Niemożliwe nie istnieje :)
16:15:00Ciągle gdzieś biegnę i całkiem mi się ta sytuacja podoba. Mimo, że dzisiejszy poranek nie zachęcał do aktywności (z katarem i ciągle usiłującym mnie zmóc przeziębieniem wolałabym raczej przez większość dnia nie wyjść spod kołdry niż wstać rano i pobiec na moją uczelnię i załatwiać tam bardzo-ważne-sprawy) przekonałam samą siebie do wyjścia. I bardzo dobrze. Zastrzegłam jednakowoż, że OK, skoro już nie mam innej możliwości to wyjdę, pozałatwiam co mam załatwiać i wrócę do łóżka najszybciej jak się da. Hahaha.
Teraz pozostaje mi tylko czekać na efekty, na kolejne dni, kiedy będę mogła spotkać Bardzo Ważne Osoby z mojego wydziału i załatwić to, co dla mnie istotne.
Tymczasem aktywność do której na początku nie miałam przekonania, sprawiła, że jakby się rozruszałam. koro już byłam na uczelni i w okolicach, to wydrukowałam sobie kilka ciekawych tekstów, a skoro już wracałam do mieszkania, to po drodze poszłam do biblioteki na moim osiedlu, oddałam "Kwiat Diabelskiej Góry" Katarzyny Enterlich (moja nowa czytelnicza fascynacja) i wypożyczyłam jej kolejną książkę. A skoro już wróciłam głodna to może będę tak rozsądna i zrobię sobie obiad. Ale, żeby zrobić obiad, muszę iść do Stonki. Nie ma problemu, przy okazji wyrzucę do kontenera szkło i plastikowe butelki. Ach, mam bałagan w zlewie i na podłodze. To akurat, bo ziemniaki dopiero się gotują, mam czas, żeby posprzątać. A jak słucham radia, jest jeszcze fajniej. A skoro tak, to zrobię sobie kawę z mlekiem. Mmmm.
Kurczę, jeśli ten dzień i tak jest taki aktywny, to pójdę na te moje ostatnio zupełnie zaniedbane przez pracę zajęcia, akurat o 18ej więc zdążę.
I co? To ja niby myślałam, że OK, pójdę do dziekanatu ALE wrócę do mieszkania jak najszybciej, zakopię się po uszy pod kołdrą i nie wyjdę do wieczora? To chyba jakaś inna 'Ja' była ;)
Zastanawiam się, jak to możliwe, że w czasie, kiedy pracuję w 2 różnych miejscach, łapie mnie przeziębienie, układam sobie głowie dość istotne dla mnie sprawy, znajduję czas dla znajomych (czaseeem), na czytanie książek (choćby w komunikacji miejskiej tylko) i na to, by wziąć udział w Akademiowym wydarzeniu... że ja właśnie wtedy więcej niż kiedykolwiek wcześniej robię, by móc wreszcie się obronić i zdobyć tytuł magistra. Fascynujące.
I gdzieś mi umknął ten moment, kiedy z często marudzącej i narzekającej Margerytki przeistoczyłam się w dziewczę, które na ostrzeżenia, że będzie trudno odpowiada "Dam sobie radę", a na pytanie "Jak sobie radzisz" odpowiada: "Całkiem OK" i w obu przypadkach mówi prawdę. Chwilami sama siebie zaskakuję, że potrafię taka być.
I zupełnie mi się to podoba :)
5 komentarze
mnie się to również bardzo podoba, żyj, dziewczyno, żyj!
OdpowiedzUsuńNic mnie nie dziwi ta Twoja nadaktywność, margerytko. Jesteś pełna pozytywnej energii i nabrałaś szwungu do życia.Dlatego zwyczajnie Ci się CHCE zapełniać dzień zajęciami, do oporu:)Oby tak dalej:)
OdpowiedzUsuńChyba coraz bardziej podoba mi się takie aktywne życie:)
OdpowiedzUsuńi pomyśleć, że nie o wszystkim jeszcze napisałam, bo wiele rzeczy jeszcze czeka na odpowiednią chwilę :)
Dodam, że po owych warsztatach dałam się jeszcze koleżance na małe spotkanie namówić:) I z tego się bardzo cieszę, bo dawno się nie widziałyśmy :D
Jest Pozytywnie :)
Aktywność wyzwala endorfiny ;) Nic dziwnego, że to Ci pasuje i będzie aż do zmęczenia ;P
OdpowiedzUsuńOby jak najdłużej. To pobudza.
Tak pozytywnie to brzmi... Margerytko, gratuluję Ci tej pełnej życia Ciebie :)
OdpowiedzUsuńChwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.