Kap... kap... Płyną łzy
13:16:00Lubię swoje zwariowane, aktywne życie. Lubię nie mieć czasu by pomyśleć, gnać z miejsca na miejsce i w minimum czasu zmieścić maksimum rzeczy. Lubię ten pęd, lubię tę aktywność, bieg, cały czas do przodu. Zazwyczaj taki tryb życia sprawia, że mam wrażenie że żyję "mocniej". Jednak nie zawsze....
Bo jeśli przychodzą takie momenty, że po zabieganym dniu udaje mi się w końcu zatrzymać i znikąd wybucham niepohamowanym płaczem - nie jest OK. Są takie aspekty mojego życia, o których wolę na co dzień nie pamiętać, a jednak czasem nie sposób uciekać w nieskończoność. To sobie popłakałam, pomyślałam, pozastanawiałam się. I co mi z tego przyszło?
Poza tym, mimo tego całego pędu, mam poczucie, że w jakimś sensie się "zastałam".
Odłożyłam na półkę kilka marzeń, zostawiłam na inny czas realizację kilku celów. Taka mała stabilizacja: jest OK, bez szału, ale zostańmy tu gdzie jesteśmy, przynajmniej na trochę. Bo jest marnie ale względnie stabilnie, bo pójście dalej to wyzwanie i wyjście ze strefy komfortu, bo strach przed zmianami i ryzykiem, zastanawianie się, jak sobie poradzę w zupełnie dla mnie nowych i nieznanych warunkach.
Inna rzecz, że tam gdzie w jednej sferze się "zastałam", w innej pracuję usilnie, męczę się, robię bardzo dużo, by każdego dnia być w lepszym punkcie niż w dniu poprzednim. Czasem krok w tył, ale dwa do przodu, później znów pięć w tył, ale do przodu siedem... Nie jest łatwo, ale spojrzenie w tył i świadomość, jak wiele już wypracowałam i osiągnęłam, dodaje zapału.
W każdym razie koniec końców kilka przypadkowych spraw, spotkań i przeczytanych na szybko tekstów, pomogło mi ruszyć do przodu i w tych dziedzinach, gdzie się zastałam. Może nie ruszyć z kopyta, ale tutaj nawet drobne kroczki to dla mnie dużo, jeśli od bardzo dawna odkładałam na później jakiekolwiek działanie.
Jednego jestem pewna: gdyby nie to, że mam wokół siebie ludzi, którzy mnie akceptują bez warunków i zastrzeżeń, są niezależnie od tego, co się dzieje, czasem rozśmieszają a czasem po prostu wysłuchują mojego marudzenia i ocierają łzy... na pewno nie byłabym teraz tu, gdzie jestem.
Z a c z n i j. Tak się czyści zatrutą rzekę. Jeśli się boisz niepowodzenia, zacznij mimo to, a jeśli nie można inaczej, to ponieś klęskę, pozbieraj się i zacznij od nowa. Jeśli znów się nie uda, to co z tego? Zacznij jeszcze raz. To nie porażka powstrzymuje- to niechęć do zaczynania od początku powoduje stagnację. Co z tego, że się boisz? Jeśli się obawiasz, że coś wyskoczy i cię ugryzie, to niech się to wreszcie stanie. Niech twój strach wyjrzy z ciemności i cię ukąsi, żebyś miała to już za sobą i mogła się posuwać dalej. Przezwyciężysz to. Strach minie. Lepiej, żebyś wyszła mu naprzeciw, poczuła go i pokonała, zamiast mieć w nim wieczną wymówkę do czyszczenia rzeki
Clarissa Pinkola Estés
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.