Notatki pożeracza książek cz. 6 czyli o chaosie ADHD słów kilka
21:59:00Poniższy tekst NIE JEST artykułem sponsorowanym, za to można go potraktować jako odpowiedź na wszystkie wypowiedzi na temat ADHD które usłyszałam w ciągu ostatnich tygodni.
Wypatrzyłam ostatnio w bibliotece książkę pod intrygującym (dla mnie) tytułem: "Od chaosu do spokoju. Jak wychowywać dzieci z ADHD i innymi zaburzeniami zachowania." Janet E. Heininger i Sharon K. Weiss, i jakkolwiek podtytuł mógłby sugerować że jest to książka głównie dla rodziców i nauczycieli dzieci z ADHD, powiedziałabym, że niekoniecznie.
źródło: mediarodzina.pl |
Z ADHD wiąże się cała masa mitów i jakichś dziwnych uprzedzeń i właśnie ta książka w fajny sposób porusza tematykę tych wszystkich niejasnych i zawikłanych kwestii.
Współautorkami są dwie kobiety: matka dziecka u którego stwierdzono ADHD i terapeutka dzieci cierpiących na ADHD. Niejednokrotnie też zabiera głos sam Theodore, chłopiec, którego życie dość znacznie zmieniło się po zdiagnozowaniu u niego zaburzeń koncentracji uwagi.
Jak pisze mama Theodore'a:
Na jesiennym zebraniu rodzicielskim jego nauczyciel zapytał nas ostrożnie, czy kiedykolwiek przyszło nam do głowy, że Theodore może cierpieć na zaburzenia koncentracji uwagi. Siedzieliśmy jak rażeni gromem. Zaburzenia koncentracji uwagi? Nasza niezaprzeczalnie zbyt uboga wiedza o nadpobudliwości psychoruchowej z zaburzeniami koncentracji uwagi (ADHD) podsuwała nam obraz obijającego się o ściany, niesfornego dziecka. Theodore nie był taki. Nie był nadpobudliwy. Mógł bez końca siedzieć i czytać - to własnie było jednym z problemów. Poza tym, ripostowaliśmy, czy zaburzenia koncentracji nie są tą modną , nazbyt chętnie przyklejaną etykietką, za pomocą której rozdzielający włos na czworo opisują typowe "chłopięce" zachowania? Czy lekarze nie rozdzielają Ritalinu jak cukierków, by rozwiązać problemy nauczycieli borykających się z niesfornymi dziećmi? (s. 42)
Warto w tym momencie dodać, że leczenie ADHD często lecz nie zawsze opiera się na farmakoterapii, jednak częściej na psychoterapii i że niekiedy jedna bez drugiej nie ma większego sensu.
Nieco później mama Theodore'a stwierdza:
Im więcej czytałam na ten temat, tym lepiej rozumiałam, jak działają (używane w ADHD) środki psychostymulujące. Ponieważ ADHD bierze się z wrodzonej zbyt niskiej aktywności części mózgu, które regulują uwagę, tłumią impulsywność i pobudliwość, stosowanie leków stymulujących je do większej aktywności wydało mi się działaniem sensownym. Im więcej dowiadywałam się o potencjalnych korzyściach płynących z zażywania tych leków, tym bardziej przekonywałam się do pomysłu poddania Theodore'a farmakoterapii. (s. 72)
Jednak o wiele ważniejszą zmianą, jak sama pisze, nie było danie "etykietki", lecz zmiana nastawienia:
Pierwszym krokiem było odrzucenie negatywnych etykietek, umożliwiające nam dostrzeżenie bardziej pozytywnych aspektów jego temperamentu. Zamiast myśleć, że jest niecierpliwy, uznałam, że wymaga uwagi. Nie był wybuchowy lecz skłonny do dramatyzowania, nie uparty lecz asertywny. Pomogło mi, kiedy uświadomiłam sobie, że jest bardzo spostrzegawczy, nie roztargniony. Zauważał wszystko, co się wokół niego działo. (s. 31)
W pewnym momencie Theodore pisze:
Wybuchałem tak często bo nie potrafiłem zapanować nad swoimi emocjami. Wybuchałem bo mi coś nie wychodziło i denerwowało mnie to. Prawie każdy drobiazg - na przykład to, że nie potrafiłem poprawnie napisać jakiegoś słowa albo że obrazek, który rysowałem, nie wyglądał dokładnie tak, jak chciałem - rozpalał we mnie płomień i wtedy wybuchałem. Emocje po prostu mnie zalewały. Nie czułem się głupio, że miałem napad złości - zawsze myślałem, że mam do tego dobry powód. To, co naprawdę czułem potem, to było zadowolenie, że udało mi się uciec przed tym całym wrzaskiem.( s. 30)
Nazwanie tego, co się z nim działo konkretną nazwą wiele zmieniło również dla niego samego:
Kiedy odkryliśmy, że mam ADHD, bardzo mi ulżyło, że mam papierek, który mi wyjaśnia, dlaczego jestem inny. Wykazywał on, że nie jestem żadnym dziwakiem czy odmieńcem, tylko mój mózg działa inaczej. Z drugiej strony nie podobało mi się to, bo czułem, że jestem jedyną osobą, która to ma i czułem się inny niż wszyscy. Nie powiedziałem o tym nikomu, bo to było bardzo osobiste. Upłynęło dużo czasu, zanim komuś powiedziałem. (s. 59)
Jak sam o sobie pisze:
Zła strona tego, że wszystko mnie zaciekawia, polega na tym, że w szkole mogę się rozglądać, czytać, gryzmolić esy-floresy, a nauczyciele myślą, że nie uważam, bo nie patrzę na nich. Wtedy pakuje się w kłopoty. Czasami wywołują mnie do odpowiedzi, żeby sprawdzić, czy słucham, i widzę, że są zaskoczeni, kiedy udzielam prawidłowej odpowiedzi. Myślą, że nie mogę uważać, kiedy robię coś innego, ale ja naprawdę uważam. (s. 31)
Jego mama uzupełnia:
Zanim jeszcze rozpoznano u Theodore'a ADHD, uświadomiłam sobie, że brakuje mu zasobów emocjonalnych czy zdolności rozwiązywania wszystkich problemów, na które natrafia. Starałam się nie wkraczać zbyt szybko, by dać mu szansę na samodzielne znalezienie wyjścia. Czasami to działało. Czasami czekałam za długo. Rzeczywistość jest taka, że mniej łatwe dziecko musi mieć u boku osobę dorosłą - kogoś, kto nie tylko może interweniować w jego sprawie, ale robi to. Moim celem jest osiągnięcie punktu, kiedy nigdy nie będziemy już musieli pośredniczyć w jego sprawach, kiedy sam potrafi negocjować z systemem, czy to w szkole, czy w stosunkach z innymi dziećmi, czy w zajęciach, w których uczestniczy. (s. 223)
Dodaje również:
Kiedy piszę te słowa, wspominam, jak wyglądało wypchnięcie go do szkoły trzy lata temu, zanim stwierdzono u niego ADHD. Nie wszystkie ranki są tak ciche i spokojne jak ten. Jednakże gorączkowa bieganina, wrzaski, żeby się nie guzdrał, szaleńcze poszukiwania butów i kurtki, pospieszne szykowanie drugiego śniadania, żeby wyjść w porę z domu, raczej należą do przeszłości. (s. 329)
Sensowna wydała mi się również część książki mówiąca o tym, jak istotnie jest w całym tym chaosie zwracanie uwagi na to, co dziecko robi dobrze i docenianie tego, podkreślanie w umiejętny sposób. To właśnie jedna z tych rzeczy, które myślę, że są ważne dla wszystkich dzieci, a właściwie nie tylko - również dorosłych.
Ciekawie napisana została także część mówiąca tak o pozytywnym motywowaniu dzieci, jak i o skuteczności i nieskuteczności kar, a także zaczerpnięta z innej książki lista pt. "Metody radzenia sobie z wyszydzeniem" (które często spotyka "trudne" dzieci ze strony rówieśników).
Szczególnie ważne wydaje mi się też nawiązanie do teorii wyuczonej bezradności Martina Seligmana i podkreślanie, jak istotne jest wyrabianie w dziecku samodzielności i poczucia, że jest odpowiedzialne za siebie i swoje otoczenie.
Terapeutka zajmująca się pracą z dziećmi cierpiącymi na ADHD zwraca uwagę na silną potrzebę nadania struktury otoczeniu dziecka, którego dotyka taki rodzaj zaburzeń:
Często pertraktują, sprzeczają się i manipulują innymi, starając się uzyskać pewną kontrolę nad otoczeniem, bo nieposiadanie żadnej kontroli jest tak samo przerażające jak posiadanie zbyt dużej kontroli. Niektóre z dzieci uważanych przez rodziców za najtrudniejsze miotają się po prostu z powodu niezdolności zrozumienia otaczającego ich świata. Rodzice przyczyniają się do powstania tego problemu - a nawet go tworzą - nie potrafiąc uczynić świata dziecka przewidywalnym. Dzieci te potrzebują bowiem jakiegoś porządku, jakiejś struktury organizacyjnej, która sprawia, że świat staje się przewidywalny. (s. 331)
Jak pisze w posłowiu Michał Witt:
Myślę, że lektura "Od chaosu do spokoju" może (i powinna) dać wiele do myślenia nie tylko polskim rodzicom, ale również nauczycielom, lekarzom, psychologom. Pokazuje, jak czasem niewiele trzeba, żeby wszystkim zainteresowanym, a dziecku przede wszystkim, ułatwić codzienne życie. Bo to nie tylko kwestia sprawnego systemu organizacyjnego; czasem starczyłoby więcej dobrej woli i po prostu ludzkiego zrozumienia... Od tego trzeba zacząć, bowiem wszystkie niełatwe dzieci, w tym dzieci z ADHD, bardzo tego potrzebują. (s. 342)
I w sumie to wydaje mi się najważniejsze w tej książce. Bo tak dzieciom "nadpobudliwym", w jakiś sposób trudnym, jak i tym, które mają zdiagnozowane ADHD, nie pomoże wieczne krytykowanie, a coś zupełnie innego: zrozumienie, podbudowane konkretną wiedzą i pomysłami, co może zadziałać, a co się zupełnie nie uda. Co się zresztą przewija przez całą książkę: pomysły, jak pomóc, jakich technik użyć, jak zmotywować dziecko, pomóc mu. Myślę, że pod tym względem książka może być wartościowa dla rodziców "trudnych" dzieci, tym bardziej że nie jest moralizatorska, przyjaźnie się ją czyta.
Wszystkie cytaty z książki:
Janet E. Heininger i Sharon K. Weiss: Od chaosu do spokoju. Jak wychowywać dzieci z ADHD i innymi zaburzeniami zachowania, wyd. Media Rodzina, Poznań 2005
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.