Migawki pięknych chwil - KWIECIEŃ
11:16:00Pierwsze MIGAWKI od... roku. A ileż się przez ten rok zmieniło! Nie zmieniła się za to ilość kolorów na moich zdjęciach i to, jak piękna jest wiosna... Kurczę, chyba się stęskniłam za tą serią postów. Co więc działo się w kwietniu?
Przede wszystkim Wielkanoc a więc nowe życie, światło i ciepło. Poza tym tuż przed Wielkanocą przyszła do mnie przesyłka z półproduktami i... trochę porobiłam biżuterii. Jak widać na załączonym obrazu, bardzo alicyjnie i nie tylko dla mnie, jeden z pierścionków jest prezentem.
Poza tym aż mnie swędziało do znalezienia wiosny, poszukałam, poszukałam i już na początku kwietnia wynalazłam takie cuda:
Wynalazłam to jedno, a zrobiłam - to osobna bajka, kolczyki to też moja radosna twórczość.
Z dala od wody, na skraju ruchliwej ulicy zobaczyłam podbiał, co za niespodzianka... A później: cóż, wiosna na całego.
Może ostatnio mniej robiłam na drutach, ale jednak. Poniżej papuć w kolorze soczystej zieleni dla mojej znajomej. I zachwycające forsycje wypaczane kiedy czekałam na autobus jadąc do pracy. Później szantowy koncert na który zostałam wyciągnięta (było miło), i wieczorny powrót owocujący zachwytami kwitnącymi kwiatami: mirabelką chyba :)
Na dolnych zdjęciach już zachwyty roślinnością w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego, to w ogóle był cudny dzień, nie ma to jak mieć wolny dzień w środku tygodnia, spędzić większość dnia na słońcu wśród kwiatów, znaleźć na trawniku 30 zł, a wieczorem miło spędzić czas na tańcach.
Swoją drogą, obszerniejsza fotorelacja z Ogrodu Botanicznego jest TU.
Tu dalej Ogród Botaniczny a później (napis na ławce, jaki prawdziwy!) Łazienki z przyjaciółką i dzierganie na ławce przy ploteczkach.
Moja radosna twórczość w użyciu i kolejna przesyłka z zamówionymi półproduktami - uwielbiam tę firmę za sposób, w jaki pakuje zamówienia :) I prezent dla mojego przyjaciela: tylko on mógł chcieć spinki do mankietów z kotem z Chesire i tylko mi mogło przyjść do głowy zrealizowanie tego.
Pewnego dnia uciekł mi autobus i tak oto powstały najśliczniejsze zdjęcia porannej rosy jakie mi się udało zrobić od dawna. W pracy w wolnej chwili dzierganie papuci dla znajomego (do pary z tamtymi zielonymi) i skutki spaceru po pracy czyli bukiecik cudnie pachnących fiołków.
A poniżej zdjęcia z owego spacerry czyli zielony Żoliborz,... i takie tam;)
Moja kolejna radosna twórczość :) I dalsze zachłanne szukanie wiosny. I sesja muzyki irlandzkiej na którą dotarłam choć nie planowałam.
Zdjęcia górne to moje zachwyty wiosną nawet kiedy było mega zimno. A niżej: moje okolice, tak bardzo wiosenne.
Tak wyglądał początek mojego urlopu: odespałam noc zarwaną na pracę, zrobiłam sobie spacer i poszłam na koncert Ceili i Reflinki. Było super :) Ten jakże urokliwy budynek za burzą kwiatów to mój dawny wydział na którym spędziłam pięć lat... I japońskie wiśnie, wiosna na Kampusie Głównym UW.
... i okolicach:
W razie coś TU jest więcej zrobionych przeze mnie zdjęć japońskich wiśni.
Ostatecznie, po dłuuugim odkładaniu wybrałam się też do Powsina, doOgrodu Botanicznego PAN, a właściwie wybrałyśmy się we dwie, z moją przyjaciółką. Całodniowa wyprawa, piknik wśród zieleni, kwitnące magnolie i mnóstwo innych kwiatów, cudna pogoda... no po prostu piękny dzień.
A tu już konkretne szaleństwo: rowerowa przejażdżka do Jabłonny. Pięknie, cudnie, wiosna, słońce, piknik... a na dole wieczór, który mnie zastał na mojej Pradze. 48 km na rowerze sponiewierało mnie tak, że z rowerem wracałam autobusem, ale owszem, warto było.
A jednak moje roślinki na parapecie żyją! A wiosna w Ogrodzie Saskim i Ogrodzie Krasińskich totalnie zachwyca!
Spacer z kumpelą i zachwytów wiosną ciąg dalszy :) A później jeszcze samotny spacer nad Wisłę. Udało mi się za bardzo nie zmoknąć ;)
Spacerów ciąg dalszy, choć czasem przerywanych bo pogoda dała się we znaki. Kwiaty, które stały się prezentem dla bliskiej mi osoby i przeglądanie szpargałów, wśród nich zaproszeń wszelakich, ehhhh to tyle już czasu minęło. A niżej: zawsze to miło wyjść choć na mały spacer. Nie sądziłam, że tożółte cudo azywa się porzeczka złota.
Pewnego wieczoru udało mi się zebrać do rękodzieła. Tu akurat kończenie etui na igły i inne takie, a obok szycie czegoś na kształ mini-plecaczka, a przy okazji oglądanie fajnej bajki i pałaszowanie słodkości do kawy.
Ten fioletowo-różowy listek to mój prywatny symbol nadziei, który co jakiś czas zapad w drzemkę po czym odrasta. Obok kolczyki ze stali chirurgicznej (kocham!) kupione na Marywilskiej i babski wiecżór :)
Tak wyglądał ostatni dzień mojego urlopu czyli rowerowo bardzo. Tu akurat brzeg Wisły, niżej zdjęcia znad Jeziorka Czerniakowskiego, gdzie spotkałam się z koleżanką... dobrze, że nie pojechałam dalej, bo chowanie się przed burzą i gradem nie należałoby to przyjemności.
A tu jeszcze parę zdjęć z owej 30-kilometrowej przejażdżki. I łit-focia w lustrzew pracy, kiedy chciałam się znajomej pochwalić opalenizną. Co do pierwszego dnia w pracy: sajgon, zablokowane hasło do kompa, kybek herbaty wylany na klawiaturę i przyjście do pracy o godzinę... za wcześnie. Tak że ten, spoko i cieszę się, że później miałam miły wieczór. Oraz kolejne Loesje znalezione na chodniku i mój nowy nabytek czyli biodrówka (taka większa nerka), która mam nadzieję będzie motywatorem do rowerowania i biegania.
Uffff ciekawy był ten kwiecień...
1 komentarze
Migawki cudne:)Pomysł na nie genialny wręcz. Pomagają niewyblaknąć radosnym wspomnieniom i cieszą oko tych, z którymi się dzielisz swoim życiem. Mi się zrobiło ciepło na serduchu jak sobie oglądałam i czytałam tego posta. serdeczności:)
OdpowiedzUsuńChwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.