List do Przyjaciela

23:03:00

Wiem, że nie lubisz, kiedy płaczę i że nie przekonuje Cię, że właśnie szaleją mi hormony a ktoś puścił mnie w trąbę, co spowodowało moje smutne refleksje na temat moich przyjaźni i relacji wszelakich. Wiem o tym. Znów, jak już tysiące razy nie miałam odwagi opowiedzieć Ci o moich zaplątaniach. Pocieszające jest to, że miałam odwagę opowiedzieć Ci o książce, którą piszę. Choćby i ułomnie.

Dopiero dziś zrozumiałam, że tak długo, jak długo nie będę miała odwagi odsłonić siebie takiej, jaka jestem, ze wszystkimi swoimi wadami, słabostkami i paskudnymi cechami charakteru, dopóki nie będę miała odwagi zaryzykować, że wcale nie będziesz chciał mojej przyjaźni jeśli mnie poznasz tak do końca- daleko mi do przyjaźni.

Przywykłam nazywać przyjaźnią wszystko to, co nią nie było, ten dziwny stan, kiedy nie słucham intuicji, kiedy na rozum wmawiam sobie, że jest OK, no przecież jest OK, (a intuicja mówi: uciekaj, coś nie gra, ale kto by jej słuchał...), kiedy jestem dalej, mam jakiś swój bezpieczny dystans, przecież to mi nie pozwoli dać się zranić. Przestałam nazywać przyjaźnią ten niezwykły stan spokoju, pogodnego "po prostu bycia", kiedy nawet nie trzeba dużo mówić, żeby wiedzieć, żeby czuć, że naprawdę jest OK, tak jak jest i po prostu pragnie się, żeby tak było. Teraz widzę, że to był błąd.

Chcę mieć wybór... Chcę być pewna, że jeśli znajdę się w relacji, która będzie mnie krzywdziła, będę miała siłę ją zerwać. Nie sztuka być w relacji tylko z lęku przed samotnością, kurczowo trzymać się kogoś (a to mi chyba ostatnio wychodzi super... tyle że wcale dumna z tego nie jestem) tylko dlatego, że ta osoba ma cierpliwość, żeby wysłuchać, że jest blisko, że znajduje czas... a gdyby nie ona, nie miałabym siły dać się poznawać i poznawać kogoś, uczyć się jego wad i zalet, uczyć się zaufania, uczyć się dawania i otrzymywania. Chcę umieć zdecydować się na przyjaźń z Tobą. Świadomie. Nie dlatego, że akurat czuję się samotna i chcę zapełnić jakąś pustkę w sobie. Chcę mieć odwagę odsłonięcia samej siebie i przyjęcia wszystkiego tego, co chcesz i możesz mi dać, tego, jaki jesteś, ze wszystkim bez wyjątku.

Pragnę ciepła. Pragnę troski. Z całych sił pragnę być blisko. I, choć może za rzadko się do tego przyznaję, chcę obdarzać ciepłem, troską, chcę się dzielić uśmiechem. Chcę dawać z siebie to, co dobre, co ciepłe i ufne... Do szału mnie doprowadza stan, kiedy nie mam odwagi powiedzieć komuś: Słuchaj, potrzebuję żebyś mnie wysłuchała... bo nawet nie chodzi mi o rozsądne rady, ale o Twoją obecność, o rozmowę z Tobą. Nie mam odwagi, bo mam poczucie, że zamykając się na ciepło, zamykam się też na dawanie ciepła. Udaję, że jestem samowystarczalna. Co jest w stu procentach szpetnym kłamstwem. Udaję, że jestem cholernie silna i cudnie sobie radzę. Co jest kolejnym szpetnym kłamstwem. Gdybym tak się zastanowiła, na pewno znalazłabym ich jeszcze wiele.

I wiesz co? Coraz mniej mi chodzi o to, czy ktoś znając mnóstwo moich zalet, skupia się na jednej wadzie i mówi: wiesz, nie chcę mieć z Tobą kontaktu. Jeśli tak jest, to może i lepiej, nie chcę się przyjaźnić z kimś, kto mnie tak ocenia. Coraz bardziej chodzi o to, by znając własne zalety uwierzyć, że dla innych są one tak samo fajne, że to nie bezsensowny egoizm, tylko zdrowe docenianie siebie, a skoro ja siebie doceniam, to czemu inni mieliby mnie nie-doceniać? Na tą chwilę trudne mi się to wydaje, ale wiem, że osiągalne...

W jednej ze swoich książek Buscaglia (chyba on) napisał, że tylko wtedy w związku może zaistnieć bliskość, kiedy dopuszczamy ryzyko rozstania. Czuję się teraz trochę tak, jakbym sama sobie zapięła kajdanki na rękach i dobrowolnie oddała Ci klucz (nieważne, czy przykuwając się do Ciebie, czy nie)... A chcę móc po prostu wsunąć swoją dłoń w Twoją i tak iść, wiedząc że i mi to odpowiada i Tobie, nie dlatego, że ktoś kogoś zmusza. I choć to akurat dotyczy czegoś innego, przypomina mi się jeden cytat:

Teraz żyję jak w komorze ciśnieniowej. Nie potrafię nawet tego opisać. To takie
uczucie jak wobec kogoś, na kogo byłeś bardzo zły, a on zapadł na jakąś straszną
chorobę. Ty nadal go kochasz i w głębi serca bardzo ci na nim zależy. Ale
nie ma już między wami bliskości, prawdziwej bliskości. Nie mówię o seksie.
Mówię o uczuciach. Nie mogę powiedzieć mu o tym, co naprawdę czuję, bo on
jest tak nieodporny... taki delikatny. Nie mogę wyjawić mu moich marzeń czy
planów, bo on czuje się wtedy zagrożony. Prawdziwa bliskość nie jest możliwa
wtedy, kiedy musisz liczyć się z każdym słowem.
(Susan Forward, "Szantaż emocjonalny")

Tyle że ja powiedziałabym: Nie mogę wyjawić mu swoich marzeń czy planów, bo może znając je, by mnie odtrącił, a ja zostałabym sama i poczułabym się cholernie samotna...

Wiem, że lekarstwem na to wszystko jest tylko spojrzenie w siebie, wiedza o tym, czego pragnę, zaufanie sobie... i intuicji. Zaufanie innym. Widzenie rzeczywistości...

I pewnie kiedyś Ci opowiem o tym, o czym teraz piszę i czego nie chcę, żebyś przeczytał, przynajmniej teraz. Tylko wtedy przytulenie będzie miało dla mnie taki wymiar, jakiego pragnę. I tylko wtedy przyjaźń będzie mi się kojarzyć z dłonią w dłoni, a nie kajdankami.

Wierzę, że mi się uda:)

You Might Also Like

0 komentarze

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe