Czas się ogarnąć

19:54:00

To, jak bardzo mnie zabolała cała ta sytuacja z Ł. zaskoczyło nawet mnie samą. Ja wiem że czasem patrzę ponuro, że smutam, zamulam i w ogóle, ale ta sytuacja przekroczyła pewne granice.
Co dostrzegli bliscy mi ludzie też.
Niby jest OK, niby w porządku, tak na co dzień, ale ... wcale nie.
Stąd decyzja by spotkać się z psychologiem, chyba czasem inaczej się nie da.
Czasem myślę o tym z obawą, z niechęcią, ze wszystkim co możliwe, ale nawet ogarnęłam dziś skierowanie więc jakoś... do przodu. Zaczynam mieć wrażenie że znów podjęcie kilku rozsądnych decyzji sprawia, że cała reszta się "sama układa" i może tak właśnie jest OK.



Czasem o tym myślę w ten sposób, że może takie sytuacje też były mi potrzebne żebym się przekonała o kilku ważnych dla mnie rzeczach, które mi jakoś na co dzień umykają.

Co mam na myśli?

Może nie ze wszystkim mogę i nawet nie powinnam dawać sobie radę sama. Wieczne bycie Zosią-Samosią, upieranie się, że dam radę, że zadowolona będę tylko wtedy jeśli sama to zrobię, a czasem: jeśli nie uda się tego zrobić idealnie, to nie będę tego robić w ogóle. Cholerny perfekcjonizm z którym powoli staram się zmierzyć i go zniwelować. I jeszcze inna strona tego wszystkiego: przekonanie, że proszenie o pomoc w drobnych sprawach jest OK a w tych poważniejszych- nie. Cholernie trudno mi poprosić o pomoc. Powiedzieć: sorry, ale kompletnie tego nie ogarniam. Od A do Z powiedzieć co mnie boli, co czuję licząc się, że może mnie spotkać zranienie. A jednak ostatnio to robię. Coraz częściej.

Ale też to, że OK, są ludzie, których najwyraźniej nieszczególnie obchodzi co czuję i co się ze mną dzieje, w jakim stanie mnie zostawiają samą z własnymi emocjami i naprawdę czarnymi myślami, tuż po tym, jak nie starczyło im odwagi by być tak samo szczerym jak ja wobec nich. A jednocześnie uświadamiam sobie przy tej okazji, że są ludzie, dla których owszem liczy się co czuję i co się ze mną dzieje, którzy się o mnie martwią i mówią/piszą mi o tym... I że lubią mnie mimo moich wad, złych chwil i tych momentów kiedy jestem tą wredniejszą, kapryśniejszą i mniej miłą wersją siebie.

Czasem nie wiem co powiedzieć kiedy słyszę/czytam że ktoś się o mnie martwi, albo że jest ze mnie dumny, że cieszy się z moich sukcesów. Przez ostatni rok słyszałam takie słowa więcej razy niż przez ostatnich kilka lat razem wziętych, zajmie mi jeszcze trochę czasu zanim się z tym oswoję... Dlaczego?
Bo to takie nie w stylu moich rodziców, mojej rodziny, do jakiegoś momentu i bliskich mi znajomych...

I wdzięczność do samej siebie, a może też i do losu, opatrzności, czy jakkolwiek to nazwać- że jestem w stanie się zmieniać, że rok temu byłam zupełnie inną osobą, że tak bardzo, bardzo, bardzo doceniam wszystko to, co się wydarzyło w ciągu ostatniego roku, jak bardzo się zmieniłam przez ten czas. Zdecydowanie wolę siebie z teraz.

Tymczasem zakładam odświętny strój, przeproszona z moją czarną a'la japońską tuniką w zielone motyle i fioletowe gałązki z zielonymi kolczykami i zielonymi paznokciami w duecie idę na koncert TEGO chóru wiedząc że spotkam tam kilka bliskich mi osób, a jedna z nich będzie śpiewać :)

You Might Also Like

0 komentarze

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe