Jesiennie
22:00:00Jesienne chłody, gorąca herbata i ciepły kocyk... tak. I aż nadto czasu na myślenie.
Pewnego weekendu, skoro i tak pogoda nie sprzyjała wyjściu na zewnątrz choćby na rower, znalazłam czas na uporządkowanie i pokończenie różnych rzeczy. Było to mega fajne, tym bardziej, że gdzieś z tyłu głowy, ciągle się czaiła myśl: kurczę, zająć się tym wreszcie... Żeby móc ten czas znaleźć, oddaliłam się trochę od ludzi, szczególnie od tych, którzy... chcieli więcej, niż miałabym życzenie im dać. I gdzieś tam obok, krok po kroku zdałam sobie też sprawę z rzeczy, które mnie uwierały, tkwiły jak kolec w skórze, jak drzazga.
Nawet na przestrzeni ostatniego roku, niektóre relacje się zdążyły rozwinąć i skończyć, inne zwyczajnie się skończyły... nie powiem, że to dla mnie bez znaczenia, wręcz przeciwnie. Jednak... staram się przestawić z myślenia o tym jako o porażce, na myślenie raczej w stylu: ok... coś się kończy, zdarza się, jasny gwint, ja czasem dla ludzi, których autentycznie lubię, nie mam kiedy znaleźć tyle czasu, ile bym chciała, z niektórymi mam niejasne wrażenie, że byłoby mi po drodze, ale nawet nie mam kiedy się o tym przekonać... bo mówiąc krótko, przejmuję się tym, że ktoś ma mnie gdzieś. Czas to zmienić.
Ostatnio odkryłam, że strasznie dużo we mnie złości, irytacji, wkurzenia... niekoniecznie uzasadnionych. Jeśli się nad tym zastanowić, jest szczególnie jedna rzecz, która szczególnie mnie drażni.
Podejście na zasadzie: tym, że coś dla Ciebie zrobię, tym, że powiem Ci trochę miłych rzeczy, chcę kupić u Ciebie przychylność, chcę Cię skłonić do "dania" mi przez Ciebie kilku rzeczy, przecież jeśli coś Ci "dam", ciężko Ci będzie później odmówić mojej prośbie...
Jest wielu ludzi, którzy choć robią rzeczy szalenie dla mnie miłe, "dają" niekoniecznie materialnie: swój czas, uwagę, cierpliwość i życzliwość... czy dają coś zgoła materialnie - nigdy nie mam poczucia, że to ma jakiś cel, poza tym, by było miło. Ja sama kocham dawać i widzieć, jak obdarowany się cieszy. Nienawidzę jednak czuć się "kupowana", nienawidzę, kiedy w relacje wkrada się kalkulacja i działania obliczone na zyskanie czegoś.
Ktoś, kto chciał się do mnie zbliżyć, zaproponował mi pomoc w jednej kwestii, konkretniej: w malowaniu ściany. Mając świadomość, że choćby nie wiem co, to nie jestem w stanie mu zaoferować tego, czego by pragnął, mam poczucie, że nie wolno mi tej pomocy przyjąć. Zupełnie nie. To by było z mojej strony nie w porządku.
To jedna opowieść, a tak wiele mnie wkurza... pewnie jeszcze opowiem o tym, czas wyrzucić to z siebie.
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.