Mam ochotę spędzić noc na balkonie, gapiąc się w niebo z nadzieją, że zobaczę gwiazdy... Jeszcze niedawno, wyglądając z balkonu, zobaczyłam dwie białe chmurki na ciemnym niebie... Dla mnie to już prawie jak lato: biegałam na bosaka po trawie, w ciągu dnia jest super słonecznie, nocami całkiem ciepło. Tymczasem wypatrując gwiazd widzę zachmurzone niebo i podświetlone budynki stolicy, w końcu z 10. piętra...
Czasem mam sobie trochę za złe, że "nie wychodzę do ludzi"... A jeśli na to spojrzeć z innej strony, to samo, co dla innych wydaje się nie do zniesienia, dla mnie jest OK: pobycie w samotności, jednoosobowa wycieczka rowerowa, długi spacer czy zaczytanie się w książkach. Lubię czasem samotność. Lubię usłyszeć własne myśli, poczuć emocje, wsłuchać się w siebie... Czy po prostu: pozachwycać...
Pachnie wiosną. Cudna zieleń mnie zachwyca, mogłabym non-stop wąchać wiosenne powietrze. Mogłabym cały czas patrzeć na te drobniutkie, młode, zielone listki, takie świeże, delikatne. Ciepło. Nie tylko to związane ze słonecznymi promieniami. Ciepło głosu, rozmowa niby o wszystkim a taka wyjątkowa. Odżywam. Szczęśliwieję. Dostaję ciepło i ciepłem się dzielę. Dzielę się radością. Uśmiecham się. Aż mnie skusiło żeby wkleić coś napisanego wiosną, wiele,...
Wiosenny zachwyt. Spacer przez park. Cmentarz wojskowy. Chwila zadumy... I ta wszechobecna wiosna, pachnąca kwiatami mirabelek czy wiśni, i żółtymi łupinkami z topoli, rozsianymi po trawie. Białe płatki kwiatów na zielonej trawie, przekwitające magnolie i optymistycznie żółte forsycje. Wiosna... O tak! I mijający już kolejny tydzień mojego "nowego życia" w którym uśmiech jest czymś więcej niż tylko wyrazem twarzy: staje się sposobem patrzenia...
Przez długi czas po śmierci mamy odrzucałam coś takiego, jak ubieranie się na czarno, mówiąc, że "żałoba w sercu, nie w obraniu bardziej mi odpowiada"... od lat żywiłam niechęć do czarnego koloru, jako zbyt smutnego i ponurego. Czarne włosy- ok, bo moje własne, ewentualnie coś-niecoś w ubraniu, ale to wszystko. Czasem dawałam się namówić na czarną kurtkę, bo "do wszystkiego pasuje", często czarne...
Nie anioł stróż mojego Anioła Stróża nie widać choć nie zazdrości archaniołom nie strzeże nikogo jak na obrazku przewraca kładkę po której idę rzuca w przepaść na zbitą głowę wyciąga za nogawki pyta - jak leci mówię mu nieprzyzwoity po łacinie banał - Aniele tobie łatwo bo nie masz ciała ale mnie sempiterna zabolała nie rozumie strzeżonego Pan Bóg nie strzeże do Boga...
Czasem udaje mi się nie fantazjować o przyszłości ani nie wracać wspomnieniami do tego, co już się zdarzyło. Mimo, że strasznie kuszące się wydaje tak to pierwsze jak i to drugie. Za to jak cudownie się zatrzymać, ani się donikąd nie spieszyć, ani za czym tęsknić. Tu i teraz. Spojrzenie w oczy. Uśmiech. Przytulenie. Szczęście? Tak. Nie ma czasu Nie za bardzo wiadomo...
Zachwycam się. Pierwszymi, nieśmiałymi listkami, kwiatami i pierwszą zielenią. Powietrzem od niedawna wiosenny. Słońcem. Zapachem deszczu i mokrej ziemi. Czuję się tak, jakby moje zmysły zaczęły być wprost bombardowane wiosną. Jak to możliwe, że do niedawna zwracałam dużo mniejszą uwagę na wszystko co mnie otacza? W te chwili cieszę się, że wróciłam do takiego stanu rzeczy, kiedy nawet w parszywy, zimny i deszczowy...
samo życie
"Wiele okazji do śmiechu traci ten, kto nie potrafi śmiać się z samego siebie."-Isadora Duncan
Niedawno stwierdziłam, że wyjdę dobrze na zyskaniu dystansu wobec siebie i swoich poczynań. Bo takie śmiertelnie poważne traktowanie samej siebie i tego, co mnie spotyka, trochę już mi dokuczyło. Nie tylko mi zresztą;) Pomyślałam więc, że coś z tym zrobię.
Miałam sporo do skserowania. Poszłam do jednego fajnego
samoobsługowego ksera i zaczęłam "walczyć";) Okazało się, że jest
przestawione i próba skopiowania dwóch stron rozłożonej książki
(poziomego A4) kończyła się skserowaniem tylko części (pionowe A4)..
(Teraz mi przyszło do głowy, że zamiast przestawiać, mogłam po prostu
przełożyć książkę o 90 stopni...) Mimo to, "zepsułam" jeszcze dwie
kartki bo liczyłam na to, że "samo wróci do normy"... W końcu
znalazłam opcję jak to zmienić. I było OK, dopóki nie zapomniałam tego
zmienić po raz kolejny, bo tego wymagało dalsze kserowanie. A że szło
automatycznie, z podajnika, 10 kartek źle skopiowałam. Zaklęłam
brzydko. Zebrałam kartki, zepsute wywaliłam do kosza i wyszłam.
Odechciało mi się to poprawiać, obiecałam sobie zająć się tym przy
innej okazji. Wracałam zła, że tak "spieprzyłam".
Dopiero jak już byłam blisko mieszkania, pomyślałam, że może warto się
z samej siebie pośmiać. Więc sobie wyobraziłam, jak ktoś mógłby mnie
widzieć z boku i wtedy cała ta moja szamotanina zaczęła mi się wydawać
śmieszna. Bo ani nie zapytałam, jak to zrobić, ani nie przyszło mi do
głowy nic innego, a ... sobie później dowalałam. Doprowadziłam samą
siebie do uśmiechu a później do cichego chichotu, jak zdałam sobie
sprawę, jak kogoś mogłabym rozśmieszyć swoim zachowaniem....
Tak coś czuję, że jak zacznę się śmiać z siebie, to okazji do śmiechu będę miała o wiele więcej;)))
Miałam sporo do skserowania. Poszłam do jednego fajnego
samoobsługowego ksera i zaczęłam "walczyć";) Okazało się, że jest
przestawione i próba skopiowania dwóch stron rozłożonej książki
(poziomego A4) kończyła się skserowaniem tylko części (pionowe A4)..
(Teraz mi przyszło do głowy, że zamiast przestawiać, mogłam po prostu
przełożyć książkę o 90 stopni...) Mimo to, "zepsułam" jeszcze dwie
kartki bo liczyłam na to, że "samo wróci do normy"... W końcu
znalazłam opcję jak to zmienić. I było OK, dopóki nie zapomniałam tego
zmienić po raz kolejny, bo tego wymagało dalsze kserowanie. A że szło
automatycznie, z podajnika, 10 kartek źle skopiowałam. Zaklęłam
brzydko. Zebrałam kartki, zepsute wywaliłam do kosza i wyszłam.
Odechciało mi się to poprawiać, obiecałam sobie zająć się tym przy
innej okazji. Wracałam zła, że tak "spieprzyłam".
Dopiero jak już byłam blisko mieszkania, pomyślałam, że może warto się
z samej siebie pośmiać. Więc sobie wyobraziłam, jak ktoś mógłby mnie
widzieć z boku i wtedy cała ta moja szamotanina zaczęła mi się wydawać
śmieszna. Bo ani nie zapytałam, jak to zrobić, ani nie przyszło mi do
głowy nic innego, a ... sobie później dowalałam. Doprowadziłam samą
siebie do uśmiechu a później do cichego chichotu, jak zdałam sobie
sprawę, jak kogoś mogłabym rozśmieszyć swoim zachowaniem....
Tak coś czuję, że jak zacznę się śmiać z siebie, to okazji do śmiechu będę miała o wiele więcej;)))
Oczy jeszcze pełnie słońca. Twarz jeszcze ciepła od promieni. Zmęczone stopy od długiego spaceru, usta od śmiechu. Biały piasek znad Wisły w ubraniach. Wiosna. Słońce. Śpiew ptaków. Nasze wariactwa. Słoneczne wspomnienia. Po raz pierwszy od dawna oczy mi łzawiły od słońca. Po raz pierwszy od dawna uśmiechałam się w taki dzień jak dziś. Może przez moje ciągotki do liczb piszę o tym właśnie...
Więc jesteś? Prosto z uchylonej jeszcze chwili?
Sieć była jednooka, a ty przez to oko?
Nie umiem się nadziwić, namilczeć się temu.
Posłuchaj.
jak mi prędko bije twoje serce.
(W. Szymborska)
Kiedy wieki temu Mati wspominał o swoim powrocie do rodzinnego Krakowa, wydawało mi się, że nasza przyjaźń tego nie wytrzyma, że żadna przyjaźń nie wytrzyma odległości. Jak się okazało, akurat nasza "przyjaźń" rozpadła się jeszcze, kiedy oboje mieszkaliśmy w tym samym mieście, a czas pokazał, że nie odległość się liczy... Zmieniło się moje spojrzenie. Dziś, kiedy wiem, że z Matim nie mam i nie będę miała kontaktu, za to przetrwały moje przyjaźnie mimo dystansu kilkunastu, kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset kilometrów, patrzę na to zupełnie inaczej.
Zaczęło się od przebiegania na czerwonym świetle (które, zdaniem Kristy, mówi mi więcej niż chciałam usłyszeć...i trudno się z nią nie zgodzić), sytuacji niemal identycznej niż kiedyś i zrozumienia, że jeśli przyjaźń się rozpada, a ja jestem tym zaskoczona, to znaczy, że czegoś nie chciałam widzieć, coś głupio przegapiłam.
Wiele się zdarzyło, zanim zrozumiałam, że to nie przestrzeń oddziela. Że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy minęło kilka tygodni, czy miesięcy... I czasem nie ma nawet znaczenia, czy w tym czasie dużo rozmawiałyśmy, pisałyśmy, czy mailowałyśmy. Kiedy w końcu uda się spotkać, cały ten dystans znika i jest tak, jakbyśmy najdalej tydzień temu spotkały (czy spotkali) się na pogaduszki. Dziś jestem szczęśliwa właśnie dlatego - bo cieszę się, że ważne jest dla mnie samo spotkanie, to, że nawet po długim czasie ciągle mamy coś, co nas łączy, że jak widzę tą buźkę znajomą, tego paszczura przesympatycznego, którego mam okropną ochotę uściskać z radości że jest, że się właśnie ze mną spotkał, że nagadać się nie możemy i znów, jak dawniej, idziemy na spacer nad Wisłę...
Tak, jestem szczęśliwa, nawet mimo tych chwil samotności czasem, mimo tęsknoty i mimo braku, mimo odległości na codzień, jestem szczęśliwa, że są ludzie, którzy są dla mnie ważni i bliscy, i dla których ja taka jestem... Czuję, więc jestem:)
***
uczymy się nieobecności
musimy ją zrozumieć
żeby zrozumieć świat
i życie
zbieramy łzy
żeby odnaleźć w nich
nie tylko smutek
lecz przede wszystkim pewność
że dla czyjegoś świata
jesteśmy słońcem
ciągle nie umiemy zgodzić się na czekanie
bez którego nie zrozumiemy nigdy
co oznacza szczęście
często nie umiemy
zgodzić się na chwilę obecną
ale tylko tę jedną chwilę
posiadamy naprawdę
może właśnie z nadziei
będziemy musieli zbudować dom
może nigdy
nie będziemy mieli nic więcej
oprócz marzeń
/Wacław Buryła/
Sieć była jednooka, a ty przez to oko?
Nie umiem się nadziwić, namilczeć się temu.
Posłuchaj.
jak mi prędko bije twoje serce.
(W. Szymborska)
Kiedy wieki temu Mati wspominał o swoim powrocie do rodzinnego Krakowa, wydawało mi się, że nasza przyjaźń tego nie wytrzyma, że żadna przyjaźń nie wytrzyma odległości. Jak się okazało, akurat nasza "przyjaźń" rozpadła się jeszcze, kiedy oboje mieszkaliśmy w tym samym mieście, a czas pokazał, że nie odległość się liczy... Zmieniło się moje spojrzenie. Dziś, kiedy wiem, że z Matim nie mam i nie będę miała kontaktu, za to przetrwały moje przyjaźnie mimo dystansu kilkunastu, kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset kilometrów, patrzę na to zupełnie inaczej.
Zaczęło się od przebiegania na czerwonym świetle (które, zdaniem Kristy, mówi mi więcej niż chciałam usłyszeć...i trudno się z nią nie zgodzić), sytuacji niemal identycznej niż kiedyś i zrozumienia, że jeśli przyjaźń się rozpada, a ja jestem tym zaskoczona, to znaczy, że czegoś nie chciałam widzieć, coś głupio przegapiłam.
Wiele się zdarzyło, zanim zrozumiałam, że to nie przestrzeń oddziela. Że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy minęło kilka tygodni, czy miesięcy... I czasem nie ma nawet znaczenia, czy w tym czasie dużo rozmawiałyśmy, pisałyśmy, czy mailowałyśmy. Kiedy w końcu uda się spotkać, cały ten dystans znika i jest tak, jakbyśmy najdalej tydzień temu spotkały (czy spotkali) się na pogaduszki. Dziś jestem szczęśliwa właśnie dlatego - bo cieszę się, że ważne jest dla mnie samo spotkanie, to, że nawet po długim czasie ciągle mamy coś, co nas łączy, że jak widzę tą buźkę znajomą, tego paszczura przesympatycznego, którego mam okropną ochotę uściskać z radości że jest, że się właśnie ze mną spotkał, że nagadać się nie możemy i znów, jak dawniej, idziemy na spacer nad Wisłę...
Tak, jestem szczęśliwa, nawet mimo tych chwil samotności czasem, mimo tęsknoty i mimo braku, mimo odległości na codzień, jestem szczęśliwa, że są ludzie, którzy są dla mnie ważni i bliscy, i dla których ja taka jestem... Czuję, więc jestem:)
***
uczymy się nieobecności
musimy ją zrozumieć
żeby zrozumieć świat
i życie
zbieramy łzy
żeby odnaleźć w nich
nie tylko smutek
lecz przede wszystkim pewność
że dla czyjegoś świata
jesteśmy słońcem
ciągle nie umiemy zgodzić się na czekanie
bez którego nie zrozumiemy nigdy
co oznacza szczęście
często nie umiemy
zgodzić się na chwilę obecną
ale tylko tę jedną chwilę
posiadamy naprawdę
może właśnie z nadziei
będziemy musieli zbudować dom
może nigdy
nie będziemy mieli nic więcej
oprócz marzeń
/Wacław Buryła/
Przyzwyczaiłam się, by biec, uciekać, nie dać się złapać.. zupełnie jak w tym koszmarze dzisiejszej nocy. A później okazało się, że to wcale nie jest OK, że chcę się zatrzymać, chcę być tutaj, właśnie tu i właśnie teraz. Zdanie wypowiedziane w zupełnie inny sposób niż przywykłam, sms niepodobny do wszystkich poprzednich. Boleśnie prawdziwe zdanie i równie prawdziwy sms. Coś, co zdaje się wisieć...