"Często zdobywam się na odwagę spojrzenia ci prosto w oczy, aby zobaczyć w nich ciebie zamiast moich fantazji na twój temat"

10:05:00

O fantazjach mogłabym pisać i pisać, to temat rzeka...

Wszak to dziecko, które uciekało w świat marzeń, fantazji, wyobraźni i książek i ta dawniej osamotniona i niemalże aspołeczna dziewczyna a teraz o wiele bardziej towarzyska i "do ludzi" osoba - to cały czas ja.

Przecież tak łatwo coś sobie wkręcić.
Przecież tak łatwo odbiec od rzeczywistości we własne wyobrażenia na czyjś temat, tkwienie we wspomnieniach lub w marzeniach, wyobrażeniach i fantazjach na temat tego, co może się zdarzyć.
A później jakoś ciężko do rzeczywistości wrócić.
A później nawet postrzeganie tego, co jest realnie i namacalnie szwankuje, nie zauważa się pewnych drobiazgów, albo odruchowo interpretuje się je zgodnie z tym co by się chciało widzieć.
Powstaje jakiś nierealny, z dnia na dzień coraz bardziej zakłamany obraz.
Tak było nieraz, wiem po sobie... jak łatwo sobie namieszać.
Zdecydowanie wolę to co realne, a smak życia wolę odnajdować w tym, co się zdarza a nie w tym, jakie mam wyobrażenia na temat tego co się zdarza. Życie jest zbyt fascynujące by żyć niejako obok niego.
Choć nie powiem, łatwo nie jest.

Przychodzę z daleka. Z miejsca, gdzie "Czy mogę coś dla ciebie zrobić?" oznacza: "Przepełnia mnie lęk. Czy mogę zostać z tobą? Nie zostawiaj mnie!" Złość znajdowała tam wyraz wyłącznie w uprzejmym uśmiechu. Powstrzymywane łzy spływały do mojego wnętrza: gorący prąd, który szukał sobie ujścia poprzez moje gardło lub wtapiał się w żołądek. Naczynie, wypełnione po brzegi zmartwieniami, których nigdy nie ubywało. Tak bardzo tęskniłem za kimś, kto by mnie nie oceniał, że nie miałem już odwagi spojrzeć komukolwiek w oczy. Słowa, które mogłyby mnie zbliżyć do innych ludzi, przestałem wypowiadać nawet w moich myślach. Dłonie, które pragnęły dotykać, stały się sztywne i zimne jak obcęgi, a skóra, tak bardzo tęskniąca za dotykiem, wbrew sobie unikała wszelkiej czułości.

Zwątpienie odgrodziło mnie od świata niczym czarny mur. A jakby tego jeszcze było mało, zacząłem znęcać się nad sobą w jeszcze inny, dużo bardziej bolesny sposób. Winiłem samego siebie za własne przygnębienie. Trwało to latami. Dzień za dniem czyniłem sobie wyrzuty z powodu wszystkich moich nerwic. Poniżałem siebie, karałem, skazywałem na piekło doskonałości pod hasłem: to be the best or not to be... Odbyłem wielką podróż. Nie wiem jednak, czy posunąłem się w niej choćby o mały krok naprzód. Czasem mam wrażenie, że ta niezwykle długa droga, którą podążałem, okazała się okręgiem. Ilekroć drogę tę obierałem, wracałem niezmiennie do punktu wyjścia, który za każdym razem wydawał się leżeć coraz niżej.

Coś jednak uległo zmianie: nie jestem już swoim wrogiem. Mam dla siebie coraz więcej sympatii. Czasami naczynie przepełnia się, a łzy płyną mi po policzkach, ale nie palą już mojego żołądka ani gardła. Często zdobywam się na odwagę spojrzenia ci prosto w oczy, aby zobaczyć w nich ciebie zamiast moich fantazji na twój temat. Czasem moje ręce nie stają się sztywne. Czasem też nie boję się zaufać pieszczotom. Bicz doskonałości stopniowo ustępuje miejsca poczuciu humoru neurotyka, godzącego się na własną niedoskonałość i nie bojącego się odkryć przed światem.

s.29 "Gras unter meinen Füssen", Bruno-Paul de Roeck, Rowohlt Taschenbuch Verlag GmbH, Reinbek bei Hamburg 1985
Książka jeszcze nie wydana w Polsce.


You Might Also Like

0 komentarze

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe