"gdy ktoś mnie szukał i jestem mu zbędny"

11:17:00

W sumie... mogłam się  tego spodziewać. Mówiąc E., że rezygnuję z naszej współpracy w ramach wolontariatu, nawet proponując coś, co ma moją decyzję uczynić lżejszą do zniesienia, powinnam była założyć, że się na mnie wkurzy, obrazi i zerwie kontakt jakikolwiek. Piszę o tym, bo tak właśnie zareagowała. Przynajmniej ja tak to odbieram.

Nie było mi i nie jest łatwo. Myślałam o rezygnacji od jakiegoś czasu, jednak wmawiałam sobie, że dam radę, że pogodzę wszystko, że będzie OK. Do czasu, kiedy chyba mnie cała sytuacja przerosła i do tego pojawiła się tęsknota za ludźmi z mojego dotychczasowego zespołu, za poczuciem bezpieczeństwa związanym z naszym liderem i w ogóle.

Po tym, jak przyznałam się, że rezygnuję, dopadły mnie myśli, że może nie powinnam, może dobrze było już dawno porozmawiać, może powinnam zostać mimo wszystko. Za dużo tych "może". Chyba powinnam pozostać przy tym, co powiedział o tym Pan Kot: żebym robiła to, co sprawia mi frajdę, z ludźmi z którymi się dobrze czuję, w końcu to wolontariat, jeśli mam się do czegoś zmuszać, to jakby zaprzeczenie idei...

Gryzie mnie to milczenie E. Rzekłabym, że kamienne. Dla niej najwyraźniej moja rezygnacja jest równoznaczna z odrzuceniem jej jako osoby, z zerwaniem naszej znajomości. Dla mnie nie jest. Nie rzucam wszystkiego w ramach kaprysu i wiem, że stawiam ją w głupiej sytuacji a jeśli chcę to choćby odrobinę zrównoważyć, oferując pomoc, wsparcie a odpowiada mi wymowne milczenie, czuję się głupio. Idiotycznie.

Gdyby między mną a moim liderem było inaczej, obawiałabym się, co on może o  mnie od E. usłyszeć negatywnego i czy to nie sprawi, że może mnie zacząć dziwnie traktować. Wszak swojego czasu byłyśmy ze sobą w miarę blisko i... rozmawiałyśmy szczerze. A przecież pamiętam swój dołek gigantyczny bo A. tak się przejął czyimś gadaniem o mnie, że zażyczył sobie dostępu do mojego bloga, bo podobno stawiałam go  złym świetle, pisząc o nim niestworzone rzeczy i podpisując się pod tym własnym imieniem i nazwiskiem. Do dziś pamiętam swoje rozżalenie i to, jak bolała świadomość, że wystarczyło kilka słów osoby, która zapewne mnie nie zna zbyt dobrze, by człowiek, którego nazywałam przyjacielem zaczął mnie podejrzewać o różne paskudne rzeczy i zapragnął poczytać mojego bloga by to osobiście sprawdzić.
A tymczasem... czuję się naprawdę bezpiecznie. Bo wszystko to, co mogłoby na mnie rzucić negatywne światło, M. wie ode mnie. Poza tym wiem, bo sprawdziłam po wielokroć, że jego stosunek do mnie nie zmieni się diametralnie pod wpływem kilku słów, nieważne czy moich czy kogoś innego, jednego @ czy smsa. Daje mi to poczucie bezpieczeństwa, że nie zostanę skreślona tak ot...
   
...po prostu ja przyjmuję ludzi takimi jacy są, a nie jakimi chcieliby być. mało mnie też obchodzi ich przeszłość, no bo to jest już coś co się nie zmieni. bardziej interesuje mnie to czy chcą spojrzeć w przyszłość,
stawić jej czoła i iść mimo nieznanych przeszkód, dlatego też opowieści o przeszłości po prostu przyjmuję do wiadomości. a niby co innego mam robić? użalać się? zwykle ludziom nie o to chodzi...

  Idę toczyć potyczki z katarem, ehhhh.



You Might Also Like

2 komentarze

  1. Margerytko, nie znam Ciebie i Twoich znajomych, ale zastanów się, czy takie osoby, jak E. czy A. są warte Twojej uwagi, znajomości. Nie znam Ciebie, tych osób, ale wydaje mi się, że jeżeli były z Tobą jakoś blisko związane, to zamiast focha E., czy też braku zaufania A. wystarczyła szczera rozmowa z Tobą, a nie obrażanie, czy sprawdzanie. O braku zaufania w przyjaźni nie może być mowy...Potrafisz ufać tym osobom? Chyba chcą, abyś czuła się winna,tylko dlatego, że robisz to, co czujesz. A to nie jest w porządku. Życzę zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz w tym co piszesz, sporo racji... nie bez powodu zerwałam w końcu jakikolwiek kontakt z A. i nie narzekam z tego powodu.
    Co do E. to po prostu zabolało, minie za jakiś czas, a mi chyba czas przestać się łudzić, że byłyśmy ze sobą blisko. Gdyby tak było, obchodziłyby ją powody, dla których zrezygnowałam.
    Przyszła mi do głowy myśl, że może to dobrze, że na takim etapie przekonałam się, na ile się dobrze rozumiemy: pierwszy konflikt i koniec znajomości. A co by było, gdybyśmy się ze sobą nie zgadzały w trakcie współpracy?...
    Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe