Znów o asertywności?

21:19:00

Zdaję sobie sprawę, że czasem trudno mi "wypośrodkować" mówienie o tym, co mi przeszkadza, nie podoba się, męczy... w drugiej osobie. Kiedyś nie mówiłam w ogóle o sobie i swoich problemach, powoli to zmieniłam, za to ciągle niełatwe jest dla mnie mówienie drugiej osobie rzeczy w stylu: "Nie lubię jak się tak zachowujesz"... "Przeszkadza mi to, że..." i tak dalej.

I nie chodzi tu o to, żeby powiedzieć i tyle. U mnie bywają zazwyczaj skrajności: albo nie mówię, co mi nie pasi, kurczę się z sobie, ciskam i wściekam, złoszczę i gryzę sama ze sobą, złorzecząc na drugą osobę, albo jak już nie wytrzymuję, kłócę się i to już wybuch na miarę atomowego. Wiem, że ani jedno, ani drugie dobre nie jest. Ostatnio zaczęłam szukać trzeciego rozwiązania, w tej intencji A. pożyczył mi na moją prośbę "coś o asertywności", a swoją drogą moje próby złagodzenia ewentualnego wybuchu...

Gdzieś jednak mi umknęło, że w zasadzie to po co komuś moja asertywność i odmawianie. Że źle się czuję? I co z tego? To ja się źle czuję. Milczenie przynajmniej stwarza pozory i pozwala czuć się przekonanym o własnej nieomylności i dobrym postrzeganiu przez innych. Że coś mi nie pasuje? No i co z tego? Innym też nie pasuje a jakoś nie robią z tego rabanu. Wniosek: siedź cicho i się nie wychylaj, bo jak się wychylisz to jeśli nawet nie przyczepią się do komunikatu, do skrytykują że nie w tej formie go przekazałeś.

Za to boli szczególnie, kiedy mówią coś takiego osoby, które uważało się za przyjaciół i które zna się nie od wczoraj, a od kilku lat.

You Might Also Like

0 komentarze

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe