Poniosło mnie dziś... na Puchar Maratonu Warszawskiego

15:16:00

Jako wolontariuszka oczywiście.

Kilka dni temu dostałam maila z pytaniem czy nie miałabym ochoty pomóc przy organizacji Pucharu Maratonu w tą sobotę. Pierwszy , (najkrótszy bo tylko 5kilometrowy) z kilku kolejnych biegów, mających niejako przygotować do Maratonu Warszawskiego we wrześniu. Od paru dni toczyłam walki ze swoim nastawieniem i gorszymi chwilami. Pomyślałam, że może właśnie to dobry pomysł. Odpisałam, że owszem, będę.

I byłam :) Spotkałam znajomych mi już z Półmaratonu ludzi (co mnie bardzo ucieszyło, nie ukrywam) i było bardzo sympatycznie. A w podziękowaniu dostałam słodycze i dwie fajne koszulki. Poza tym samo to, że przedpołudnie spędziłam w zielonej okolicy, na słoneczku... mrrrrr.

Kiedy tak sobie stałam na trasie, będąc "wsparciem technicznym" że tak powiem i później, kiedy zbieraliśmy całą imprezę... zaczęłam się zastanawiać, co mnie właściwie skłania, żeby tu przyjść.Dla mnie to było coś fajnego tak po prostu, samo w sobie. Jednak zaczęłam się nad tym zastanawiać, widząc reakcję mojej koleżanki i przypominając sobie reakcje znajomych na fakt, że brałam udział w Półmaratonie jako wolontariuszka. Coś w  stylu: chciało ci się?...

Tak, chciało mi się. O ile trudno mnie namówić na wyjście do klubu, a niekiedy nawet na koncert, to na takie wyjście- bardzo łatwo. Dlaczego?

Jeszcze niedawno byłam okropnym odludkiem i gubiłam się w większej grupie osób. Do tego ta nieśmiałość. To czasem dalej wraca. Czasem. Chociaż zupełnie inaczej czuję się w co prawda dużej grupie ludzi, ale właśnie w takich maratonowych sytuacjach. Mimo wszystko, czuć to pozytywne nastawienie, a też trochę inne jest podejście ludzi, którzy chcą coś zrobić nawet ze świadomością, że "zapłatą" będzie ich satysfakcja i uśmiech innych.

Po prostu fajnie się czuję w otoczeniu takich ludzi. A i sami biegacze... Kiedy tak na nich patrzę, uświadamiam sobie, ze mają coś, co mam i ja, co bardzo sobie cenię: przekonanie, że coś można fajnego zrobić, że po części to dbanie o siebie i swoją kondycję a po części doprowadzenie jakiegoś zamiaru do końca, mimo być może- zwątpień.  I coś więcej: wyjście ponad narzekanie. Udowodnienie sobie czegoś? Może?

Tym samym siedzę sobie teraz w turkusowej koszulce z napisem "Jestem wolontariuszem" i czuję, że policzki mi pałają. Oj, chyba sobie spiekłam buzię na tejże imprezce. jakby tego było mało, jutro idę na szkolenie Akademii Przyszłości bo stwierdziłam, że warto sobie odświeżyć wiedzę, której mimo wszystko nie miałam okazji zastosować jak dotąd ;) Zastanawiałam się, czy to ma sens i stwierdziłam, że owszem. Myślę, że warto:)

I tak oto ponure myśli unicestwiłam. I bardzo się z tego cieszę :)

You Might Also Like

5 komentarze

  1. Podziękowania za pomoc w organizacji od jednego z biegnących :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jeny, fajnie czytać, że ktoś jeszcze umie czerpać radość z faktu, że jest wolontariuszem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Poczucie bycia potrzebnym, przydatnym jest bardzo...energetyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo wiesz, Margerytko, ludzie, którym się bardziej chce robić coś dla innych niż dla siebie.:)Ty do nich należysz.ps. Ja też nie cierpię tłumów i spędów ludzkich.Ale czasami energia płynąca z takich mocno zaludnionych miejsc daje powera i radość.Dlatego chociaż nie lubię zbiegowisk to uwielbiam wręcz koncerty.Tam się czuję jednością z wielkim tłumem i to jest uczucie jakiego w samotności nie da się powtórzyć.Zjednoczenia:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bez Was wolontariuszy byłoby naprawdę ciężko, czasem Wasz uśmiech jest na wagę złota. Bądźcie z nami dalej :-)

    OdpowiedzUsuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe