Znów o tej złości
21:45:00Zagadkowe dla mnie jest to, że można tak na jakąś sytuację spojrzeć, ale... cóż, wiem, że to możliwe.
Pewnego razu jedna dziewczyna zdenerwowała się na swojego znajomego (a że powody miała konkretne, wściekła się dość mocno) a przy okazji na kogoś jeszcze, z powodów mniej konkretnych. Krótko po dość burzliwej rozmowie z tym znajomym, facet dostał gorączki i rozchorował się. Znajoma nie mogła spać, bo tej samej nocy rozbolały ją plecy. Przypadek? Może. Jednak to wtedy po raz pierwszy usłyszałam, że własną złością można komuś wręcz zaszkodzić.
Jednak, mimo wszystko, najbardziej szkodzi się sobie, kumulując złość, wściekłość i inne takie. A gdyby tak na choroby "dziedziczne" popatrzeć inaczej? Zakładając, że jest tak: jeśli nie radzę sobie z własną złością, tylko ją w sobie tłumię i kumuluję, bo nie daję sobie prawa do złości i wściekłości, uważam że jest "zła"- to prawdopodobnie tego samego nauczę swoje dzieci, które jeśli nie wydarzy się w ich życiu coś, co zmieni ich styl życia, podejście do świata, będą złość traktowały tak samo. Kumulująca się złość, która nie ma ujścia, uszkadza najwrażliwsze narządy (w tym trzustkę), powolutku zaczyna niszczyć... na początku niszczy tylko mnie, doprowadzając np. do raka trzustki. Jeśli dzieci przejęły mój światopogląd, je też złość będzie niszczyć tak samo. Patrząc z boku, można by powiedzieć, że chorobę dziecko odziedziczyło po rodzicu, ale... czy może być też tak, że się odziedziczyło tylko sposób postępowania ze złością?
Sama z siebie bym do tego nie doszła....
Czasem nie radzę sobie ze złością. Wczorajsza rozmowa z Kristą przekonała mnie, że mam w tym temacie wiele do zrobienia, inaczej przytłumiany wulkan złych, niszczących emocji kiedyś wybuchnie i ... będzie katastrofa.
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.