Mały krok...

12:07:00


Jeśli się było w marnym stanie i podejmowało złe decyzje przez dłuższy czas, kiedy już się przejdzie na "jasną stronę", łatwo przejść w drugą skrajność... Powtarzałam to nieraz, ale powtórzę znów: dla mnie uczenie się nowych nawyków, rzeczy, sposobów reagowania - to porzucanie jednej skrajności, uczenie się czegoś przeciwnego, zachwyt tym - i na koniec znajdowanie złotego środka, czegoś, co znajduje się pomiędzy tymi dwiema skrajnościami. Bez tego ostatniego cała ta zabawa jest nic niewarta jak dla mnie.

Tym razem konkretnie piję do tego, że bywałam okropna (ba, dalej bywam, ale chociaż zdaję sobie z tego sprawę) w bliskich relacjach. I na dodatek ślepa, bo wolałam nie widzieć tego, co zbyt bolesne - z reguły tego, że komuś nie zależy na mnie ani trochę. Serio, jak się chce, to można bardzo wiele rzeczy tłumaczyć sobie opacznie i na korzyść własnych nadziei. Tylko po co?

Tym razem popadanie w skrajność przybrało postać oddalenia się od dwóch ważnych dla mnie ludków. Przerobiłam mówienie sobie, że "coś się skończyło", że nie chcę znajomości, gdzie ktoś mi wprost nie powie że go obchodzę, robienie postanowień, że zrezygnuję, że przestanę się odzywać, pisać... Z czego wychodziło właściwie jedynie to ostatnie. Popadanie w skrajność objawiło się też tym, że jeśli nie słyszę stwierdzeń w stylu "jesteś dla mnie kimś ważnym" to tłumaczę to sobie tak: w sensie to znów ta sytuacja, kiedy ktoś ma mnie gdzieś. Aha, to ja sobie pójdę.

Zajęło mi wiele miesięcy, zanim udało mi się trochę podnieść głowę i poogarniać swoje chaosy. Przez ten czas ciężko byłoby mi dać z siebie cokolwiek więcej, bo energii miałam zdecydowanie malutko. A kiedy już trochę wiosenniej zrobiło się w sercu, po raz pierwszy od dawna zaczęłam tęsknić. Mimo, że zwyczajnie nie byłam w stanie napisać, zadzwonić, nie mówiąc już o spotkaniu. Nawet teraz, kiedy to piszę, zaszkliły mi się oczy, bo to dalej zwyczajnie ciężkie.

Nikt mnie nie przekona, że jest OK, kiedy za kimś tęsknię, ale na samą myśl, że miałabym wyjść między ludzi i się z tym ktosiem spotkać, dopada mnie totalna senność, zmęczenie na maksa i pragnienie zakopania się w łóżku po uszy. Kiedy zdecyduję się nie wychodzić, zmęczenie powoli mija, ale tęsknota... tej nie da się tak łatwo uciszyć.

A później mnie naszła taka oto refleksja: a co, jeśli mówimy właśnie o sytuacji, kiedy spotykają się dwie osoby, z których żadna nie chce wyjść na osobę, której zależy, z których obie nie chcą rzucać wyświechtanymi słowami a wolą działanie, z których żadna tak bardzo, bardzo nie chce zostać zraniona? Można sobie czekać w nieskończoność i nigdy się nie doczekać.

Tak więc zrobiłam ten pierwszy krok.
I... poczułam ulgę.

I nie mam tu na myśli żadnych romantycznych zadurzeń a jedynie ludzi, o których powiedziałabym, że wiele znaczą, po prostu.

I tylko tak tutaj zostawię ten TEKST.

You Might Also Like

0 komentarze

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe