Co dobrego dał mi rok 2015? (Miks zdjęć)

10:23:00

Jaki był mój nowy rok?
Kolorowy, różnorodny, pełen książek, nowych miejsc, spotkań z ludźmi i słodkości, często własnoręcznie zrobionych :) Było też wiele spacerów w znane i nieznane, nowych doświadczeń i fajnych wydarzeń. Pobiłam też chyba własne rekordy w robieniu zdjęć nieba a szczególnie zachodów słońca...
A przy tym był przy mnie nieodłączny aparat, dlatego nie tylko słowa, ale niech obrazy teraz mówią o moim roku.



Styczeń

To przede wszystkim cudny Nowy Rok nad Scrabble'ami, planowanie nowego roku z nowym kalendarzem i ślicznym zeszytem przeznaczonym na pamiętnik, pysznymi ciachami i ciekawymi książkami (ta na zdjęciu to akurat "Złodziejka książek"). To też nowe pomysły na biżuterię w materiale i odwiedzanie nowych miejsc takich jak Niespodzianka Cafe. Ale też chorowanie i nadrabianie filmowych zaległości... Tak, takie filmy jak "Jak zostać królem" zawsze warto oglądać.


To również spacery nad Balaton, pomoc w organizowaniu warsztatów dla dzieciaków i pomysł na to, by poprawić swoją książkę. Ale również wyjazd pod Kielce jako wolontariusz i niezapomniane doświadczenia, jak również po raz pierwszy od dawna miałam na swoich nogach łyżwy właśnie w styczniu.

Luty

Zaintrygowały mnie tańce celtyckie i trochę się w nie zaangażowałam. Poza tym sporo spacerowałam, zwłaszcza jak byłam wkurzona. Odwiedziłam moje rodzinne okolice (zdjęcie na dole po lewej pokazuje moją podstawówkę z kompleksem sportowym obok), ale też zaczęłam pracę w COSTA- to wiązało się z częstszym widywaniem budynku na prawym dolnym zdjęciu.


Poza tym naszło mnie na wspominki i przeglądanie pamiątkowych biletów wszelkiej maści: i koncertowych i kolejowych i wszelkich innych. Desperacko szukałam wiosny i ... obfotografowywałam budynek na Pl. Unii jak to ja.


Marzec

Czasem udało mi się gdzieś wybrać i zrobić kilka zdjęć, a czasem zgoła miło poplotkować.
Znów upiekłam kolorowe ciacha i znów zachwycałam się tym, co mi na parapecie kwitło.
No i obserwowałam obżartą wiewiórkę w Parku Skaryszewskim, cudna była.


Nie obeszło się bez nocnych zdjęć i zdjęć kiełkującej wiosny i kolejnych obfotografowanych kawowych pogaduszek. te trzy czekolady obok siebie to moje przygotowania do pieczenia ciasta czekoladowo-buraczanego, mówię Wam, pychota!
I po raz pierwszy poniosło mnie na robienie zdjęć zachodu słońca z Mostu Siekierkowskiego.


Wiosna, panie sierżancie! Na różowych talerzach właśnie ciasto buraczano-czekoladowe, pożerałyśmy je w parku. Poza tym kolorystyczne kontrasty mojej dzielnicy, znów kwitnący parapet i cudne zdjęcia z różnych miejsc.


Kwiecień
Trochę jakby zaprowadzanie ładu w swoim życiu. Pierwsza wędrówka nową linią metra, lanoponiedziałkowy spacer, uporządkowanie kolczyków i ozdobienie pierwszych pudełek.
No i pelasia kwitnąca na maksa.


Odwiedziny u mojej rodzinki. Kiedy tam jechałam, z odrobiną obaw, nie spodziewałam się, że ta wizyta tak wiele zmieni w moim życiu. Ten płonący kominek to pamiątka wieczoru spędzonego z moim bratem-bliźniakiem (no dobrze, kuzynem), a zachodzące słońce w uliczce- to spacer z tego samego dnia, też z nim. Poza tym plany, by pójść na studia doktoranckie, zachwycanie się wiosną, miłe spotkania na kawę i powroty do mieszkania po pracy okupione fotkami "burzowych" chmur.


Klimatyczne wieczory ze świecami, zachwycanie się kolorami wiosny na moim osiedlu... Zaczytywanie się "Mistrzem i Małgorzatą" z zaznaczonymi ingerencjami sowieckiej cenzury. Spacer po jednym z moich ulubionych parków. I po raz pierwszy przygotowane pyszne ciacho... szpinakowe.


Zachwycanie się wiosną. Kolejne pudełka oklejane papierem. Cudne, kwitnące japońskie wiśnie. Pożegnanie z COSTA, dołek z tym związany. Po raz pierwszy od dawna na Fortach Bema. I... cóż, niezwykłe napisy na ścianie, nie pamiętam już nawet gdzie.


Maj
Spacer po (warszawskim) Morskim Oku przy okazji wizyty-konsultacji w pobliżu. Szalone wiewiórki w Łazienkach i cudne ujęcia w Parku Pole Mokotowskie i nad Jeziorkiem Gocławskim... Zachwyty gocławskimi tulipanami i strojenie się na wesele kuzyna.  Mrrr.


Cudowna zieleń w Parku Moczydło. Z Martą nad Wisłą rozmowy poważne i zgoła niepoważne. Bez taki cudownie pachnący. I 'pomnik tasiemca' czyli niezła wkrętka. I znów cudowny Balaton, kocham ten park.


Robienie biżu dla koleżanki... spacery po Łazienkach po raz pierwszy od dawna. Bieganie nad Balatonem. Konwaliowanie w rodzinnych okolicach. I znów rozkwitające na parapecie pelargonie. Książki i kwiaty.


Sesja zdjęciowa dla pupila mojej chrzestnej. I przemiły spacer po ogrodach na dachu Centrum Nauki Kopernik. I koralikowe szaleństwo, czyli nowe nabytki. Ciekawe spotkanie w Mjodzie. Po raz pierwszy pracowałam na imprezie biegowej a nie byłam tam wolontariuszką. I ciacho szpinakowe... znów.

Spacery pozwalające złapać oddech, ten czarny kot wyglądał, jakby nie żył, ale strzygł uszami, zbyt leniwy by się podnieść. Kwitnący parapet... Piękne widoki i wieczorne spotkania. Z Królikiem jedliśmy owo ciacho szpinakowe, obserwując jeże szalejące w trawie, jednego zresztą spotkałam idąc na spotkanie z nim. Plenerowa impreza na którą namówiła mnie moja siostra- w rodzinne okolice... I świętowanie Dnia Dziecka ze znajomkami, zaczęło się od lodów, przez pizzę, aż skończyliśmy na piwie nad Wisłą i owszem, to był mega miły dzień.


Czerwiec
Przede wszystkim cudowne lenistwo z Ma, słońce, kocyk i cudna okolica.
Wyprawy na daleki Ursynów i piękne róże fotografowane po drodze. I piękne zachody słońca...


Znów pięknie kwitnący parapet, słoneczne rodzinne strony, zwiedzanie Ogrodów na Podzamczu i piękna róża... prezent dla samej siebie. Ten bukiecik po lewej na dole- to część niespodzianki urodzinowej zgotowanej mi przez znajomych, miło. I Park Szczęśliwicki...


Zawirowania, gorsze chwile i piękne zdjęcia robione jakby na przekór sobie. Czas spędzony z Ma. w Parku Skaryszewskim na błogim lenistwie i nasze poważne rozmowy, które przypomina mi ta niebiesko-zielona plątaninka. I długi, samotny spacer, emocje szalejące na maksa, wyciszenia poszukiwanie... w okolicach Mostu Siekierkowskiego.
Super prezent- półprodukt do kolczyków, i oto powstały. Plus pierwsza od dawna znaleziona czterolistna koniczynka.


Zawirowania przy poszukiwaniu pracy i w biegu znalezienie chwili oddechu w Parku Skaryszewskim, fotografowanie dźwigów. Pierwszy raz na Nitro-Lodach, pyszności, mówię Wam. I nietypowa panorama w Metrze Politechnika. Fotografowanie róż i miłe spotkanie z Królikiem, ach i ten piękny kotryś którego kiedyś zobaczyłam, idąc ulicą.


Lipiec
Czyli chwilowy kryzys i szukanie w sobie na siłę entuzjazmu do spacerów i robienia zdjęć... Przeprowadzka Netki do mnie, pokazywanie jej okolicy. Ogarnianie Słoika Szczęścia i ... kupa szczęścia, czyli znalezienie 60 czterolistnych koniczynek. Spacer nad Wisłę w pewien gorący letni dzień. I impreza polegająca na tłuczeniu talerzy, uwierzcie że było super :)


Kolejne cudne zachody słońca...
I pewien deszczowy dzień w Parku Szczęśliwickim, który pomógł mi trochę nabrać dystansu do moich zmartwień. Spacerowanie i rozlepianie ogłoszeń, pyszne lody - hah, o smaku czarnego sezamu, pyyyszne, choć wyglądają jak asfaltowe.


Znów kwitnąca pelasia, znów Podzamcze ale tym razem z Ma, spacery z Netką i róże fotografowane w Parku Skaryszewskim. A kłódka na Moście Świętokrzyskim. Na zasłonce niespodziewany gość wieczorową porą, a obok: Kopiec Powstania Warszawskiego z Adamem gdzie poszliśmy porobić nieco zdjęć.

Klimatyczne świece i inne ozdobniki umilające samotne chwile. Przejażdżka rowerowa do Konstancina i w okolice, m.in. pałac w Oborach. No i oczywiście pasikonik, bo czemu nie. No i Wisła, i zachód słońca.. i most oczywiście.


Sierpień
Ten miesiąc chyba bił na głowę wszystkie inne pod względem zrobionych przeze mnie zdjęć zachodów słońca nad Wisłą :) Poza tym pewnego razu motyle i trzmiele miały swoją zgoła udaną sesję zdjęciową przed moim obiektywem, wyszło cudnie. Poza tym wkręciłam się w kolorowanie mandali w czym wybitnie pomogła mi publikacja Lidla, zwiedzałam nocą Park Powstańców Warszawy (te jasne kolumny), znów upiekłam ciasto czekoladowo-buraczane i mnóstwo razy bywałam nad Balatonem, zwłaszcza o zachodzie słońca.


Poza tym piknikowanie w parku z Ma. - prawie jak herbatka u Szalonego Kapelusznika. Violet Kiwi Triatlon z Królikiem i kilkorgiem innych ludków. Dla jasności- pomagałam w organizacji, nie biegłam. Moje kolorowe nabytki czyli nowe pisaki i kredki, a także efekt prezentu w postaci koralików i słów: zrób sobie coś ładnego z nich. To zrobiłam. Oprócz tego fascynowanie się jesiennymi barwami aksamitek i w końcu spacer po Parku w Natolinie, większa relacja TUTAJ.


Wrzesień
Był już krokiem w stronę uspokojenia. Udało mi się spotkać jednocześnie z dwiema kuzynkami, poniżej ulubieniec jednej z nich, Rubinek. Sfotografowałam też Most Łazienkowski z ogromną dziurą pośrodku... Kiedy zmieniłam telefon, zaczęłam robić całkiem udane zdjęcia i na co dzień, nie ma to jak Lumia. Zdjęcie kościoła z pięknym niebem to właśnie z telefonu. Plus zrobiłam sobie małą galerię zdjęć na ścianie, przypominającą o tym co dla mnie ważne... czy może raczej: kto dla mnie ważny... A także spotkałam się z moją przyjaciółką w miejscu gdzie wystrój sufitu tworzą... tak, zielone butelki. Niesamowicie to wygląd. No i mały spacer w wolnej chwili: Kopa Cwila na warszawskim Ursynowie.



Przy okazji spotkania z przyjaciółką zobaczyłam takie oto Aniołki ale jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć czy mi się podobają czy nie. I zrobiłam swoją pierwszą sesję zdjęciową koleżance, wyjątkową, bo "brzuszkową". Zaszalałam w Rossmanie jeśli chodzi o kolczyki: kumpele dokonała wyboru i kolczyki-wisienki z klipsów stały się najzwyklejszymi kolczykami z moją małą pomocą...
Te różyczki to moje, a filiżanka to moje 'odkopane' cudeńko o którym sobie przypomniałam, że je mam.

Jeden dzień na Podlasiu a tyle wrażeń...

W wolnej chwili spacer na ursynowską Kopę Cwila z widokiem na piękne niebo nad górką. Zachwyty kroplami deszczu na koniczynkach. Picie herbaty z Ma. w przeuroczych filiżankach, które od dawna czekały na taką okazję. I rękodziałanie z Pa. Każda z nas w zrobionej przez siebie bransoletce. A z zupełnie innego dnia: kawa zrobiona przez Pa. a obok zdjęcie z naszego spaceru i zachwytów jesienią w parku.


Październik

Oj działo się. Zdjęcia rosy o poranku kiedy wracałam z pracy po nocy tam spędzonej, zachwyciłam się i ucieszyłam się, że mój telefon robi całkiem sensowne zdjęcia. Cola z idealnym dla mnie napisem: byłam potwornie niewyspana ;) I nabytki koralikowe poczynione tuż przed przyjściem na tańce celtyckie. Komentarz: wygląda jak robienie biżuterii :)
Ciacha z płatkami owsianymi, czarnym sezamem i prażonym słonecznikiem. Kolorowy mural w centrum miasta, który mnie urzekł.


Klimatyczne robienie biżuterii, jakoś lubię jak się przy okazji pali świeczka, zresztą płomień bywa przydatny. I efekt dłubania: bransoletka. Wieczorne zdjęć robienie: jeszcze kiedy było słonecznie i później, po zachodzie słońca. A jeszcze później pobiegłam na tańce celtyckie :)

Chyba po raz pierwszy w obliczy zachwytu pięknym niebem kiedy przejeżdżałam przez most, wyciągnęłam telefon i w końcu zrobiłam zdjęcie. Jesienny listek w rodzinnych stronach i jesienne liście nad Balatonem. Znów klimatycznie czyli płomienie i świece... Cóż, jesienią ciężko byłoby mi się bez nich obejść.


Na szybko- mały wypad do Łazienek. Nie będę skromna i powiem: owszem, udało mi się tam zrobić kilka zachwycających zdjęć.


Maleńki spacer nad Balaton i niespodziewane spotkanie łabędziej rodziny :) Spacer z Ktosiem po mieście, tu i tam, rozmowy poważne i zgoła niepoważne. Grzaniec robiony z Ma. wyszedł nam pyszny, aż musiałyśmy mu zrobić zdjęcie, nie było wyjścia ;)


Kolorowa, złota jesień? Zdecydowanie tak. Na górze Park Skaryszewski i Kamionkowskie Błonia Elekcyjne (więcej TU), pośrodku wieczorny spacer z A. a na samym dole chwytanie słońca w biegu, czyli: czekam na autobus, to zrobię kilka zdjęć :)


Pewnego dnia miałam aparat przy sobie przez cały dzień i tak oto zrobiłam zdjęcia zarówno pięknych liści jak i zachodu słońca. Innego dnia zachwyciła mnie bryła pewnego bloku i w końcu zrobiłam jej zdjęcie... A jeszcze innego poszłam na dłuuuugi spacer z moją przyjaciółką i było bardzo słonecznie, miło i jesiennie zarazem.


Obserwowałam też łabędzią rodzinkę na jeziorku niedaleko mieszkania, nadrabiałam zaległości dotyczące Słoika Szczęścia i buszowałam w Bibliotece Uniwersyteckiej, nawet tam usiłując uchwycić piękno. Naszło mnie na eksperymenty z jesiennymi dekoracjami, a przy okazji jednego naprawdę paskudnego dnia na poprawę humoru dostałam te oto czekoladki w kształcie ust :)


Zdarzył mi się też całkiem miły spacer jesienny w słoneczku i w miłym towarzystwie :) Choć było wietrznie i urywało nam głowy, było zgoła przyjemnie, zwłaszcza, że zabrałyśmy się później za gotowanie :)

A to moje późniejsze pomysły na rozweselenie ponurego listopada i sprawienie by był bardziej kolorowy:


Udało mi się też w końcu pójść na miły i samotny spacer, zrobić kilka zdjęć i pozachwycać się zimowymi akcentami, choć w sumie jesień bardziej rzucała się w oczy... Oprócz tego kupiłam sobie nietypowy kabelek do zgrywania rzeczy z telefonu: jest czerwony i świeci. Serduszka ze szkła są breloczkami, to pomarańczowo-czerwone jest moje, zielone dla mojej przyjaciółki. Na dole zestaw posypek do ciach, stwierdziłam że teraz to już koniecznie muszę je upiec :) Obok jedyna forma śniegu, na jaką mogłam sobie popatrzeć - kiedy poszłyśmy na kawę :)


Miły wieczór tylko dla mnie, z kawą i ciachem, na mojej nowej tacce, która mi się marzyła od dawna. I kolorowy pomysł na pazurki: cała paleta kolorów na nich wylądowała. Cóż, zainspirowałam się moją tęczową parasolką :)
Zdjęcie "samego centrum" zrobiłam chyba wracając któregoś razu rano po nocy w pracy. A i gołębie pewnego dnia miały swoją sesję zdjęciową.
Poniżej szklany wisiorek dla Pa.- tylko go zobaczyłam i pomyślałam sobie: to takie w jej stylu! :)
A obok moja radosna twórczość czyli ozdabianie torby :)


Grudzień
Nie sądziłam, że to będzie tak zabiegany miesiąc...
Na górze dwa zdjęcia z koncertu chóru All That Sounds, było bosssko.
Niżej najnowszy Murakami i książka z dzieciństwa, którą postanowiłam sobie odświeżyć. A obok świt widziany z okna autobusu (sporo czasu spędziłam w grudniu w drodze dokądś).
Niżej początki mojego nowego dziełka, work in progress ;)
A obok nietypowe światełka pod jednym z centrów handlowych.


Słoik Szczęścia - jak wygląda pod koniec roku, jeszcze tylko trochę i już ledwie coś do niego zmieszczę...
A obok jedna z pierwszych panoram, które zrobiłam, po zainstalowaniu aplikacji w moim telefonie.
I moje zwariowane pazurki, przy których trochę się napracowałam, ale zdecydowanie warto było. I miasto, w którym w tym miesiącu musiałam być kilka razu urzędowo, a warto dodać, że to właśnie miasto mam w dowodzie jako miejsce urodzenia.
Poniżej babski wieczór z winem i babski poranek po owej imprezie... było baaaardzo miło :)



Poniżej dzień pełen niespodzianek: miły list, który czekał na mnie w skrzynce i miś- prezent mikołajkowy. Dodać by należało, że popołudnie i wieczór też były miłe, choć z tej okazji nie mam zdjęć: byłam na warsztatach tanecznych i koncercie Naragonii, mrrr.
Jeszcze niżej zerkanie na paskudną pogodę przez okno w pracy, a po sąsiedzku: pieczenie pierniczków, nastrój budowany cotton balls na oknie i... wycinanie pierniczków <3


Później totalne szaleństwo: Blogowigilia i szalenie miłe spotkania, niektóre dość mocno zaskakujące, inne zaplanowane, wyczekiwane z niecierpliwością. Oprócz tego w końcu dzielenie się ciachami i grzane piwo z kumpelą w Między Słowami. 


W końcu też zdecydowałam się ubrać swoją małą, ale jakże uroczą choinkę, efekt całkiem mi się spodobał :) Byłam też znów z Ma. w To lubię na grzanym miodzie pitnym (dwójniak dominikański, mówię Wam, cudo!) i na spacerze po Nowym Mieście gdzie zaskoczył nas miś opowiadający bajki (na zdjęciu). Pokusiłam się też o mały eksperyment z deserem z masą z mascarpone z szafirową galaretką na wierzchu i było pysznie :)
Plus mały spacer, w gruncie rzeczy wiosenny, stokrotki pod koniec grudnia, na zielonej trawie i ta tle błękitnego nieba?


A później cóż, nadeszły święta :) Były szalenie udane, ciepłe i rodzinne...
A później powrót do mojego królestwa i ostatnie dni wolnego przed powrotem do pracy... z magicznym kubeczkiem-muffinem, który jest prezentem od bliskiej mi osoby.


Całkiem udany ten rok czyż nie? ;)

You Might Also Like

4 komentarze

  1. Piękne podsumowanie, Małgosiu! Piszesz pamiętnik? Super! Samych dobroci w 2016!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, choć ostatnio coraz rzadziej, jednak pisanie bloga się z nim nie kłóci ;)

      Usuń
  2. Intensywny rok za Tobą :)
    Nowa odsłona bloga bardzo mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Nowa odsłona aż zachęca do pisania :)

      Usuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe