Jesień w sercu
11:12:00Nie wiem jak to działa, ale mam wrażenie, że w miarę jak się większość rzeczy układa się w moim życiu (sama?)... to dokopuję się coraz głębiej - że tak to ujmę.
Dopóki musiałam się "bronić" przed przełożonym, który krytykował mnie przy klientach, przed współlokatorem, z którym nie mogliśmy się czasem dogadać - w mieszkaniu gdzie coraz częściej czułam się nie u siebie... (i przed bliską mi osobą, która krytykuje wszystko i wszystkich, a choć moje zachowanie z przeszłości potrafi skomentować krótko, dosadnie i jednym zdaniem... a nie potrafi powiedzieć: słuchaj, nie podoba mi się TO Twoje zachowanie wobec mnie)- dopóty mogłam skupiać się jedynie na odbijaniu piłeczki i tak było OK.
Nie musiałam się zastanawiać nad niczym więcej.
Codzienne potyczki mnie wyczerpywały i tak.
Za to teraz wiele problemów wróciło ze zdwojoną siłą, jakby dopominały się by wreszcie się nimi zająć. Więc chyba faktycznie czas na to. Może dzięki tylu pozytywom w moim życiu będzie mi teraz łatwiej uporać się z tym, co i mniej fajne. Oby.
Na razie za wszelką cenę staram się oswoić listopad: znajdując na siłę czas i ochotę na spacer i kilka zdjęć, na zapalenie kilku zapachowych świec i nalanie olejku do kominka, na zrobienie czegoś pysznego, albo zajęcie się koralikowym szaleństwem...
A ponure myśli miną.
1 komentarze
A teraz czas na twórczą pracę nad sobą. Czas po prostu iść dalej.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, dasz radę :) A listopad już przecież prawie minął.
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.