Historia pewnego reniferka
20:06:00
Jeden z bohaterów Listów do M. dostał jako prezent, dodatek do zakupów małą maskotkę, reniferka, wypisz-wymaluj jak tą:
-... bo wiesz, byłam na Listach do M. i coś mi przypomniało Ciebie...
- O, to muszę na to pójść. Ten wredny Mikołaj Ci przypomniał mnie?
-Nie... reniferek. Maskotka taka mała.
-I dla reniferka warto iść na film?
-Warto w ogóle...
Ciągu dalszego nie zacytuję, bo zaczęliśmy sobie nawzajem dogryzać w związku z tym, że się spotkamy za kilka dni.
Za to wspomnienia nie chcą mi dać spokoju.
***
Jesień-zima 2010
Kilka miesięcy, które dały mi więcej szczęścia niż... nie wiem ile czasu wstecz. Mimo, że bywało źle, wiedziałam w tamtym czasie, że jest przy mnie ktoś, na kogo mogę liczyć w każdej sytuacji, z kim o wszystkim mogę porozmawiać i, co ważne, kto mieszka w tym samym mieście co ja... To dodawało skrzydeł, dawało nadzieję i pomagało przetrwać złe chwile.
***
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia
Wspólnie zjedzony obiad, uśmiechy i żarty, unoszący się w kuchni zapach pomarańczy, "jingle-bells" nucone śmiesznym głosem, mały reniferek-maskotka w prezencie i dzielenie się opłatkiem, a później próbowanie opłatka przypieczonego nad palnikiem kuchenki gazowej. Co stało się później?
Byłam wredna, niemiła... coś uciekło i znikło. Odezwał się we mnie mały diabełek, zostałam wrzucona za drzwi na spacer z psem i wyrzucenie głupich myśli, wróciłam inna i skruszona...
Ale coś już zostało inaczej.
Od tamtej pory mały reniferek z czerwono-zielonym szaliczkiem i w czerwonej czapeczce towarzyszy mi cały czas. Przypomina. Czasem wzrusza...
***
21 listopada 2011
Spotkanie w centrum handlowym, udekorowanym świątecznie.
Nie widzieliśmy się prawie od 2 miesięcy.
Zmienił się. Ja się zmieniłam.
Poszliśmy na kawę i rozmawiało nam się prawie-jak-dawniej a za żadne skarby świata nie oddałabym możliwości zobaczenia tego zawadiackiego spojrzenia i uśmiechu. Rozmawialiśmy. Uśmiechaliśmy się. Rozmawialiśmy bez skrępowania najzupełniej o wszystkim...
Zapytałam, czemu ma taki głos, jakby był przeziębiony. On na to, że ma paskudną grypę, ale chciał się ze mną spotkać, bo inaczej bym się na niego wkurzyła i pomyślała, że go nie obchodzę.
Odwiózł mnie. Przy okazji zahaczyliśmy o Cmentarzysko Zapomnianych Książek tuż obok mnie (swoją drogą, tam nie ma po co iść...) i przytuliliśmy się po raz pierwszy od wakacji.
Gdzieś w mojej torbie szwenda się mały miś, którego dziś od niego dostałam a nie mam odwagi wyjąć...
Spotkałam się z kimś, kogo znam od dwóch lat, wobec kogo zachowałam się naprawdę paskudnie, o kim myślałam, że już zupełnie nie jest dla mnie ważny (a jest) i kto mimo tego wszystkiego dalej jest moim przyjacielem. Nie chcę się nawet zastanawiać "co dalej"...
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.