Nie opuścisz mnie bez słowa?
00:15:00Nie tak dawno ktoś komuś mówił szlochając, coś mniej więcej takiego:
Ale czemu cię obchodzi co się ze mną dzieje i co czuję? PO CO?... Nie chcę, rozumiesz? Nie chcę, żeby cię obchodziło! Nic od ciebie nie chcę, zupełnie nic, po prostu mnie zostaw!
A przecież ta sama, szlochająca, skulona postać wyciągnęła rękę, by dłoń spotkała się z dłonią, by dała ciepło, by namacalnie poczuć, że ta druga osoba jest obok, że istnieje, że słowa, które wypowiada, nie śnią się, że faktycznie jest obok i mówi:
Nie płacz, bo zupełnie nie wiem co mam zrobić... obchodzi mnie... chcę pomóc, jeśli będę mieć taką możliwość... Ciii....
A przecież zupełnie nie chodzi o to, że nie chcę. Ani trochę.
Chodzi raczej o to, by nie dać się zranić i jeśli ktoś miałby to
zrobić, to odejść samemu i później czuć, że 'to przecież ja
zdecydowałam'.
Chcę by było dokładnie tak jak jest i chcę by zostało pozytywnie. Dobrze mi z tym. Dzięki temu rosnę, sama ze sobą lepiej się czuję i mam odwagę iść dalej, szukać tego co dla siebie dobre i to właśnie osiągać. Wspinać się ryzykując, że zsunę się w dół, ale nawet jeśli, to i tak pójdę dalej, i tak dam sobie radę. Z czasem pewniej staję na własnych nogach i wsparcie drugiej osoby nie musi być aż tak silne jak na początku. Nie uzależniam się. To nie ta opcja, kiedy cały czas wspieram się o czyjeś ramię, raczej ta, kiedy mimo jakiej-takiej równowagi czasem się zachwieję i wiem, że obok jest ktoś, kto jeśli się potknę, nie pozwoli mi upaść, a poda dłoń.
A w pamięci ciągle żywe 'duchy'.... odejście kogoś, kogo się kochało, definitywne, bo śmierć... zniknięcie bez wyjaśnienia, bez słowa, kogoś, kto był bliski i odegrał ważną rolę w życiu... przyjaźń kiedy wszystko było OK i nagle się okazało, że wręcz przeciwnie, że może wcale i nigdy nie było OK, a tak w ogóle to koniec, odejdź i wiesz, mam do ciebie żal o wszystko, nienawidzę cię.... wybrałaś to, co dla ciebie dobre, nie to co dobre dla mnie, to nie chcę mieć z tobą kontaktu... I ktoś, kto w teraźniejszości odrzuca mnie totalnie, mimo, że nawet nie wiem co zrobiłam nie tak, czym zraniłam, co się stało, nigdy nie usłyszałam zarzutów, ale wyrok został wydany, skazana na banicję i gorzej, że nie da się nie spotykać, bo to bliska rodzina.
I nie chodzi mi o odejścia... każdy odchodzi... tyle uczuć i relacji mija. Czasem po prostu się kończą. Czy jestem naiwna kiedy chciałabym, by ktoś, z kim chyba byłam blisko znikając z mojego życia wyjaśnił cokolwiek, bo jeśli zraniłam, to chciałabym wiedzieć czym, jakich błędów nie powinnam już nigdy więcej popełniać? Czy powinnam nie brać winy na siebie a uznać, że ktoś był niedojrzały, albo nie znaczyłam tyle, ile mi się wydawało, że znaczę?
Nie chcę się teraz bać. Nie chcę by strachy z przeszłości szły za mną krok w krok, nie chcę ich oddechu na karku.
I nie chcę się po wielokroć tłumaczyć, że się boję bo mam takie doświadczenia. Już raz ktoś mi zarzucił, że to mój problem i że powinnam to zmienić, a nie tak mówić.
Chyba czas napisać długie, długie listy do tych, którzy odeszli i spalić je, skutecznie raz i na zawsze, symbolicznie coś za sobą zamknąć?
Bo jeśli czegoś za sobą nie zamknę, to zniszczę coś... I nie będę umiała doceniać tego co dobre w dwóch osobach co najmniej.
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.