Zaduszkowo z księdzem Stryczkiem

11:56:00



W Dzień Wszystkich Świętych wpadł mi w oczy na fb tekst księdza Stryczka, którego fragment poniżej:

Ja noszę w sobie oddziaływanie osoby, która żyje w wieczności, a ona ma w sobie z kolei mnie. Nazywa się to świętych obcowaniem. To, co się ze mną dzieje, nie jest bez znaczenia dla osoby, która odeszła. Jestem owocem jej życia. A po owocach będziemy sądzeni. Jeśli ze mną dobrze, jeśli zmieniam się na lepsze, naturalnie wpływa to na "kondycję" osoby w wieczności. Ma lepsze owoce. To jest właśnie prawdziwa i jedyna modlitwa za zmarłych. Modlitwa, która sprawia, że sam staję się lepszy.
Więc nagle cmentarny świat się przekręca. Zamiast smutku i przebywania w gościach i dość niezręcznych okolicznościach, łapię oddech, by lepiej żyć. Po prostu żyć się chce.



Nie da się ukryć że w takie dni pełne zadumy myślę o Mamie, może dlatego nie przepadam za pierwszymi dniami listopada (a później, 9 listopada, jej urodziny...) bo zbyt wiele mi przynoszą smutku...
Zawsze przy takich okazjach myślę o tym, jakie miałyśmy relacje, jak nam się układało, a jak się mogło ułożyć, jak mi jej brakuje i że czasem chciałabym ją o coś zapytać, coś jej opowiedzieć i nie mam takiej możliwości. Czasem złoszczę się, że nie "dała" mi czegoś co istotne, nie nauczyła czegoś, czego teraz nie umiem. Albo gdzieś po głowie zaczyna się kołatać myśl, że chciałabym od niej kilka ważnych słów usłyszeć, a nigdy nie miałam takiej możliwości. Ale takie myśli zdarzają się zawsze, na co  dzień, kiedy na przykład w wyniku smsowej wymiany zdań ktoś mi pisze "Jestem z Ciebie dumna" a ja najpierw się cieszę a później przychodzi refleksja że to właśnie to zdanie, którego nie usłyszałam od Mamy, a dopiero po jej śmierci ktoś powiedział mi: ona zawsze była z Ciebie dumna...

A później myślenie przestawia mi się na zgoła inne tory. Myślę o tym, że od rodziców "dostałam" całkiem niezłą "bazę": choćby to docenianie najdrobniejszych rzeczy, miłość do książek, radość z kontaktu z naturą, frajdę z robienia fajnych rzeczy dla innych... choć i to nie wszystko. Baza to coś, od czego można wyjść, dobrze że jest. Cała reszta to już moja bajka, mogę przecież wypracować co tylko chcę, nauczyć się nowych rzeczy, wypracować nowe reakcje na różne sytuacje, szukać, zastanawiać się i zgodnie z tym, czego chcę układać swoje życie. Mogę wiele. Ciągle jeszcze mogę tak wiele, ciągle jeszcze żyję, a pomimo drobnych irytujących rzeczy jest mi naprawdę OK i nie zamierzam unikać działania. Miałam dobry początek, co z nim zrobię to już moja rzecz, oby były to pozytywne rzeczy.

Chyba o takich owocach pisał ksiądz Stryczek... 

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Jakże trafnie sformułował ksiądz Stryczek to, co w gruncie rzeczy stanowi o sensie przekazywania życia.

    OdpowiedzUsuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe