Ostatnie chwile lipca

12:06:00


Tradycyjnie już, nie wiem, kiedy mi minął lipiec. Dopiero co się zaczynał, a już jego ostatni dzień.
No cóż, może powinnam przywyknąć, że czas mi biegnie jak opętany i nijak nie chce zwolnić.

Jednak jak by na to nie patrzeć, cieszę się, że jestem w takim miejscu, w jakim jestem. O wiele lepszym niż rok temu. W większości jest mi po prostu dobrze. Jakoś się powoli ogarniam. Z naciskiem na "powoli".

I, co jak na mnie dość niezwykłe, trzy dni zupełnie wolnego od pracy i wszelkich zobowiązań. I co jeszcze bardziej niezwykłe, dzień, kiedy odbieram zaskakujący telefon od mojej przyjaciółki z dzieciństwa i mogę na jej równie zaskakujące pytania odpowiedzieć: tak, wiesz, jestem dziś cały dzień w domu... nie, nie mam żadnych planów... spoko, wpadajcie. I słuszne domysły, że ta niespodziewana wizyta zwiastuje jedno: zbliżający się ślub. Swoją drogą, znów ściągnęłam myślami kogoś, kto jest mi bliski...

Wczoraj zrobiłam sobie długi spacer, bez planu, bez celu, za to z nieodłącznym aparatem. Miło. Chyba to właśnie był ten brakujący element tego pierwszego od dawna, w pełni wolnego weekendu: wyspałam się, nadrobiłam wszelkie książkowe zaległości, a nawet obejrzałam dwa z odkładanych na później filmów, nadrobiłam pisanie pamiętnika, (no po prostu nie wierzę w to wszystko), a i tak mi było czegoś brak. Po dłuuuugim, samotnym spacerze jest idealnie. Pięć kilometrów to w sam raz by złapać oddech. Jak to mówią: czasami trzeba długo iść, by dojść do siebie. Choć i tak nawet tak cudny spacer nie rozproszył do końca mojego smutku.

Na to ostatnie myślę, że nie jestem na ten moment zbyt wiele poradzić. Mogę tylko nie uciekać od ludzi, ani nie uciekać od chwil tylko dla siebie - i mieć nadzieję, że smutek minie raczej wcześniej niż później. Może jeszcze powinnam sobie napisać na czole, że choćby się waliło i paliło, do niektórych ludzi nie ma powrotu, bo to byłoby proszenie się o kłopoty.

Tak więc, żeby nie było nudno, na dziś planuję rowerową przejażdżkę (sama, skoro Królik się zamotał), a później lody, już z Królikiem. I mam nadzieję, że w Limoni będą mieli najdziwniejsze i najbardziej zaskakujące smaki dziś, chętnie bym spróbowała czegoś nowego. Po ostatnich lodach z Pa. moja prywatna lista przebojów jeśli chodzi o lody wygląda następująco: na pierwszym miejscu czarny sezam, na drugim estragon, a na trzecim cedr (nie mylić z cydrem;)

-Boję się Alicjo. Niby wszystko dobrze, ale czuję strach przed ludźmi. Czyżbym oszalał?
-Tak, odbiło Ci,zbzikowałeś, dostałeś fioła! Ale zdradzę Ci sekret.Wszyscy najlepsi ludzie też tacy są.

You Might Also Like

0 komentarze

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe