Poranek w Arkadii
08:55:00"I ja byłam w Arkadii..."- parafrazując tytuł obrazu. Nie, nie byłam w raju, doprowadzając się do jakiegoś szalonego stanu nie-wiem-czym, a tylko zaczęłam poranek w najbliższym mi parku, który właśnie tak się nazywa:)
Skoro już obudziłam się tak wcześnie (7 rano jak na ostatnie dni to baaardzo wcześnie), stwierdziłam, że owszem, dziś też pójdę biegać. Nie ma to jak wjechać mi na ambicję ;)
Więc szybko kawa z mlekiem, wypędzenie resztek snu, zabranie do kieszeni szortów tego, co najpotrzebniejsze i biegniemy. Dobiegnięcie do parku zajmuje mi kilka minut, wliczając w to schody do niego prowadzące. Dziś jednak chyba za dużo myśli plątało mi się po głowie i zbyt byłam zmęczona po wczoraj, żeby pobiegać tak długo, jak bym chciała. Oj, miewałam lepszą kondycję;)
Bateria w empetrójce się skończyła, moja energia też znacznie "oklapła", i może nawet całkiem fajnie na tym wyszłam. Zrobiłam sobie spacer po ścieżkach parku... Jest położony dosyć daleko od ruchliwych ulic, w dole, nie słychać tam już samochodów (no, prawie), raczej śpiewające ptaki. W samym centrum jest dosyć spore jeziorko, po którym pływa mnóstwo kaczek, miejscami rośnie trochę drzew prawie-jak-w-lesie, poza tym trzciny... I ten obłędny zapach skoszonej trawy.
Kiedy tak sobie spacerowałam, zagapiłam się na parę czarno-białych kaczek, z małymi kaczuszkami... Małe były puszyściutkie, takie tycie i przemiłe... Zachwyciłam się. Wróciłam do mieszkania jeśli nie "wybiegana" to chociaż zrelaksowana.
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.