Wszystko i nic
23:00:00Jestem stuknięta, wiem.
Blisko rok temu powiedziałam sobie w końcu: tak, przyznaję, zauroczyłam się Nim, on mną najwyraźniej nie, czas więc odejść, zniknąć, dać sobie święty spokój. No i niby nawet coś w tym kierunku zaczęłam robić. Jednak do jesieni minął mi zapał do zmian, wmówiłam sobie, że już mi na nim nie zależy i dalej się widywaliśmy jak zwykli znajomi. Och i ach.
Później co prawda zdarzały się chwile, które powinny mi dać do myślenia, żeby mi coś w końcu zapikało w makówce, że jeśli jest dla mnie tylko kumplem, to czemuż, ach czemuż mnie tak wkurza momentami, kiedy zgoła nie powinien?
A jeszcze później sławetna impreza, pozostanie sam na sam z nim, rozmowy do rana.
I moje wypieranie się, że nie, nie jestem zakochana i że co- ja niby tylko o nim od pół roku mówię? NIEMOŻLIWE!
Po roku jestem na etapie: po raz pierwszy mnie ochrzanił, po raz pierwszy ścięliśmy się tak konkretnie, że szok, wyjaśniał mi szczegółowo swój punkt widzenia i powody, chciałam się spotkać i pogadać, a obiecałam mu, że w kilku mailach napiszę mu to co najważniejsze, by resztę móc już powiedzieć w 4 oczy, jak się spotkamy. W połowie maja.
Wpadam w panikę niekiedy. Intuicja mi mówi, że to jest OK, że rozmowa jest dobra, że nic innego jak szczerość nie ma aż znaczenia w tym momencie. Logika wysiada i mówi: nie, nie, nie, zrobisz z siebie idiotkę, wygłupisz się, nie powinnaś, nie możesz, 'to nie ma sęsu' (!)
Cóż, za 15 dni się dowiem co z tymi podszeptami intuicji...
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.