"I ja żegnałem nieraz kogoś..."
21:18:00Nienawidzę takich pożegnań.
Jeszcze miesiąc temu może widziałam ich oboje na przystanku, kiedy wracałam z rodzinnego domu do stolicy. Starsze małżeństwo, znajomi moich rodziców, mieszkali niemalże po sąsiedzku przez wiele lat - po tym, jak postanowili opuścić stolicę i zamieszkać w spokojniejszym miejscu. Moje dzieciństwo nosi niezatarty ślad obecności ich obojga... tacy prawie jak ciocia i wujek, mnóstwo książek już nie dla ich dorosłych dzieci a dla mnie w sam raz... powędrowało do mojej biblioteczki i jest tam do dziś.
Kilka dni temu, przelotnie zastanowiłam się co u nich, bo tak się złożyło, że aktualnie pracuję niemal po sąsiedzku z ich dawnym warszawskim mieszkaniem.
I w niedzielny wieczór dowiedziałam się co u nich słychać, niestety. W czwartek na jednym z cmentarzy na obrzeżach W-wy będzie pogrzeb pani Zosi. Mój tata przyjedzie i pojedziemy tam razem, wszak mam tego dnia wolny dzień od pracy.
Tuż po tym, jak usłyszałam ową przykrą nowinę przez telefon od mojego taty, zgapiłam się i przeszłam na czerwonym świetle przez zupełnie pustą ulicę, a tuż po tym zostałam nazwana daltonistką przez pewną panią, która głośno musiała przecież pokazać tej niewychowanej młodzieży, jakie są zasady, wyrazić swoje ubolewanie i złość.
Ciężko...
Jeszcze ciężej, kiedy pomyślę, że ktoś, kto przez ostatnie miesiące stał się jedną z ważniejszych osób w moim życiu, jest tak zajęty, że nawet, gdybym mu teraz napisała o przyczynach mojego smutku i przygnębienia, nie miałby czasu odpisać. Bo nie chciałby tego czasu znaleźć. Bo on mi smęcił, marudził i było OK, ja jemu też... do pewnego czasu.
Cieszę się, że mimo wszystko są wokół mnie inni ludzie.
1 komentarze
Goś... pisz kiedykolwiek !
OdpowiedzUsuńI trzymaj się tam :* ! <3
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.