Łapię oddech: raz... dwa... trzy...
10:19:00Ostatnie dni sprawiły, że coraz częściej mówiłam sobie, że coś "muszę", "powinnam" i tak dalej... Nienawidzę czegokolwiek musieć. Czułam się coraz bardziej zmęczona...
Paradoksalnie, nawet perspektywa kilku wolnych od pracy dni mnie nie cieszyła za bardzo, bo wszak szukanie mieszkania, wizyta w mojej dawnej pracy- fabryce słodkości, poszukanie po sklepach kilku rzeczy.I zebranie pracownicze w aktualnej pracy. Mhm... to ostatnie odwołali:)
Na szczęście znalazłam kilka chwil w ciągu dnia na małą przyjemność. Odwiedziłam Park Skaryszewski i zrobiłam kilka jesiennych zdjęć. Tej jesieni wprost uwielbiam te kolorowe liście, czasem nawet najbardziej te uschnięte, wygryzione przez robaczki, z pustymi przestrzeniami. I to tego szczególną sympatią darzę te podświetlane przez słońce, tak cienkie i kruche, że stają się prawie przeźroczyste. Ciekawe, że przez około miesiąc prawie nie robiłam zdjęć, a kiedy w połowie października chwyciłam za aparat i poszłam do parku chwytać jesień w obiektyw, w pierwszej chwili obawiałam się, czy umiem jeszcze robić takie zdjecia jak wcześniej... To na szczęście nie mija :) Teraz zafascynowały mnie szyszki :)
Poniżej fotorelacja z wczoraj:
Wczorajszych kilka chwil przygotowywania niespodzianki, tylko kurczę, nie przyszło nam do głowy, że Kopiec Kreta, jakkolwiek sam w sobie jest pysznym ciastem, być może niekoniecznie nadaje się na tort na którym będą stały świeczki i będą zdmuchiwane. Przyznaję, że to był pierwszy taki tort (który pomagałam przygotować), który miał na sobie tyle świeczek, ile lat skończyła lat solenizantka. Czego efekt poniżej:
I efekt mojego szukania pozytywów nawet w dość... hmmm. nietypowy sposób :)
Marudzę ostatnio, że mi marnie, a przecież to taki czas, że czuję więcej wsparcia niż kiedykolwiek od kilku osób... co jest bardzo pozytywne :)
7 komentarze
Margerytka, zazdroszczę Ci talentów: piszesz, fotografujesz i pewnie robisz wiele innych rzeczy, o których nie mam pojęcia. A co najważniejsze: dobrze Ci to wychodzi:) Wysyłam garść promieni słońca, niech przestanie Ci być marnie:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy ma jakieś talenty, Ty również :)
UsuńDziękuję :)
No i e...ta usmiechnięta buźka mnie rozwaliła:) Pacynka z oplastrowanego palucha:)
OdpowiedzUsuńMoja siostra taki opatrunek na palcu nazywa 'kukiełką' a ja poszłam o krok dalej ;)
UsuńWystarczy mi że płakałam przez tego palca, teraz wolę się uśmiechać :)
świetna ta buźka na plastrze :D a zdjęcia piękne!
OdpowiedzUsuńSzyszki potrafią czarować... :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Olimpią! Plasterek super, lepszy niż z Kubusiami Puchatkami ;p
Od niedawna skłonna się jestem jeszcze pokusić na plastry np. z Hannah Montaną boooo... cóż, są trwała, jak na moje utalentowanie;)
UsuńChociaż tutaj i tak musiała być 'kukiełka' więc wolę uśmiech :)
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.