Magiczna granica dwóch lat?

11:31:00

Czasami się zastanawiam co takiego dzieje się w bliższych relacjach po dwóch latach? Dwa lata, jak to ujął Misza to czas przeciętnej umowy na abonament telefoniczny. W przyjaźni to dość czasu by się poznać, dowiedzieć się o sobie wielu rzeczy, tych złych też. By poznać jeśli nie na wylot to w każdym razie dość dobrze - siebie nawzajem... Czy to taki moment, że człowiek zastanawia się, czy to ma dalej sens, czy jeszcze może go spotkać coś, czego się nie spodziewa, dostać coś, czego nie dostał dotąd?

Dwa lata.

W mojej znajomości (nazywanej przyjaźnią w chwilach totalnego optymizmu) z Mateuszem były dwa dwuletnie okresy: dwa lata znajomości i dwa lata zadręczania się jej końcem bez wyjaśnienia. Ten drugi właśnie się kończy.

Inna ważna dla mnie relacja sprawia wrażenie, jakby właśnie przechodziła kryzys, właśnie dwa lata po tym, jak się zaczęła. Tutaj jednak mam jeszcze nadzieję, że warto, że jest jeszcze coś, od czego można zacząć odbudowywanie, a może tworzenie na nowo, bo to dla mnie ktoś ważny.

Dwa lata temu poznałam też Pana Kota. Po tym czasie niemal namacalnie czuję, jak coś się między nami rozkrusza, ulega erozji. "Nie rozumiem Cię", "Nie wiem o co Ci chodzi", "Czepiasz się"... to zdania które coraz częściej między nami padają. Chwilami czuję żal że i nas to "dopada", że przecież tak bliskimi przyjaciółmi byliśmy, może zbyt bliskimi- jeśli przez pierwsze miesiące poznawaliśmy się tak szybko, co pozostaje na kolejne miesiące i lata? Są momenty, kiedy coraz mniej mam ochotę się starać. Nie czuję starań z jego strony. Nie czuję zaangażowania. Zaczynam czuć się tak, jakby to mi przypisywał całokształt nieudanych rzeczy  sytuacji z naszej relacji. Czuję się zmęczona.

Zastanawiam się czasem, czy to ja sama pozwalam się zamknąć w tej samej "szufladce", pozwalam by inni zawsze tak samo mnie widzieli?  Chociaż, czasem mam wrażenie, że to o wiele więcej, że inni wcale nie chcą dostrzegać zmian we mnie, że wolą mnie widzieć zawsze tak samo, bo to prostsze, łatwiejsze i mniej skomplikowane... A ja sama muszę za każdym razem powstrzymywać swoją automatyczną reakcję na postawę drugiej osoby, na jakieś jej cechy bo inaczej ciągle tkwię w paskudnym schemacie. Tylko tak łatwo jest tkwić,a  o wiele trudniej zmienić swoje zachowanie...

Poruszyły mnie dziś słowa Hakuny o miłości... I z każdą chwilą się przekonuję, że wcale nie chcę jej szukać, że poszukiwania na siłę nie mają sensu, że tylko kiedy się nie szuka, można ją odnaleźć. Zamiast szukać namiastek, czegoś co zastąpi i ukoi samotność.

Część naszego życia polega na poszukiwaniu tej jednej osoby, która zrozumie naszą historię. Często okazuje się, że wybraliśmy niewłaściwie. Człowiek, o którym sądziliśmy, że rozumie nas najlepiej, odnosi się do nas później ze współczuciem, obojętnością albo wręcz antypatią. Z kolei ludzie, których obchodzimy, dzielą się na dwie grupy: tych, którzy nas rozumieją i tych, którzy wybaczają nam najgorsze grzechy. Rzadko zdarza się trafić na kogoś, kto ma obie te cechy naraz.

Jonathan Carrol "Szklana zupa"

You Might Also Like

3 komentarze

  1. Hmmm, może to autosugestia? ;)
    Ja słyszałam o okresie pięcioletnim i w nim zaczęłam się dopatrywać kryzysów ;)
    I nijak mi nie pasuje :D


    Jednak znam to uczucie- poczucie braku zaangażowania drugiej strony. Ale po czasie myślę,że to u nich naturalne. U nas - choć mniej sobie to uświadamiamy - też.
    Albo mamy dobre poznanie kogoś, albo uniesienia - to nie idzie w parze raczej...
    Albo tajemniczość i ekscytację, albo ciepłe kapcie i dobrą herbatkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może faktycznie autosugestia?
    Zaczęłam się nad tym zastanawiać i możliwe, że szukam potwierdzenia na swoje "gdybania"...

    Nie patrzyłam na to w ten sposób, ale zaczynam mieć wrażenie, że faktycznie coś w tym jest: albo ekscytacja i choćby trochę tajemniczości albo... poznanie się na wylot i taką sytuację, kiedy już nic nie może zaskoczyć i "wszystko zostaje zdobyte"...

    Myślałam, że chociaż w przyjaźni można tego uniknąć, ale widzę, że nie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja w swoim życiu nie doświadczyłam tej granicy dwóch lat i nawet o tym nie słyszałam. Więc chyba mogę stwierdzić, że coś takiego nie istnieje.

    Podobno istnieją granice 3 i 7 lat. Takie przełomy, kryzysy, itp. Przynajmniej chyba takie teorie są w psychologii.

    Pozdrawiam

    Ada

    OdpowiedzUsuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe