Szachetne zdrowie...
16:35:00No właśnie, już Kochanowski podkreślał wagę "szlachetnego zdrowia", a jak jest teraz?
Zastanawia mnie to, co ostatnio przeczytałam w książce wspomnianej niedawno Hope Edelman. Że kobiety, których matki zmarły przedwcześnie z powodu choroby, popadają często w jedną z dwu skrajności: albo stawiają na profilaktykę aż do przesady albo... zupełnie zaniedbują badania, dbanie o siebie, niekiedy wręcz balansują na granicy niebezpieczeństwa na wszelkie sposoby. W czy rzecz?
O ile tą pierwszą postawę rozumiem w pełni, to do drugiej mi o wiele bliżej. Kiedy miałam 19 lat, moja mama dowiedziała się, że ma nieoperacyjnego raka i niespełna rok później zmarła. Mimo kilku lat, które upłynęły od tamtego czasu, moje podejście do badań profilaktycznych się nie zmieniło a u lekarza pojawiam się, kiedy już muszę czyli rzadko. No tak, mogę się łudzić, że w moim przypadku się uda i może być zupełnie inaczej... Nienawidzę przychodni, nienawidzę szpitali.... nawet jeśli jestem tam tylko w odwiedzinach u kogoś. Nienawidzę czuć się bezsilna. Nienawidzę...
Gdzieś w środku czai się też strach, że mogłoby się okazać, że rak rozpanoszył się i w moim ciele. Co bym wtedy zrobiła? Jak to zniosła? Czy byłabym na tyle silna, by dać sobie radę?
A jednak coraz częściej myślę, że gdyby tak miało się stać, chciałabym mieć tę świadomość wcześniej. Może wtedy miałabym również szansę na wyleczenie. Zupełnie inaczej niż mama.
Dlatego na przykład przełamałam się wreszcie i zapisałam się na profilaktyczną cytologię. Poniżej link do strony na temat:
Bezpłatna Cytologia
I dlatego też założyłam sobie kartę w przychodni i poszłam do lekarza, by zrobić sobie w końcu od dawna odkładanie podstawowe badania. Chyba tak jest lepiej. Mimo, że swojej niechęci do lekarzy, przychodni i szpitali jeszcze się nie pozbyłam i zapewne długo jeszcze się nie pozbędę, może w ogóle.
2 komentarze
Gratuluję przełamania się :)
OdpowiedzUsuńJa niestety jestem z tych, którzy po prostu mimo racjonalnych dowodów, wierzą, że wszystko przejdzie samo, a wtedy szkoda mojego czasu na wizyty u lekarza. Oczywiście nie zawsze się tak działo i czasem lądowałam już nawet na pogotowiu, lecz mimo to, albo dzięki temu, mój organizm jest niezmiernie wytrwały i pewnie nie raz zadziwi lekarzy.
Czy wygra z rakiem? nie sądzę, ale ja nie martwię się o siebie, a o swoich bliskich i ich wyganiam. Zdecydowanie wolałabym umrzeć pierwsza od ukochanego. Z wiadomych względów.
Co do zapału, opisałam wówczas jak on wygląda u mnie, że wszystko robię w myślach, jak u Ciebie jest to nie wiem, wiem jedynie, że istnieje takie zjawisko, gdy ludzie mimo ambicji coś porzucają, zaraz po zaczęciu.
Pozdrawiam :)
Brawo, Margerytko, brawo! ;)\Wiem, że na pewno jest ci ciężko, ale zrobiłaś już pierwszy krok - a to świetnie ;)
OdpowiedzUsuńChwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.