Za blisko
21:36:00
Spieszę donieść, że zalatana jestem ostatnimi czasy jak gołąb pocztowy.
Czasem to dobrze, a czasem... hm, tak sobie.
Wbrew temu, co za oknem, w sercu kiełkuje wiosna, czasem aż trudno mi uwierzyć, że tyle pozytywności może się pomieścić w moim życiu, tak na raz. Są chwile, kiedy to pozytywne wydaje mi się tak nierealne że aż kusi by uciec. Są chwile, które wynagradzają mi każdą chwilę lęku, zawahania, wątpliwości, kiedy wiem, czuję, że warto i że wszystko idzie w dobrą stronę.
I są chwile zmęczenia. Kiedy Ktoś kto "dostał ode mnie kosza" założył, że jeśli kilka miesięcy temu byłam mocno zauroczona innym Ktosiem, to teraz na bank jesteśmy razem, szczęśliwi i radośni, bo to przecież tylko jemu się nie układa, on biedny ma pecha a wokół same szczęśliwe pary. Trafione jak kulą w płot. "Ucałuj go ode mnie" - jak wyrzut sumienia. Pffff.
Może to jednak racja by skupiać się na przyjaźni, a o wchodzeniu w bliższe relacje damsko-męskie nie wchodzić?
Może i chciałabym z tym jednym, jedynym Ktosiem być bliżej, chciałabym, żeby zauważył we mnie kogoś więcej niż znajomą, koleżankę, kumpelę. To chyba jednak nierealne. W każdym razie nie chcę być już tak blisko jak byłam, nie chcę się ze wszystkim niemal do niego zwracać. Trochę dystansu chyba obojgu nam się przyda. Przypomina mi się ten wiersz:
***
Jestem za blisko, żeby mu się śnić.
Nie fruwam nad nim, nie uciekam mu
pod korzeniami drzew. Jestem za blisko.
Nie moim głosem śpiewa ryba w sieci.
Nie z mego palca toczy się pierścionek.
Jestem za blisko. Wielki dom się pali
beze mnie wołającej ratunku. Za blisko,
żeby na moim włosie dzwonił dzwon.
Za blisko, żebym mogła wejść jak gość,
przed którym rozsuwają się ściany.
Już nigdy po raz drugi nie umrę tak lekko,
tak bardzo poza ciałem, tak bezwiednie,
jak niegdyś w jego śnie. Jestem za blisko,
za blisko. Słyszę syk
i widzę połyskliwą łuskę tego słowa,
znieruchomiała w objęciu. On śpi,
w tej chwili dostępniejszy widzianej raz w życiu
kasjerce wędrownego cyrku z jednym lwem
niż mnie leżącej obok.
Teraz to dla niej rośnie w nim dolina
rudolistna, zamknięta ośnieżona górą
w lazurowym powietrzu. Ja jestem za blisko,
żeby mu z nieba spaść. Mój krzyk
mógłby go tylko zbudzić. Biedna,
ograniczona do własnej postaci,
a byłam brzozą, a byłam jaszczurką,
a wychodziłam z czasów i atłasów
mieniąc się kolorami skór. A miałam
łaskę znikania sprzed zdumionych oczu,
co jest bogactwem bogactw. Jestem blisko,
za blisko, żeby mu się śnić.
Wysuwam ramię spod głowy śpiącego,
zdrętwiałe, pełne wyrojonych szpilek.
Na czubku każdej z nich, do przeliczenia,
strąceni siedli anieli.
Wisława Szymborska
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.