Szukanie złotego środka czyli na ki diabeł mi asertywność?
12:23:00Asertywność?
Trudno sobie zaufać na nowo i bronić tego, co dla mnie samej ważne, nawet za cenę, że bliscy nie zrozumieją, że się odsuną, odwrócą, odejdą bo nowa ja będzie nie do stolerowania, bo to już nie dawna Margerytka.
Pewna znajomość bardzo dla mnie budująca i rozwijająca. Rozmowy o wszystkim i podobne poglądy. Różnice poglądów, które mi się podobają, bo poznaję zupełnie inne podejście, te zmiany pokazują mi coś zupełnie nowego, innego. Ciepło. Inspiracje obustronne. Pozytywne słowa na mój temat, komplementy których łaknęłam jak kania dżdżu. Kiedy ostatnio ktoś mnie traktował jak perełkę? Nie powiem, to miłe być traktowaną w ten sposób.
I być może o krok za daleko. To on, nie ja. Moje granice dały o sobie znać. I nie, nie mam na myśli Em Em.
Złość na siebie, bo kiedy już poukładałam sobie czego chcę, a czego w tej chwili absolutnie nie- spotkaliśmy się i ja znów nie umiałam o tym mówić, zacięłam się, uciekłam. Łzy pojawiły się same. Przytulenie.
A jeszcze dużo, dużo później kilka głębokich oddechów i mail tak szczery, jak tylko byłam w stanie. Może to i dobrze, że dość niespodziewanie moje wyjście na krótko z mieszkania skończyło się wieczornym powrotem i brakiem czasu przez cały dzień. Brakiem czasu, by sprawdzić, czy odpisał. I co odpisał.
Odpisał. Na tą chwilę pozytywnie i cieszę się, że byłam szczera. Za to zła jestem na siebie, że znów tylko słowo pisane, że słowo mówione ucieka kiedy jest najbardziej potrzebne, że jeszcze nie umiem być tak szczera jak bym chciała, że nie umiem rozmawiać bez tabu. A on? Co dalej- nie wiem. Chcę mieć to, co mam teraz i to, na co się zgodzę, nie pójdę dalej... Co dalej- to się okaże.
Zastanawiam się nad tym, że odkąd zaczęłam pracować wśród różnych ludzi, sytuacja niejako wymusiła na mnie bardziej asertywne reakcje, bo inaczej pozwoliłabym się zniszczyć emocjonalnie. Nie pozwolę na to. No i zaczęłam się zmieniać. Czy miał na to wpływ fakt, że coraz mniej na mnie oddziaływał przez ostatnie miesiące A.- człowiek nazywany przyjacielem, któremu wiele zawdzięczam ale z którym nie chcę mieć na ten moment nic wspólnego? Przez ostatnie miesiące zdecydowana byłam robić to, co uznałam za słuszne, mimo jego negatywnego podejścia, krytyki i niezrozumienia, później... odeszłam jeszcze bardziej. A jemu nie umiałam się przeciwstawić. Prawie nigdy. Nie, kiedy znaczył wiele, nie kiedy traktował mnie jak damę, nie kiedy rozśmieszał do łez i znajdywał dla mnie czas, kiedy nikt inny go nie miał. Czy to jednak nie za wysoka cena? Dziś zamilkłam a i on się nie odzywa a mi pozostało układanie teraźniejszości...
Na własną rękę.
No dobrze, nie do końca, bo wszak nie jestem sama, mam przyjaciół...
Będzie pozytywnie... :)
A TEGO słucham dziś:)
4 komentarze
Margerytka, trzymam kciuki za Ciebie 'nową'. Pamiętaj, że to, co masz najcenniejsze, masz w środku, w sobie. Wsłuchuj się w siebie, w swoje pragnienia...i nawet jeśli potkniesz się, to dasz sobię radę. I nie jest Ci do tego potrzebny A., który w pewien sposób uzależnia od siebie...Będzie dobrze, bo jesteś wyjątkowa!!!
OdpowiedzUsuńNie wiem kim jesteś, ale sprawiasz wrażenie, jakbyś wiedziała o czym piszesz :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, będzie dobrze, na pewno :)
czytam Cię regularnie, ale nie umie komentować. Anonimowy zrobił to lepiej i ma 100% racji :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że idziesz do przodu.. i że potrafisz już powiedzieć swoje zdanie, nawet jeśli jest pisane - mówione przyjdzie, uwierz!
OdpowiedzUsuńChwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.