G jak... głód emocji
12:02:00W jakimś sensie lubię skrajności.
Zazwyczaj albo kogoś nie znoszę, albo bardzo, bardzo lubię. Rzadko jest tak, że ktoś jest mi najzwyczajniej obojętny.
Nienawidzę nudy, a w gruncie rzeczy to słowo od dawna nie istnieje tak w moim życiu jak i słowniku. Nuda? Na co dzień żyję aktywnie, wiecznie gdzieś biegnę, z kimś się spotykam i coś robię. A kiedy mam wolną chwilę poświęcam ją na zadbanie o siebie, choćby pomalowanie paznokci na szalone kolory, wyciszenie się przy muzyce, robieniu zdjęć albo czytaniu książek czy po prostu marzenia, chwile refleksji i zastanowienia. Pisanie. Więc gdzie tu miejsce na nudę, skoro zawsze jest coś, na czym mój rozbiegany umysł chce i może się skupić?
Przyznaję, czasem zdarza mi się z kimś nieco ściąć, kiedy czuję że jest za spokojnie, za nudno. Zdarza się, choć rzadziej niż kiedyś.
Kiedy nie żyję na podwyższonych obrotach, to jakbym nie żyła w pełni, a tego nie lubię. Więc albo nucę pod nosem, podśpiewuję, uśmiecham się i cieszę, albo wpadam w ponury humor, płaczę i nienawidzę całego świata. Albo prawie całego.
Choć z czasem zaczęłam doceniać wszystko to, co pomiędzy, te wszystkie pośrednie stany, nie tylko czarne bądź białe, ale wszystkie odcienie szarości pomiędzy, łącznie z całą paletą barw, odcieni tęczy.
Paradoksalnie wtedy życie jest o wiele pełniejsze, wszak nawet na skontrastowanym silnie zdjęciu widać tylko to, co najjaśniejsze i to co najciemniejsze a tymczasem głębia gubi się zupełnie.
2 komentarze
ładnie napisane i rzeczywiście, tam gdzie kolorów moc, tam jest najpełniej. skrajne barwy, doznania, to tylko krawędzie.
OdpowiedzUsuńfotograficzne porównania jakoś same mi się tu nasuwają ;)
UsuńChwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.