Notatki pożeracza książek cz. 2 czyli książki Katarzyny Enerlich:)
09:55:00Ostatnio odkryłam, że mało pisałam w ostatnim czasie o książkach. I nie dlatego, że ich nie czytam, nie! Pożeram je ostatnio w każdym możliwym miejscu a w bibliotekach mojej dzielnicy bywam cały czas, bardzo to sobie chwaląc :)
Właśnie w ten sposób, chodząc między regałami biblioteki na moim osiedlu, zauważyłam ciekawą książkę. Wzięłam ją nawet do ręki, ale ... jakoś nie miałam przekonania. Później widywałam ją znów i znów, aż w końcu nie mogłam się powstrzymać i... no właśnie, wypożyczyłam. Książka miała tytuł "Kwiat Diabelskiej Góry" Katarzyny Enerlich. I tak się zaczęła moja przygoda z książkami tej autorki... Wprost się zakochałam.
Niezwykłe, międzynarodowe historie z przeszłości, magiczne miejsca i coś niezwykłego- tak mogłabym najkrócej ująć to, co spodobało mi się w tej książce. Czytałam jednym tchem. I to spojrzenie na związek, tak mi bliskie: związek jako dwie kolumny połączone łukiem, nie bluszcz, który obrasta kolumnę i... tylko na tym poprzestaje. Co rozumiem przez dwie kolumny i łuk? To, o czym pisałam w poście o idealnym mężczyźnie - kiedy każde z dwojga ma coś tylko swojego, kiedy są razem a jednocześnie nie są dla siebie całym światem mimo miłości, wzajemnego oddania i zaufania. Myślę, że tego właśnie szukam w miłości.
Później sięgnęłam po "Czas w dom zaklęty" i tu z kolei poruszył mnie sposób, w jaki autorka opisuje niszcząc nienawiść, żal, sposób, w jaki pisze o piekielnie trudnym wybaczeniu ale też... o kobiecych więziach, o tym, co jednocześnie kruche i silne, co daje niezwykłą siłę...
Na początku dość niechętnie podchodziłam do 'trylogii' o Mazurach. Później sięgnęłam po "Prowincję pełną marzeń". Pod pewnymi względami mnie męczyła, ale nie chciałam porzucać czytania po kilku stronach, więc czytałam dalej. Teraz skończyłam czytać drugi tom, "Prowincję pełną gwiazd" i sięgam po ostatnią część "Prowincję pełną słońca". Są rzeczy, które mi się nie podobają i są te, które zachwycają.
Chwilami zanudzały mnie na śmierć opisy banalnych, codziennych czynności. Jednak były warte 'przebrnięcia':)
Bo zafascynował mnie sposób pisania o miłości, o związkach. Czy nie jest tak, że większość bajek, książek i filmów wmawia nam, że oto któregoś dnia przyjdzie miłość, wymarzony książę z bajki i oto życie stanie się cudowne, nawet jeśli były jakieś problemy, jakieś potyczki, trudności, to one nagle znikną i będzie jak w bajce "długo i szczęśliwie"? Że obecność miłości wszystko uczyni idealnym i jeśli nie jest idealni to nie miłość i szukajmy dalej, może kiedyś znajdziemy? Nienawidzę takich książek. I zawsze będę je 'potępiać'. Dlatego spodobały mi się książki Katarzyny Enerlich.
Nie wierzę w super sielankę tylko dlatego, że kogoś kocham i ktoś kocha mnie. Problemy i kłótnie będą zawsze. Będą złe dni. Będą na szczęście i te dobre. Będzie chłodno i będzie ciepło. Czasem nie da się uniknąć pomocy kogoś z zewnątrz, bo czyjś zapiekły żal i niechęć... nie dadzą się 'uleczyć' miłości i tylko miłością. A czasem być może miłość będzie znaczyła odejście, czy naprawdę mogę wierzyć w cokolwiek 'na zawsze' i do końca świata? Czy tylko dlatego, że miłość się kończy, można powiedzieć, że nie była miłością? A przyjaźń?
Wolę myśleć, że każde spotkanie coś nam daje, jest pewnego rodzaju, niematerialną wymianą. Czegoś uczy, coś uświadamia i jakiś kawałek życia pozostawia lepszy tylko dlatego, że ktoś je już na stałe zmienił swoją obecnością. Czy mogłabym na przykład być rozżalona że Królewicz nie okazał się moim wymarzonym, który odwzajemniłby moje zafascynowanie nim? Mogłabym. Ale jednocześnie bardzo doceniam to, co się zdarzyło i że bieg wydarzeń był taki a nie inny. Czasem podobno szczęściem jest niespełnienie marzeń i... no właśnie, zgadzam się z tym.
O tym właśnie czytałam w książkach Katarzyny Enrlich i wydało mi się to tak do bólu prawdziwe i życiowe, że postanowiłam się tym podzielić tutaj. To jest właśnie mój zachwyt i coś, z czego chcę składać swoje zapatrywania na życie, na miłość, na związki. Czy to dobre dla mnie okaże się z czasem.
Pe Es.
Sięgnęłam po kolejną książkę Autorki: Kiedyś przy Błękitnym Księżycu.
Dużo napisano o syndromie DDA jednak ta historia jest... wyjątkowa. Poszukiwania miłości przez główną bohaterkę... Mężczyźni, którzy mieli ciemne oczy jak jej tato, który był tatą, nigdy ojcem, nawet kiedy kompletnie 'nie zasługiwał'. Ramiona kolejnych mężczyzn, którzy 'pragnęli ciała, ale nie pragnęli duszy'... Tęsknota za ludźmi starszymi od siebie, którzy by sie zaopiekowali, pomogli poukładać świat, który się nieuchronnie sypie i rozbija na kawałeczki, bo tata pije, mama zniknęła a po latach okazuje się, że kiedyś była jeszcze siostra... i inne tajemnice.
5 komentarze
nie znam jej książek, a DDA to trudny syndrom, wydaje mi się, że nigdy nie napisze sie o nim dos, bo kazde dorosle zycie DA to inne problemy
OdpowiedzUsuńTo na pewno, ale ... jest dużo cech wspólnych, co jest o tyle 'pozytywne' że ktoś, kto przez całe życie uważał że jest jakimś kosmitą i że nie zrozumie go absolutnie nikt, odkrywa, że owszem, są ludzie z bardzo podobnymi problemami i że być może jest jakiś sposób żeby z tego wyjść :)
Usuń(piszę z własnego doświadczenia)
Jak zrezygnuję z polonistyki zgłoszę się po liste lektur obowiązkowych ;)
OdpowiedzUsuńJeśli lektur niekoniecznie typowo polonistycznych to OK :) ja przez całe swoje studia pożarłam jakieś niezbędne minimum polonistyczne i całą masę książek, które mnie z różnych powodów zafascynowały: tak beletrystyki jak z dziedziny psychologii:)
UsuńTen plus że w BUWie też można sobie łazić między regałami i szukać - wykorzystałam w 200% :)
Dziękuję pięknie za dobre słowo!
OdpowiedzUsuńChwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.