Kiedy ktoś inny dopisuje nowe zakończenie historii
10:46:00Ta historia zaczęła się latem, 7 lat temu. To były najdłuższe wakacje jakie miałam: w kwietniu skończyłam szkołę, w maju zdawałam maturę, letnie miesiące to był czas odpoczynku i zarobienia sobie dzięki zrywaniu owoców, a jesienią zaczęłam studia. Ostatnie takie wakacje, a zarazem pierwsze, bo tak długich wakacji jeszcze nie miałam.
Pamiętam, że ciężko mi było wtedy oswoić się z myślą, że niebawem "wyfrunę" z domu, nie mogłam się dogadać z rodzicami, im też zapewne łatwo nie było. Dodam,że byłam wtedy dość zamkniętą w sobie osobą, mało towarzyską, zakopaną po uszy w książkach i fantazjach. Koniec końców bardzo się wtedy zbliżyłam z moją sąsiadką starszą ode mnie o naście lat, dużo tego lata rozmawiałyśmy (przy okazji zrywania owoców i nie tylko). W jakimś sensie mnie te rozmowy otworzyły na ludzi i na pewno zmieniły moje życie na lepsze.
A jednak...
Kilka miesięcy później niemal zupełnie straciłyśmy kontakt i to nie była moja decyzja.
Źle mi z tym było. Co prawda wciągnęło mnie studenckie życie, nie na tyle jednak, żebym zapomniała o ludziach, którzy byli ważni wcześniej. Właściwie od tamtej pory nie zdarzyło mi się już z moją sąsiadką rozmawiać w cztery oczy. Czasem spotykałyśmy się przypadkiem, zamieniałyśmy kilka słów, co tam u Ciebie, u mnie to i to- i tyle. Coś się skończyło. Było w tym trochę żalu z mojej strony, może i niechęci, bo jeśli ktoś mówi że mnie lubi a jednocześnie mówi: musimy ograniczyć nasze rozmowy, znajomość, bo mam rodzinę (mąż, dwoje dzieci), na której muszę się skupić, bo mam dużo rzeczy na głowie, a Ty powinnaś mieć znajomych w swoim wieku... cóż, dla mnie to nie argumenty.
Pięć lat od tego naszego początku i zarazem końca bliskiej znajomości, też latem, poznałam kogoś zupełnie innego. Po prostu w wyniku częstych zmian kadrowych w naszej firmie przyszła do nas nowa managerka. I o ile na początku wydawała mi się nawet sympatyczna, to czas jakiś później miałam mieszane odczucia co do niej. Z jednej strony ją lubiłam, z drugiej złościłam się na nią jak na mało kogo. Poza tym miałam wrażenie, że już się kiedyś spotkałyśmy, choć nie było to realne. Z czasem zauważyłam, że jeśli coś mnie z jej strony irytuje, to jakoś nijak się ma do przyczyn, jest nieporównywalne, jakoś tak przesadnie.
I w ogóle jakoś dziwnie. A mimo to tak się nam ułożyło, że kiedy miałam problem, to do niej się zwróciłam, co wywołało ciąg wydarzeń kończący się w teraźniejszości sytuacją kiedy pomimo jej przeniesienia się gdzie indziej, mamy kontakt, rozmawiamy praktycznie o wszystkim i właściwie nie ma między nami tematów tabu. Jest za to ciepło. Jest zaufanie. Szczerość.
I gdzieś w tym wszystkim uświadamiam sobie że obie bliskie osoby łączy tak wiele... drobne zbiegi okoliczności, a tak mnóstwo ich że uwierzyć w to ciężko. A jednak są.
Zdałam sobie sprawę, że już wiem skąd to wrażenie "czy ja Cię już kiedyś nie spotkałam"... to tylko wrażenie, bo podobieństwo czysto fizyczne też się w te zbiegi okoliczności wpisuje.
I czuję się tak, jakby ktoś tak jak w tytule: napisał zakończenie starej historii... zakończenie, którego brakowało, to tak, jakby ktoś nie skończył pisać historii albo zapisał mnóstwo kartek, ale wyrwał te z zakończeniem. I nagle ktoś usiadł, napisał kilka stron i skończył tę historię. Zamknął. A zarazem napisał nowy początek. Czegoś zupełnie innego.
A zarazem... dopiero teraz mogę spojrzeć na kogoś, kto teraz jest dla mnie ważny- jak na osobę, którą rzeczywiście jest, nie przez pryzmat narzucających się skojarzeń, wspomnień...
6 komentarze
Czasami jest tak, że Ważny Człowiek musi odejść. Dzieje się to w jakimś celu. Żeby dojrzeć, docenić, złapać dustans, popatrzeć szerzej. Najważniejszy dla mnie (dla nas) Człowiek nie ma z nami kontaktu już od kilku lat. Zbudował nas i... zostawił. Jesteście gotowi- powiedział odchodząc. Nie byliśmy. Ale dzisiejsza nasza 'mądrość' wynika z tego, że pewne prawdy odkryliśmy sami, a nie z Jego pomocą.
OdpowiedzUsuńJednak doświadczenie pewnych rzeczy na własnej skórze to o wiele więcej niż tylko posłuchanie czyichś rad...
UsuńChoć to czasem trudne, wolę docenić to, co jest i ludzi, którzy wiele znaczyli choć już ich nie ma w moim życiu.
Dreamu ma rację :-) nic nie dzieje się bez powodu :-)
OdpowiedzUsuńA we wszystkim można znaleźć pozytywne strony... albo w prawie wszystkim :)
UsuńNiektórzy ludzie są z nami na pewnym etapie życia, potem odchodzą, pojawiają się kolejni, którzy ich zastępują... ważne, żeby zawsze ktoś był obok.
OdpowiedzUsuńnie wiem, czy mnie pamiętasz, kiedyś prowadziłam bloga za-kraina-czarow..., teraz postanowiłam wrócić do blogosfery na bez-popcornu.blogspot.com :) i póki co nie uciekać. :))
Może właśnie w tym rzecz, że ludzie odchodzą i nie da się nic na to poradzić a zamiast zamęczać się tym że odeszli, lepiej cieszyć się tym, że byli? Choćby przez jakiś czas...
UsuńCieszę się ze znów jesteś :)
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.