Życie piękna katastrofa - Jon Kabat-Zinn

09:49:00



Książka Życie piękna katastrofa. Mądrością ciała i umysłu możesz pokonać stres, choroby i ból Jona Kabat Zinna to dosyć wyjątkowa pozycja. Z jednej strony jest podręcznikiem, który opisuje techniki opracowane na potrzeby ośmiotygodniowego programu redukcji stresu, jak również jest to książka bardzo przystępnie wyjaśniająca założenia nurtu mindfullness, ale zarazem to pozycja, która znacznie wybiega poza ramy "podręcznika".

Zanim napiszę więcej o samej książce, wspomnę tylko, że już na długo przed sięgnięciem po tą pozycję nie były mi obce medytacja i mindfullness, miałam okazję przekonać się, ile pozytywnego mogą zdziałać (konktrety TUTAJ), ale też nigdy nie byłam bezkrytyczna, raczej na początku podchodziłam do tematu "jak pies do jeża" o czym możecie przeczytać choćby TU.

Wracając jednak do samej książki, tym, co najbardziej zostało mi w pamięci po jej przeczytaniu, było poczucie, że Kabat-Zinn przekazał swoją wiedzę w sposób bardzo przemyślany i zrównoważony, zdając sobie sprawę z wątpliwości, które mogą się pojawić i stopniowo, krok po kroku je rozwiewając.

Przykład? Dość szczegółowo są w Pięknej katastrofie opisane techniki świadomego oddychania, skanowania ciała czy praktykowania jogi, w takim wymiarze, że przeciętnemu zabieganemu człowiekowi (tak, to ja!) po przeczytaniu tego może przyjść do głowy coś mniej więcej takiego: nawet nie ma mowy, że znajdę na to czas! Ale zupełnie inaczej się to odbiera, kiedy autor chwilę później dodaje: tak, wiem, że to dużo czasu. A zarazem jestem głęboko przekonany, że warto najpierw poznać te metody dokładnie, by przekonać się, jak działają i w przyszłości móc wybrać, co Ci aktualnie najbardziej pomoże, bo nie każdemu pomoże to samo, a czasem wystarczy choćby pięć minut ale kiedy jest to coś, o czym się przekonałeś, że działa.

W jakimś stopniu to, o czym pisze Kabat-Zinn może zburzyć powszechne poglądy i założenia na temat medytacji. Pisze on bowiem:

Pamiętaj, jeśli stale wkładasz energię w cierpliwą samoobserwację w każdej chwili, kiedy skupiasz uwagę na oddychaniu albo czymś innym i łagodnie dyscyplinujesz umysł, ilekroć zacznie błądzić - wtedy medytujesz właściwie. Jeśli zaś oczekujesz jakiegoś specjalnego uczucia, odprężenia lub spokoju, koncentracji, albo zrozumienia, to znak, że próbujesz dotrzeć gdzie indziej, niż jesteś, i że musisz sobie przypomnieć, by po prostu być w chwili teraźniejszej ze swoim oddechem. Paradoksalnie, jak mieliśmy okazję się przekonać, jest to najskuteczniejszy sposób "docierania gdzieś" oraz rozwijania odprężenia, spokoju, koncentracji i zrozumienia.

Było też kilka stwierdzeń, któe dalej nieco szokują, mimo że to nie pierwszy raz, kiedy o niech czytam i generalnie mniej lub bardziej miałam okazję przekonać się o ich hmmm zasadności:

W tym badaniu niezdolność do wyrażania emocji silnie korelowała ze śmiertelnością chorych na raka płuc. U tych, którym najtrudniej było wyrażać emocje, roczna śmiertelność była cztery i pół raza większa niż u tych chorych na raka płuc, którzy mieli największą zdolność wyładowywania emocji. Tę proporcję widać było zawsze, niezależnie od tego czy badani pili i ile palili, choć jak można się spodziewać, u nałogowych palaczy rak zdarzał się dzisięciokrotnie częściej niż u tych, którzy w życiu nie mieli w ustach papierosa.

Mocno dało mi do myślenia to, jak autor opisał trzy sposoby dotyczące reagowania na atak przeciwnika w aikido, z czego ten ostatni wydał mi się najbardziej instrygujący, zwłaszcza, jeśli popatrzeć na niego bardziej metaforycznie:

Ten ruch w aikido nazywa się wejściem. Decydując się na niego, unikasz bezpośredniego stracia, a jednocześnie podchodzisz bliżej i nawiązujesz kontakt. Twoja postawa komunikuje napastnikowi, że chcesz kontaktu i jesteś przygotowany na wszystko, ale nie dasz się rozjechać. Nie próbujesz kontrolować napastnika brutalną siłą. Zamiast tego chwytasz go za nadgarstek, "wchodzisz" w jego energię. Nie puszczając nadgarstka, tak zmieniasz jego pęd, byście patrzyli w tym samym kierunku. Teraz obaj widzicie to samo. W tej technice unikasz czołowego zderzenia, podczas którego mógłbyś mocno ucierpieć albo przytłoczyłaby Cię energia napastnika. Mimo to nawiązujesz silny kontakt, a jednocześnie zmieniając kierunek i obracając napastnika, pokazujesz, że chcesz poznać jego punkt widzenia, że jesteś otwarty, chcesz patrzeć i słuchać. W ten sposób napastnik nie doznaje obrażeń, ale zarazem otrzymuje komunikat, że nie boisz się kontaktu, ale nie chcesz dopuścić, by jego energia zdominowała Cię czy skrzywdziła. W takiej chwili stajecie się partnerami, a nie adwersarzami, czy druga strona tego chce, czy nie.

Zaskakujące, ale jednak tak bardzo na miejscu i zupełnie naturalne w kontekście całej reszty było poruszenie tematu problemów  z jedzeniem, zaburzeń odżywiania:

Może jesteśmy nadmiernie skupieni na własnej wadze i wyglądzie, zamiast na zdrowieniu i poprawianiu samopoczucia? Jeśli zaczniemy zwracać uwagę na rzeczy podstawowe, na przykład na to, o czym myślimy, co pochłaniamy i dlaczego, wtedy może zrobimy znacznie większy krok w stronę zdrowienia i to bez neurozy i marnowania energii. Można to osiągnąć skupiając uwagę na tym, ile jemy, i dokonując mądrych wyborów, co jeść. Więcej ma to wspólnego z osiąganiem nieformalnej równowagi niż ze sztycznym rygorem.

Mimo wszystko, ciężko się z tym nie zgodzić, prawda?

O możliwości zatrzymania się na chwilę i zdecydowania, czy faktycznie chcę reagować tak, jak dyktują mi emocje, czy jednak nie - pisałam już w tekście o korzyściach z medytacji, ale fajnie to ujął sam autor:

Kiedy zbliżysz się do swoich strachów i pobserwujesz, jak wydobywają się na powierzchnię w postaci myśli, uczuć i doznań ciałą, łatwiej będzie rozpoznać ich naturę i określić, jak właściwie na nieodpowiedzieć. Wtedy będziesz mniej podatny na to, by Cię przytłoczyły, poniosły ze sobą, albo by trzeba było je kompensować w autodestrukcyjny czy blokujący sposób.

Bardzo mi też przypadło do gustu stwierdzenie o bezsensie rzucaniu sobie pod nóg kłód (czyli stwierdzeń w stylu: na pewno sobie nie poradzę, to nie dla mnie, nie dam rady), na co autor odpowiada:

W rzeczywistości nigdy nie wiadomo, do czego jesteś zdolny w danej chwili. Mógłbyś sam siebie zadziwić, mierząc się z problemem, ot choćby dla zabawy, próbując czegoś nowego, nawet jeśli nie wiesz, co robisz, i nawet jeśli w duchu wątpisz, czy potrafisz temu podołać. W ten sposób udało mi się naprawić wiele zegarków i drzwi do samochodu. Czasami musiałem się czegoś nauczyć na temat zegarków i drzwi, ale czasami udawało się je naprawić po prostu metodą prób i błędów, chć potem nie miałem najmniejszego pojęcia, jak tego dokonałem. Rzecz w tym, że nie zawsze wiemy, jakie naprawdę są nasze granice.

Podoba mi się też zwrócenie uwagi na to, że ten wypracowany spokój nie jest bynajmniej beznamiętnym podejściem do życia, obojętnością czy zrezygnowaniem:

Kiedy poeksperymentujesz w ten sposób, zdziwisz się zapewne, że rzeczy, które kiedyś wywoływały silne emocje, już tak nie działają. Mogą wręcz wydawać się zupełnie neutralne - nie dlatego, że się poddałeś, stałeś się bezradny, pokonany, czy zrezygnowany, ale dlatego, że jesteś bardziej odprężony i masz więcej wiary w siebie. Taka odpowiedź w podbramkowej sytuacji daje naprawdę poczucie siły. Zachowujesz dzięki temu równowagę umysłu i ciała, czyli trzymasz się własnego środka.

Ale też tak do przemyślenia sposobała mi się ta myśl:

Można więc powiedzieć, że nasze życie częśto staje się niekończącym się balansowaniem między pogonią za tym, co lubimy, i ucieczką przed tym, czego nie lubimy. W tej sytuacji trudno raczej o chwile spokoju czy szczęścia. Bo niby skąd miałyby się brać? Zawsze znajdziemy powód do lęku. W dowolnej chwili możemy stracić to, co mamy. ALbo możemy nie zyskać tego, co chcemy. Możemy też zdobyć to tylko po to by przekonać się, że jednak wcale tego nie chcieliśmy. Wtedy nadal nie będziemy czuć się spełnieni.

Natomiast jako idealne podsumowanie:

A przede wszystkim, po prostu siądź, po prostu oddychaj, a jeśli masz ochotę, pozwól sobie też na uśmiech w głębi duszy.

Podsumowując, myślę, że jest to pozycja, po którą naprawdę warto sięgnąć, choć jej objętość może przerażać, a nie da się jej ot tak pochłonąć. To, za co ją doceniam, to realizm i brak fanatyzmu, który niekiedy każe ludziom twierdzić, że poznali jedyną słuszną receptę prowadzącą do szczęścia, która z każdego zrobi szczęśliwego i spełnionego człowieka. Kabat-Zinn jedynie pokazuje możliwości i korzyści, które z nich wynikają - i to bardzo mi się podoba.

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Widzisz, dopiero dziś dojrzałam do skomentowania Twojego wpisu bo sama zaczęłam czytać Kabat-Zinna. Miałam takie wrażenie, że łatwiej mi będzie, gdy poczuję, przeczytam, przekonam się. Wciągnęłam się tak bardzo, że odłożyłam wcześniej rozpoczętą, inną książkę na bok - istotnie, bardziej teraz potrzebuję choćby książkowego wsparcia w powrocie do medytacji, troski o siebie, niż czytania o edukacji dzieci ;) Twoje refleksje o "Życiu..." pomogły mi pokazując przekrojowo, co znajdę w środku. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe