Wyznania niedoszłego Anioła:)
10:52:00Cóż, nie mogłam się oprzeć chęci zacytowania tekstu, który zupełnie przypadkiem wpadł mi w ręce:
Wbrew pewnym wysiłkom (uczyłem się np. latać, w porę znikać i działać w ukryciu), wbrew dyskretnej propagandzie, dzięki której omamiałem przez pewien czas dalekich kuzynów i kolegów w pracy (starając się np. możliwie jaskrawo i często demonstrować moje liczne i niezwykłe cnoty) - wbrew temu wszystkiemu przemiana nie nastąpiła i eksperyment musiał zostać zatrzymany. Przeżuwając słuszną gorycz porażki i błędu, czuję się zmuszony do smutnego wyznania: nie jestem aniołem. Nie chcę naturalnie powiedzieć, że nie ma aniołów. Przeciwnie, właśnie świadomość, że anioł istnieje pozwoliła mi odkryć, że nim, mimo starań, nie jestem.
Nie chcę też powiedzieć, drogi czytelniku, że ty, mimo swoich zalet nie jesteś aniołem. Nic z tych rzeczy. Chodzi mi tylko o to, by wyraźnie stwierdzić, że anioł jest kimś innym niż ja i na tym zakończyć. Naturalnie, nie skrzydła decydują o różnicy. Te, jak wiadomo przyprawia nam prawdziwa miłość (dlatego łatwo ją odróżnić od fałszywej, która zwykle przyprawia nam rogi). Cóż z tego, że są to na ogół skrzydła niewidzialne, skoro niosą tak samo, jak pierzaste! Wystarczy mocno kochać, by fruwać jak anioł. Różnica leży w czym innym. Kwestię skrzydeł odkładamy, jako drugorzędną. Różnica leży w samym sposobie bycia- miłością, jeśli tak można powiedzieć. Jestem nią inaczej niż anioł i to jest właśnie przyczyną kłopotów. Żeby podać jakiś przykład: zdarzało się, iż jakiś anioł oglądał ze mną pisma lub filmy dotyczące pewnego aspektu miłości (niestety, niezbyt dyskretne). Myślicie, że się choćby żachnął? Że zamknął oczy lub się zaczerwienił?
Nic z tych rzeczy - spokojnie wychwalał Pana za wspaniałomyślność w rozdzielaniu łuków, sklepień i krągłości, za rozrzutność w szafowaniu tkanką w określonych miejscach, wywyższał za przedziwną różnorodność skóry. I kiedy ja z bijącym sercem, z śliną w gardle, z przyspieszonym pulsem i potem na czole wlepiałem oczy w kolorowy ekran, anioł uwielbiał Boga, że pozwolił ludziom rozmnażać się w taki dziwny, trochę - po cóż ukrywać - śmieszny sposób. O tak, kompromitująca dla mnie obecność anioła już od dzieciństwa działa mi na nerwy. Były chwile, że chciałem go pobić. Może i na śmierć. Kto wie jakby się to wszystko skończyło, gdyby w porę nie zdołał przemówić do mojego rozsądku. Bo, w gruncie rzeczy, mówi pięknie. Trafia w samo sedno. Dobrze jest się z nim zaprzyjaźnić, zwłaszcza w chwilach życiowo poważnych.
Chciałbym móc kochać jak on - całkiem bezinteresownie. Bez żadnych przeszkód trwać przy tych, na których mi zależy. Zawsze być dla innych - niezależnie od zmęczenia, czasu oraz sytuacji. Trochę zapomnieć o sobie, dać się prowadzić promieniom Bożej Łaski. Jak to zrobić - oto jest pytanie? Dobry Boże, jak to zrobić, jak to zrobić?
Wojciech Kudyba
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.