33 sceny z życia czyli czarny humor w obliczu śmierci
22:03:0033 sceny z życia to film bliski mi z wielu powodów. Po raz pierwszy obejrzałam go może rok po śmierci Mamy. Historia w nim opowiedziana nie była więc dla mnie ani trochę abstrakcyjna. Prawdziwa, owszem. Na pewno bardzo realistyczna. Po raz drugi obejrzałam ten film niedawno, uzupełniając to przeczytaniem kilku recenzji.
I chyba te recenzje zmusiły mnie do napisania kilku słów. Te wszystkie słowa krytyki, że to niesmaczne, że to poczucie humoru jest zupełnie nie na miejscu, że to wszystko jakieś krzywe, nie w porządku i nie na miejscu, jak w jakimś surrealistycznym śnie - a głównej bohaterce dobrze, że wreszcie została sama, niech ma za swoje!
No tak podła suka, za mało ją życie doświadczyło...
Serio?
Ja wiem, że chciałoby się wierzyć, że nie zdarzają się złe rzeczy, że nie dowiadujemy się nagle o chorobie kogoś bliskiego i o tym, że on niebawem umrze. Ja wiem, że chciałoby się wierzyć, że jeśli już się zdarza, to nie nam, a komuś gdzieś daleko. Ja wiem, że chciałoby się wierzyć, że jeśli już nawet nam się zdarzy, to lekarze pomogą, modlitwy uzdrowią a wszystko minie jak zły sen i będziemy żyli długo i szczęśliwie, kochając się nad życie.
Ja wiem, że chciałoby się wierzyć, że jeśli już nawet nam się to zdarzy, to przebrniemy przez to z godnością, będziemy się wszyscy w rodzinie najbardziej na świecie wspierać i wyjdziemy z tego zwycięsko, a nasza miłość wyjdzie z tego jeszcze mocniejsza, trwała i pokonująca wszelkie przeciwności.
Wszystkie te złudzenia film Szumowskiej mistrzowsko obala, okraszając to czarnym humorem i ... scenami, których nie sposób zapomnieć.
Przez to cała ta historia jest do bólu prawdziwa, naprawdę jestem skłonna uwierzyć, że historia jakiejś rodziny potoczyła się właśnie tak, bez pomijania nawet jednego szczegółu.
Bo założenia jakie sobie czynimy w głowie na swój własny temat to jedno, a w takich granicznych sytuacjach jak choroba i śmierć kogoś bliskiego - nie sposób przewidzieć własnych reakcji. Bo czasem tylko czarny humor może złagodzić niewyobrażalny ból, który towarzyszy umieraniu kogoś najbliższego.
I, niestety, choć to bolesne, nie wierzę, że śmierć zbliża do siebie tych, co zostali. Już bardziej jestem skłonna uwierzyć, że uwydatnia wszystko to, co było między bliskimi sobie osobami: tak to, co dobre, jak to, co złe. Zresztą, ja się o tym przekonałam. Na własnej skórze.
Dlatego napiszę, że polecam ten film, choć na pewno do łatwych, lekkich i przyjemnych nie należy.
1 komentarze
robiłam kiedyś do niego podejście, ale w końcu nie przebrnęłam. być może kiedyś wrócę.
OdpowiedzUsuńśmierć nie uszlachetnia. ani umierających, ani tych co zostają.
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.