I po co ci ten wolontariat? Bo mi się ...nudzi do diaska!
20:00:00Ktoś mi dopiekł swą ignorancją.
Nie od dziś wiecie, że jestem wolontariuszką Akademii Przyszłości. I nie od dziś wiecie, że ze wszystkich siedmiu imprez biegowych Fundacji Maraton Warszawski przez pół roku opuściłam tylko jedną (w charakterze wolontariuszki, nie biegaczki rzecz jasna) a i to wyłącznie dlatego, że tegoż dnia była Gala Sukcesów Akademii Przyszłości. Nie od dziś rozpływam się w zachwytach nad tym, co mi daje Akademia Przyszłości, na ile prawdziwy jest dla mnie napis na akademiowej koszulce i jakie zalety ma udział w biegowych imprezach jako wolontariusz. Taaak.
Razu pewnego ktoś mnie zagadnął: a co ty właściwie w życiu porabiasz poza pracą? Ano wolontariuszuję w Akademii Przyszłości - odrzekłam. Dziewczę młodsze ode mnie niemalże o dekadę spojrzało ze zdziwieniem i lekkim niesmakiem i rzekło: wolontariat? Ale PO CO ci to, skoro ci za to nie płacą? Po tychże słowach wiedziałam, że się nie porozumiemy raczej.
Innego razu żywiołowo dyskutowałam z moim znajomym na tematy pracy i około. Nooo i... rzekł mi, że jeśli myślę na poważnie o znalezieniu lepszej niż obecna pracy to powinnam mocno ograniczyć swoje aktywności... później coś podobnego napisał, kiedyż wysłałam mu mailem zdjęcie z imprezy akademiowej, na którejże to fotce uśmiechałam się szczerze i od ucha do ucha, w zacnym towarzystwie ludków z naszego zespołu.
Jak słyszę podobną mądrość, biorą mnie diabli w trybie natychmiastowym, bo jeśli mam coś ograniczać to chyba swą aktywność na fejsbuku.
Historia z dziś.
Spałam mało, ze snu ostatecznie wyrwał mnie telefon od siostry o barbarzyńskiej porze 9 rano, pogadałyśmy, zmajstrowałam sobie kawę, wypiłam, ogarnęłam że czas mi pójść z awizem na pocztę, nawet zdybałam przypadkiem listonosza, coby mi wyjaśnił, co na świstku naskrobane. I humor wręcz wisielczy. Z powodów, których póki co wymieniać nie chcę, z moją samooceną ostatnio krucho i ogólnie wisielczo jakoś. Acz spotkanie z dawno nie widzianą koleżanką, więc się postarałam pozytywnie nastroić. Jako że koleżanka zastanawia się nad pisaniem pracy magisterskiej o wolontariacie, zaczęła mnie zagadywać i wypytywać o Akademię, ja jak ryba w wodzie, o tym, o tamtym i tak dalej... Mnie zagadnąć o to, końca nie uświadczysz. A później usłyszałam, że jak opowiadam, to się rozpromieniam. I że mnie podziwia za to, że za tyle rzeczy się zabieram i mi się je udaje łączyć. I że bardzo pozytywnie ją nastawiło nasze spotkanie. A ja bym pomyślała że jeśli mogę na kogoś dziś wpłynąć to tak, że wpadnie w dołka.
Powiem tak: mam też doświadczenia z wolontariatem, które mi nie odpowiadały. I nieważne, kto by mi kazał i za co, nie napisałabym o nich pozytywnie, gdybym tak nie czuła. Nijak. Nie podjęłabym się czegoś, do czego nie miałabym przekonania. Mowy nie ma. Jeśli coś mam robić, to takiego co mi na maksa pasuje.
A tego co daje mi wolontariat w tej chwili, za nic bym nie oddała.
I guzik mnie to, że ktoś nie rozumie. Wyglądam wtedy jak Cały na tym zdjęciu na górze. Jak to raz Murakami napisał:
„Jeżeli nie rozumiesz bez tłumaczenia, to znaczy, że nie zrozumiesz, choćbym ci nie wiem ile tłumaczył.”
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.