Możesz przyciągnąć mój wzrok na chwilę ale czy przekonasz mnie, żebym została na dłużej?
12:38:00Łatwiej przyciągnąć mnie do siebie na chwilę, zaciekawić i zaintrygować, niż sprawić, żebym została. Przyciągniesz wzrok na moment, zanęcisz, zaciekawisz. Ale co dalej? Wyzwanie, to zatrzymanie mnie przy sobie, kiedy opadają mnie wątpliwości, kiedy wątpię w siebie i drugiego człowieka. Kiedy tak łatwo uciec, zamknąć się na nowo w swojej skorupce, pancerzyku i odgrodzić się od ludzi...
Smutne to czasem, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, że ktoś, przy kim człowiek czuje się dobrze i z kim wiązał pewne nadzieje, poprzestał na zrobieniu miłego pierwszego wrażenia i... cóż, spoczął na laurach jak to mówią. Bo wszak pierwsze wrażenie już zrobił. Pierwszy krok. A później stwierdził, że właściwie to nie wie, co dalej, albo może- że nie było warto?
A ja tak nie umiem na dłuższą metę.
Umiem zwalczyć swoje wątpliwości, jeśli wiem, że mam dla kogo to robić, że dla drugiej osoby też coś znaczy nasza wspólna przestrzeń, całokształt naszej znajomości. Jeśli wiem, że prowadzona przez strachy, zrobię krok w tył, druga osoba nie zrobi tego samego, ale pokona dzielącą nas przestrzeń i znajdzie się przy mnie. Że nie odpuści, nie zostawi tylko dlatego, że mi przez chwilę gorzej.
Lubię czuć, że komuś zależy, to dla mnie szalenie ważne, bez dwóch zdań. Bez tego więdnę jak kwiat bez wody.
I może coś jest w stwierdzeniu, że:
Distance sometimes let you know
who is worth keeping, and who is worth letting go.
― Lana Del Rey
2 komentarze
Z tą notką mam nieco problemu - tzn. mam trochę inne zdanie niż Ty ;)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony zgadzam się, że poczucie, że komuś zależy jest bardzo "karmiące", dające swoistego powera, motywację w relacji. Równowaga w kontaktach - świadomość, że można liczyć na odwzajemnienie zaangażowania, że druga strona też wykona krok, gdy trzeba - jest jedna z podstaw zdrowia relacji. Jednostronność działania, dawanie (z siebie) lub branie (od kogoś) - bez vice versa - w którymś momencie relacja się załamuje i rozpada.
osobiście wierzę, że utrzymanie relacji wymaga obustronnego zaangażowania. Zarówno pod kątem, o jakim pisałam powyżej, jak i w sensie utrzymywania "ognia", zaciekawienia w relacji. Ani nie chcemy, by ktoś sie nami znudził, ani nie chcielibyśmy się znudzić drugą osobą.
Szczególnie to jest istotne w relacjach damsko-męskich. Flirt, czy droczenie się, utrzymywanie odrobinki tajemniczości - wszystko temu służy, by to zaciekawienie, które przyciągnęło do nas faceta (oraz, nie oszukujmy się, obietnica namiętności), nie zgasło.
Bardzo możliwe, że mimo powyższego wywodu, mamy bardzo zbliżony pogląd na zagadnienie. Może to kwestia doboru słów w notce, że odebrałam ją w ten sposób? Plus jestem wyczulona na możliwość podtekstu "wymuszania" czyjejś uwagi (i bywa, ze widzę go tam, gdzie go nie ma).
Jasne, że żadna kobieta nie lubi być zdobywana tylko jeden raz, a potem "uznana za gwarant" ;) I shame na tego faceta, który myśli, że jak raz zabajerował, to już ma odhaczone ;) Jednakże daleka jestem od poglądu, że kobieta ma jeno leżeć, pachnieć i być podziwianą. Mamy równouprawnienie, nie zaszkodzi, jeśli my też trochę włożymy pracy w utrzymywanie iskry ;)
Wiesz, myślę że patrzymy na to bardzo podobnie... :)
UsuńPatrzę na to trochę pod kątem własnych zachowań, nad którymi dawniej się nie zastanawiałam, uczenia się nowego podejścia i znalezienia się w takim momencie, gdzie decyduję się wybrać "złoty środek".
To coś, czego w sobie bardzo nie lubię: teraz już może nie aż tak, ale jestem mistrzynią w szukaniu potwierdzeń, że komuś na mnie zależy, tylko tego nie okazuje, jest nieśmiały, zraniony, etc. Uwierz mi, że potrafiłam robić naprawdę głupie rzeczy, dbać o znajomość, która by bez tego mojego dbania co najmniej mocno się ochłodziła, starać się nie widzieć, że dla drugiej osoby nawet w części to nie jest tak ważne jak dla mnie. Ktoś inny, gdyby znalazł się w takich sytuacjach, machnąłby ręką i poszedł w swoją stronę. Ja nie.
Może więc teraz patrzę trochę skrajnie, jeżę się na zapas... A jednocześnie, choć to czasem takie sztuczne mi się wydaje: kiedy widzę sprzeczność między tym, co ktoś mówi i tym co robi, pytam. Bo zakładam, że mam masę strachów i obaw w głowie i one nie muszą być słuszne.
A jeśli to, co słyszę w odpowiedzi jest jeszcze bardziej sprzeczne i właściwie nic nie wyjaśnia, albo gorzej: odpowiedzi brak... To już niekoniecznie chcę próbować dalej.
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.