Wieczór w Muzeum Erotyki i deszcz...
11:04:00Od kilku dni trudno mi tu naskrobać coś sensownego. A to czasu brakuje, a to myśli uciekają... albo zwyczajnie dużo się dzieje.
Przynajmniej jestem już spakowana, bilet do Krakowa już mam, dalej będę kombinowała po drodze;)
Wczoraj odwiedziłam Muzeum Erotyki w towarzystwie R. Może żadne szaleństwo, ale całkiem ciekawie. Niektóre eksponaty były dość intrygujące. Nie zdawałam sobie sprawy, że w międzywojniu można było u nas spotkać ..automat z prezerwatywami. Wszelakie "figurki na płodność" też ciekawie się prezentowały. Swoją drogą patent wykonywania najstarszego zawodu świata... ;) A już to, co malowali bezpruderyjni Chińczycy czy Japończycy.. eh;)
I tak w tym wszystkim najtrudniejsza była odpowiedź na pytanie R. czemu to z nim chciałam tam pójść- skoro mam chłopaka. Nie chciałam, żeby to wyszło jak narzekanie albo żalenie się. Nie chciałam też nakreślać całej sytuacji, aż do bólu. Chociaż cała ta krótka rozmowa przed muzeum była... czymś, co mnie na dobre uspokoiło, po tym całym z jednej strony wariackim dniu, z drugiej sennym (co zaowocowało wypiciem przeze mnie trzeciej kawy przed wyjściem z mieszkania i niemałym roztrzęsieniem). Trochę później stać mnie było na uśmiech i swobodę wobec R. Było miło.
Przekonałam się, że jeszcze istnieją dżentelmeni: padało, więc w międzyczasie uciekliśmy do samochodu, później zaproponował, że mnie odwiezie. Za każdym razem otwierał przede mną drzwi (i sam zmókł), a później miło się pożegnaliśmy pod moim blokiem.
I to jedno zdjęcie, które zrobiłam w muzeum... starałam się, żeby nie było widać odblasków światła na szybie, nie do końca się udało. W szybie osłaniającej pewien dokument można zobaczyć nasze odbicia.
Lubię takie wieczory, zwyczajne i niezwykłe jednocześnie...
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.