own
But from him I never want to part
He's been there since the very start
Czy da się po prostu przyjmować to, co się dzieje, bez ciągłego analizowania i zastanawiania się co z tego wyniknie? Hmmm....
Praca nad sobą wre również.
Jednak gdzieś przy okazji snują się po głowie myśli o tym, że bogatsza o nowe doświadczenia, wracam pod czyjeś skrzydła, nie umiem się opędzić od tego 'anielskiego' skojarzenia.
Wracam do tego, kto daje mi poczucie bezpieczeństwa i spokój. Uśmiech.
Kiedy gorąca kąpiel w pianie o zapachu gumy balonowej usunęła zmęczenie całego dnia, broniąc się przed snem słucham TEGO i przestać nie mogę...
I can fly
But I want his wings
I can shine even in the darkness
But I crave the light that he brings
Revel in the songs that he sings
My angel Gabriel
I can love
But I need his heart
I am strong even on my own
But from him I never want to part
He's been there since the very start
Czy da się po prostu przyjmować to, co się dzieje, bez ciągłego analizowania i zastanawiania się co z tego wyniknie? Hmmm....
Czas jakiś temu pisałam o tym, że rezygnuję z bycia w zespole Królewicza że awans, że bycie koliderką i sympatyczna znajoma, że zbieg okoliczności i wpływ weekendu w Krakowie. Taaak. I że dla mnie to wyzwanie, że czuję, że dam sobie radę, że to ma sens, że będzie super. I że rozstanie z Królewiczem dobrze mi zrobi.Pisałam też o tym, że czuję, że...
zdjęcie zrobione przeze mnie ale zainspirowane pomysłem Isi czyli mojej siostrzenicy :) ...pomysłów na poprawę samooceny ciąg dalszy. Zacznę od tego, jak chcę zmienić swój dzień, każdy dzień, czego chcę, żeby było w nim mniej, a czego więcej. 1. Tuż po otwarciu oczu przejrzę zanotowane wieczorem 4 sukcesy z poprzedniego dnia. Więcej w dalszej części posta. 2. Rano chcę znaleźć od pół godziny...
Obiecany post o mojej pracy nad sobą dopieszczam, a jako że ostatnio czasu dużo nie mam, a w domu głównie śpię i w pośpiechu przeglądam pocztę... dopiero dziś mam chwilę by napisać nieco o ostatnich, bardzo
aktywnych dniach.
Po pierwsze praca, po drugie wolontariat przed Maratonem Warszawskim i pozytywnie zakręceni ludzie, a po trzecie pewne spotkanie autorskie na którym byłam wczoraj mimo, że niewyspana i ogólnie zmęczona (acz, jak to ktoś ostatnio powiedział, "sen jest dla słabych", a ja ostatnio miałam tyle ciekawych spraw i ludzi wokół siebie, że spanie zbyt długo uznałabym za stratę czasu;), ale bardzo, bardzo chciałam się spotkać z Kasią Enerlich i cieszę się, że się udało, że miałyśmy okazję porozmawiać:) To niesamowite, że tak się życie układa, że sięgnęłam po książki kogoś, z kim tak wiele mam punktów wspólnych. Było magicznie wczoraj na Targówku, tylko tyle powiem :)
A bardziej refleksyjnie...
Chwilami zastanawiam się, ile jeszcze wykreślę z listy moich postanowień drugiej połowy 2012 roku. Bo właśnie kolejny punkt zaczyna odchodzić w zapomnienie. Tym razem ten dotyczący Akademii Przyszłości. Po pewnej nieprzespanej nocy, gdy pobiegłam na Stadion Narodowy wolontariuszować, spotkałam tam Królewicza, co było zresztą logiczne. Nieco mniej logiczne a jednak prawdziwe jest to, że... poza masą żartów i rozmów na wesołe tematy przyprawiające o uśmiech od ucha do uch i ból brzucha (to ze śmiechu)...rozmawialiśmy też o moim powrocie do jego zespołu. Mówiąc konkretniej, to ja zapytałam, czy mogłabym wrócić. On na to, że jeszcze mnie nie wykreślił z listy.
Nie ma w tym logiki, jest za to intuicja. Z różnych powodów chcę, żeby tak było, przemyślałam to i czuję, że tak będzie dobrze. Wiem, że mogę w ten sposób zamieszać komuś i zrobię wszystko by jak najmniej to odczuła, ale nie chcę wbrew sobie... O powodach nie napiszę na razie.
I jak się cieszę, że dzisiejszy dzień mogłam zacząć bez budzika, za to nad poranną kawą z mlekiem i kardamonem, nad batonikiem z czekoladą, mając w perspektywie zupełnie wolny dzień i możliwość znalezienia czasu na ugotowanie sobie pysznego obiadu, a kto wie, może i na upieczenie ciasta marchewkowego :)
I to nic, że za oknem zachmurzone niebo, ja się zachwycam tą je częścią, gdzie zza chmur prześwituje błękit :)
Po pierwsze praca, po drugie wolontariat przed Maratonem Warszawskim i pozytywnie zakręceni ludzie, a po trzecie pewne spotkanie autorskie na którym byłam wczoraj mimo, że niewyspana i ogólnie zmęczona (acz, jak to ktoś ostatnio powiedział, "sen jest dla słabych", a ja ostatnio miałam tyle ciekawych spraw i ludzi wokół siebie, że spanie zbyt długo uznałabym za stratę czasu;), ale bardzo, bardzo chciałam się spotkać z Kasią Enerlich i cieszę się, że się udało, że miałyśmy okazję porozmawiać:) To niesamowite, że tak się życie układa, że sięgnęłam po książki kogoś, z kim tak wiele mam punktów wspólnych. Było magicznie wczoraj na Targówku, tylko tyle powiem :)
A bardziej refleksyjnie...
Chwilami zastanawiam się, ile jeszcze wykreślę z listy moich postanowień drugiej połowy 2012 roku. Bo właśnie kolejny punkt zaczyna odchodzić w zapomnienie. Tym razem ten dotyczący Akademii Przyszłości. Po pewnej nieprzespanej nocy, gdy pobiegłam na Stadion Narodowy wolontariuszować, spotkałam tam Królewicza, co było zresztą logiczne. Nieco mniej logiczne a jednak prawdziwe jest to, że... poza masą żartów i rozmów na wesołe tematy przyprawiające o uśmiech od ucha do uch i ból brzucha (to ze śmiechu)...rozmawialiśmy też o moim powrocie do jego zespołu. Mówiąc konkretniej, to ja zapytałam, czy mogłabym wrócić. On na to, że jeszcze mnie nie wykreślił z listy.
Nie ma w tym logiki, jest za to intuicja. Z różnych powodów chcę, żeby tak było, przemyślałam to i czuję, że tak będzie dobrze. Wiem, że mogę w ten sposób zamieszać komuś i zrobię wszystko by jak najmniej to odczuła, ale nie chcę wbrew sobie... O powodach nie napiszę na razie.
I jak się cieszę, że dzisiejszy dzień mogłam zacząć bez budzika, za to nad poranną kawą z mlekiem i kardamonem, nad batonikiem z czekoladą, mając w perspektywie zupełnie wolny dzień i możliwość znalezienia czasu na ugotowanie sobie pysznego obiadu, a kto wie, może i na upieczenie ciasta marchewkowego :)
I to nic, że za oknem zachmurzone niebo, ja się zachwycam tą je częścią, gdzie zza chmur prześwituje błękit :)
Ostatnie dni uświadomiły mi masę rzeczy.. Czy też: dzięki temu, co się zdarzyło, moje myśli przeszły na nieco inny tor. Uświadomiłam sobie kilka spraw, powiązań i takich tam. Co prawda nie jestem w stanie zagwarantować samej sobie, że zmiany, które planuję wprowadzić będą trwałe, ale zadbam o to :) Jest wieczór, zrelaksowana po gorącej kąpieli słucham muzyki i precyzuję wszystko to, co mi...
Razu pewnego, kilka dni temu dostałam maila od mojego Eks. Zawierał on długi elaborat, szczegółowo opisujący remont łazienki, czytam więc, czytam i myślę, WTF, po co? No i doczytałam do końca, jak się okazało tamże była propozycja. Taka, że spojrzałam na monitor z niejakim niesmakiem. Eh. No i tak oto wpadłam w humor co najmniej wisielczy. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie, tak jak...
Zabawne, że kiedy mam naprawdę duuużo rzeczy do zrobienia, na więcej mam energię. Wydawać by się mogło że jeśli spędziłam dzień w pracy (a właściwie ostatnich pięć dni), zmęczyłam się, a później wpadłam jeszcze do salonu mojego przyszłego operatora, gdzie też kawałek czasu spędziłam, wróciłam do mieszkania mało zrelaksowana. Miałam plany iść się wykąpać i do łóżeczka. Hahaha. Od paru dni chodziła za...
Coraz bardziej jesiennie. Powietrze chłodniejsze i takie... rześkie. Chyba nieco zbyt refleksyjna się zrobiłam. I taka .. introwertyczna. Nie umiem się poskładać tej jesieni, mało tego, ja nawet nie wiem, czego pragnę na tą chwilę, na czym mi zależy najbardziej... Może to i dobrze, że mam małą jakby przerwę od pewnego Ktosia. Wielkimi krokami zbliża się Maraton Warszawski i chyba nie muszę nadmieniać...
Jak ja się cieszę, że kiedy wracam do mieszkania, czeka na mnie mruczące kocię, które kocha mnie bezinteresowną (no dobra, powiedzmy sobie szczerze że czyha na moją czekoladę i na orzeszki w cieście, poza tym głaskanie też nie do pogardzenia) miłością. Poza tym praca, praca, praca i wysyłanie CV do różnych miejsc. Na niewiele poza tym mam czas i może to i lepiej......
Mam dość chwilami. Niewesołe myśli o szukaniu pracy, równie niewesołe myśli na temat aktualnej pracy... Miotają mną wątpliwości, czy wolno mi się zaangażować w tą znajomość głębiej, możliwe, że komuś w ten sposób zamieszam w życiu. I nie, to nie gdybania... Z jednej strony pomimo, że znamy się w sumie dość krótko, przy nikim tak się nie czułam. Mimo, że zdarzyło się między...
Niemożliwe. Im dłużej go znam (a i tak nie jest to długo), tym więcej wspólnego między nami widzę. Upodobania kulinarne, miłość do książek i muzyki... Dla równowagi mnóstwo nas dzieli. Czasem z tych różnic wynikają naprawdę fajne rzeczy, zaczynam uwielbiać te nasze dyskusje i wymiany poglądów... Na dobrą sprawę to, co się między nami pojawiło, może zniknąć równie szybko jak się pojawiło. Kiedy...
Totalne szaleństwo. Koty wróciły i szaleją po mieszkaniu, moja kocia miłość domaga się tulenia i głaskania, jak tu nie kochać takiego drania, który miauczy wniebogłosy, drapie i wszędzie zostawia swoją sierść? Nie da się... W powietrzu czuć już jesień, dym z palonych gałęzi i liści miesza się z zupełnie innym, jakby chłodniejszym powietrzem... Zieleń liści już nie tak zielona. Podlewam moje roślinki na...
Asertywność? Trudno sobie zaufać na nowo i bronić tego, co dla mnie samej ważne, nawet za cenę, że bliscy nie zrozumieją, że się odsuną, odwrócą, odejdą bo nowa ja będzie nie do stolerowania, bo to już nie dawna Margerytka. Pewna znajomość bardzo dla mnie budująca i rozwijająca. Rozmowy o wszystkim i podobne poglądy. Różnice poglądów, które mi się podobają, bo poznaję zupełnie inne...
Coś się dziś pozytywnego unosi w powietrzu:) Albo to mi jest tak pozytywnie, też nie z niczego :D Wstałam o 5ej i pojechałam na drugi koniec miasta rowerem (!) po to, by wziąć udział jako wolontariuszka w kolejnym z biegów Pucharu Maratonu organizowanym przez Fundację Maraton Warszawski. To była ostatnia taka impreza przed Maratonem. Na maratonie już wiem, że będę, choćby nie wiem...