Jesienne Powązki
21:48:00Lubię czasem pójść na spacer na Powązki... Czasem wiosną, czasem latem... lub jak teraz: jesienią. I zabawne mi się wydaje, że kiedyś nie umiałam tam dojść gdzie sobie zaplanowałam i potrzebowałam szczególnych wytycznych... Dziś już nie. Przeważnie odwiedzam jeden grób, kogoś kogo nie znałam, ale o kim wiele słyszałam.... a później błąkam się tu i tam, myślę.
"Spotkaliśmy się przypadkowo przy wyjściu z kina i on mnie zagadnął, a potem zjedliśmy wspólny obiad u niego w celi. Dopiero wiele lat później zrozumiałem, że on mnie wybrał, mimo, że nie szukałem przewodnika i nie byłem jeszcze w stanie zrozumieć tego, co mówił, ale nie zapomniałem nigdy jak żył. Jego jedynym majątkiem było kilkaset fotografii przyklejonych do ściany pokoju przedstawiających twarze ludzi, których znał. Nie jest prawdą, że jak uczeń jest gotów, to nauczyciel się znajdzie. Czasem spotykamy mentora, gdy nie jesteśmy jeszcze na to gotowi, a czasem nigdy nie chcemy go dostrzec. Te kilka spotkań z Człowiekiem świadomym sensu życia i tego, co znaczy ‘być’, pozwoliło mi dostrzec zupełnie inne wartości niż to, co daje ‘mieć’. Przeprowadził ze mną jedynie kilka rozmów. Dzięki niemu zrozumiałem, że pieniądze tylko wtedy mają wartość, gdy pozwalają być, czyli gdy wydajemy je dla innych. Nie zbieram fotografii osób, które poznałem, jak to robił Bronek" ("Tak... chcę kochać"
Czasem taki spacer jak dziś jest mi potrzebny po to, by poukładać sobie w głowie, czego chcę, co jest dla mnie ważne... Nie jestem z siebie ostatnio dumna, z tego, jaka jestem w przyjaźni, jaka jestem na co dzień. Wielu rzeczy nie rozumiem, wiele dzieje się "ot, tak", bez większej refleksji, zastanowienia, za to czasem tego zastanawiania się jest aż za dużo, uniemożliwia wtedy rozsądne działanie.
Zastanawiam się, czy ja sama, kiedy poznałam kogoś, kto wiele mi zaoferował: wiedzę, umiejętności, które mogę wykorzystać dla siebie, pomoc w zmianach na lepsze... czy choćby chwile, do których wraca się po wielokroć... wykorzystałam daną mi szansę? Czasem mam wrażenie, że tak sobie...
Zatęskniłam dziś za kimś mi bliskim- przejeżdżałam blisko jego domu autobusem i nie mogłam odpędzić wspomnień.... Mimo, że teraz jest ten czas, kiedy chcę pobyć sama, upewnić się co do tego, że potrafię nie-męczyć, nie-dokuczać, nie-płakać.
Chwilami mam wrażenie, że większość tego, co mnie w moim własnym zachowaniu wkurza, sprowadza się do jednego zdania: czas dojrzeć, dorosnąć... Nie ma sensu zachowywanie się jak rozwydrzone dziecko albo zbuntowana nastolatka, nawet jeśli pani w autobusie twierdzi, że wyglądam na 18 maks (a ta pani to w ogóle inna bajka i temat na dłuższą, optymistyczną notkę) to mam więcej i to wystarczająco, żeby się zachowywać... rozsądnie. Czy to takie proste?
Swoją drogą jest jeszcze jeden grób na Powązkach, przy którym lubię się czasem zatrzymać... Kiedy tam jestem, zazdroszczę czasem tej miłości, tego bycia razem mimo różnic, jakiegoś takiego dopasowania się- a przede wszystkim tej miłości niepoddającej się "co pomyślą inni", nieprzejmującej się....opinią innych. Lata później córka Dygata z pierwszego małżeństwa, napisała książkę o rodzicach, o ich rozstaniu, rozwodzie- nie wiem, czy to miało faktycznie sens... A Dygat? Postać barwna, z takim zapałem opisywana przez przyjaciela, Tadeusza Konwickiego w "Kalendarzu i klepsydrze", nie tylko przez niego i nie tylko w tej książce.
"Ale mam straszną chętkę, żeby opowiedzieć prawdziwą anegdotkę, za którą Stasiu znowu by się na mnie srogo obraził.
Otóż odezwał się któregoś dnia telefon u mego przyjaciela. Stasiu, chciwy przygód i nowości, podniósł skwapliwie słuchawkę.
-Halo.
-Czy mogę mówić z panią Kaliną Jędrusik?- spytał wdzięczny głos niewieści.
-Niestety. Żona wyjechała z koncertami i nieprędko wróci.
-A to wielka szkoda. Chcieliśmy ją zaprosić do nas na spotkanie z widzami. nasz dom kultury w Kaliszu (na przykład, dobrze już nie pamiętam) ma dużą tradycję w tych spotkaniach.
-Wiem doskonale- powiada szarmancko Stasiu.- Sam byłem u was na takim wieczorze.
-A z kim mam przyjemność?
-Moje nazwisko Dygat.
-Przepraszam, a jaką pan reprezentuje specjalność?
Rozzłoszczony odrobinę Stasiu odpowiada:
-Jestem inżynierem chemikiem.
-O, przepraszam.- śmieje się pani w telefonie.- to nie moja dziedzina. Ja jestem z wykształcenia polonistką."
T. Konwicki "Wschody i zachody księżyca"
Z mojego spaceru po Powązkach wylądowałam na Krakowskim Przedmieściu i ... efekt był z góry założony, do czego znacznie się przyczyniła Dorota i jej blog:)
4 komentarze
matko jak ja lubię ten blog za pozytywną, ciepłą energię! ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Małgosiu :)
OdpowiedzUsuńAle mi przypomniałaś o moich spacerach w szczecińskim cmentarzu! Tochyba drugi pod względem wielkości w Europie.
Chętnie wybiorę się na Powązki! Dzięki!
Cytat Kipury jest wspaniały. Zagarniam go sobie do ulubionych!!!
Układaj sobie w głowce, układaj... Ja zimą i 2 lata temu zimą miałam takie okresy, że nienawidziłam siebie. Widziałam błędy i nie umiałam nic ze sobą zrobić, także trzymam kciuki!
@Ania, miło mi czytać te słowa:)
OdpowiedzUsuń@Moaa, mnie czasem kusi, żeby sobie zrobić spacer po Powązkach zgodnie z pewną książką, ale jak na razie zawsze mi ten pomysł "ucieka", bo bez planu, tak ot, znów ląduję na Powązkach:)
Jest trochę tego do poukładania sobie, ale wierzę, że to możliwe:)
A ja nie ukrywam, że bardzo cieszę się z kasztanowej inspiracji:))
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w Grecji niestety nie ma tak pięknej polskiej jesieni i tych cmentarzy...
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.