B jak.... bliskość
18:30:00Jak mogłabym na własny użytek zdefiniować bliskość?
To ten stan, kiedy mam odwagę dzielić się tym, co czuję i myślę, kiedy każdy najbardziej szalony pomysł jest istotny i ważny bo każdy jest mój.
Kiedy mogę być sobą i czuć to co czuję, mówić o tym i czuć się bezpiecznie. I kiedy nieważne jest, czy są to pozytywne rzeczy, czy trudne i skomplikowane. Niezależnie od tego, czy mojemu rozmówcy chcę powiedzieć, że źle się czuję z jakimiś jego zachowaniami, czy że bardzo, bardzo mi fajnie z tym, jaki jest wobec mnie - wiem, że zostanę wysłuchana i nie ulegnie zerwaniu nasza więź. To też poczucie, że jeśli będzie coś, z czym nie będę umiała sobie poradzić sama, mogę się zwrócić do kogoś i ten ktoś w miarę swoich możliwości, albo mnie wysłucha, pomoże, jeśli będzie mógł, albo szczerze powie, że pomóc nie ma jak i że może powinnam się do kogoś innego zwrócić.
To ten stan, kiedy mogę być najzupełniej sobą i wiem, że ktoś mnie nie wyśmieje, nie rozpowie wszystkim.
Ale też kiedy żartujemy sobie dosyć 'zgryźliwie' i nie musimy uważać na każde słowo, nie musimy się obawiać, że druga osoba źle zrozumie i się obrazi na coś, co było niewinnym żartem. Bo te wszystkie żarty tak mocno w ramach tego, co między nami i przecież wiemy, że to jeszcze poczucie bezpieczeństwa obejmuje.
A jednocześnie nieśmiała pewność, że drugiej osobie moje złe chwile, humorki i ponure nastawienie do świata nie przysłonią tego, jaka jestem. Że zachowania zachowaniami, ale dla drugiej osoby istotne jest to, jaka jestem i tego nie straci z oczu, kiedy któregoś razu zachowam się głupio. Co nie znaczy, że nie powie mi, co się nie podoba; wręcz przeciwnie. Ale zła chwila nie będzie mnie odtąd definiowała.
Ciekawe, że najlepiej udaje mi się zdefiniować, czym jest bliskość, kiedy pewną znajomość, relację, traktowałam jako coś 'normalnego', czy oczywistego wręcz, że jest tak jak jest, naturalnie i pozytywnie mimo złych chwil niekiedy.... a później uświadomiłam sobie, że to co jest tutaj, nie jest możliwe w innych relacjach. Widziałam ułomność własnych reakcji, poczucia własnej wartości, byłam przekonana, że to co jest, nie znaczy aż tak wiele. A ostatecznie się okazało, że właśnie znaczy wiele, że o ile z TĄ osobą mogę najzupełniej szczerze mówić i o tym co mnie martwi i o tym, co mnie zachwyca to z kimś innym, mimo całej sympatii - nie. Czuję w sobie opór. Nawet słowa zachwytu gdzieś uciekają, bo nie czuję się na tyle blisko i bezpiecznie by mówić, że tak bardzo, bardzo coś mi się podobało. A podobało się jak cholera :)
3 komentarze
I to ostatnie zdanie jest najfajniejsze. Dobrze jest od czasu do czasu odlecieć od rutyny, i powiedzieć sobie - a czego ty się bałeś. Dobrze tak, a jeszcze lepiej o tym napisać!
OdpowiedzUsuńTy się normalnie zakochałaś:)
OdpowiedzUsuńFajnie że to widzisz i doceniasz, a w dodatku o tym mówisz. Ludzie często nie zwracają uwagi na to co mają.
OdpowiedzUsuńChwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.