Migawki pięknych chwil - STYCZEŃ

11:13:00

Co z tego, że zima to styczeń, co z tego, że śnieg, biel, szarość i chłód, nawet wtedy da się znaleźć tyle kolorów i niuansów, że aż się człowiek dziwi. A więc co niósł ze sobą styczeń? 

Poniżej: noworoczne sushi i wspomnienia z Sylwestra, ogarnianie mieszkania po imprezie i subtelne lenistwo. Poniżej spacer po Ursynowie następnego dnia, przy okazji załatwiania ważnych spraw.


Poniżej śnieżyca konkretna i moje wędrówki do biblioteki a przy okazji zachwycanie się zimywm pejzażem, ciszą i spokojem. A ponizej dwie książki, które wtedy wypożyczyłam. Do jednej z nich miałam baaaaardzo mieszane uczucia, ale ostatecznie obie warto było przeczytać. Mój śliczny zeszyt, który poprawia mi humor jak tylko na niego spojrzę. Bluzka (tunika?) którą wyciągnęłam z szafy po tym, jak leżała tam kilka lat, bo ktoś mi kiedyś powiedział, że jest zbyt wyzywająca...
Powiem Wam jedno, świetnie mi się w niej ostatnio tańczyło.


Zaleganie w hamaku u Asi i ta myśl: kiedyś koniecznie chcę mieć hamak w swoim przyszłym mieszkaniu! Pyszna herbata, której troszkę przygarnęłam, mówię Wam pyszności: czarna liściasta herbata, kawałki kory cynamonu i szałwia, mrrr! A obok małe pijaństwo z rodzoną siostrą czyli nie ma to jak Belfast :) Poniżej jeden z moich styczniowych zachwytów książkowych i szron w drodze do pracy.


Zielono mi czyli pożeranie kiwi w pracy. Łoś światełkowy, którym się na nowo zachwyciłam.Osładzanie pracy czekoladowymi słodkościami i gra, którą zabrałam ze sobą na wspólne granie ze znajomymi przy miodzie pitnym. To był mega fajny wieczór. I "cztery pory roku" herbaciane - istne szaleństwo :) No i oczywiście dźwigi spotkane w drodze do pracy.


Bardzo zimowe pazurki w drodze... nie, nie do pracy, w drodze na pewne warsztaty, takie nietypowe podsumowanie roku metodą Points of you, o którym więcej dowiecie się TUTAJ. Kolejne zdjęcia właśnie z tych warsztatów, powiem Wam, że jestem pod wrażeniem. A poszłam, bo to znajoma była prowadzącą, jak widzicie, oczywiście poszłam z aparatem. Późniejsze sushi (biedronkowe) i zielona herbata, a jeszcze poza tym nauszniki, które sobie kupiłam z nadzieją, że będą idealną alternatywą dla czapek, których nie znoszę.


Jednego dnia dwa kocerty: podsumowujący warsztaty śpiewu i koncert WOŚPowy, na którym występowali m. in. The Tamblers. I nieodzowne tańce przy tej okazji i inne hulanki. Późniejszy powrót do mieszkania i zachwyty zimową nocą i ośnieżonymi drzewami. Jeden z późniejszych wieczorów: dbanie o swój dobry nastrój.


Planowanie niespodzianki i kolorowanki. A później zachwyty zimą w wolniejszej chwili, takie małe zatrzymanie się w biegu.


Niespodzianka urodzinowa na pewnym koncercie - eh działo się, działo w Irish Pubie! Kolorowanki i polowanie na błękitne niebo pewnego razu w drodze do pracy. I tofikowa mordka pewnego poranka po mega fajnej imprezie, kiedy nocowałam u znajomych :)


Urzekły mnie te tęczowe świeczki po prostu :) Pewnego wieczoru wybrałam się nad Balaton i udało mi się zrobić kilka udanych zdjęć, to w prawym górnym rogu to coś, z czego jestem autentycznie dumna. Tego samego wieczoru zrobiłam remanent w zdjęciach, co zakończyło się totalnymi zmianami na mojej ścianie.


Któregoś razu spodobało mi się graffiti na ścianie przy Rondzie Wolnego Tybetu i też mu oczywiście zrobiłam zdjęcie. Listek to ze spaceru w pewien piękny i słoneczny dzień, późniejsze zdjęcia z wizyty w To lubię i gry w kalahę, prosto stamtąd poszłyśmy na ciuchowe zakupy - czego efekt poniżej, to się chyba nazywa poncho :D


Powrót do robienia biżu czyli intensywne rękodziałanie nad pewną bransoletką z czterolistną koniczynką. I wizyta w Kawiarni w Pasażu :) Wschód słońca przed pracą i kolorowanek ciąg dalszy. Bransoletka w całej okazałości i mój miszmasz na stole przy okazji rękodziałania.


Zachwycanie się błękitnym, czystym niebem i Pałacem Kultury w dniu kiedy łapałam polskiego busa i jechałam do rodzinki. Domowy pączek, pysznoooości. I pożegnanie pewnego urokliwego miasta o zachodzie słońca a później... zaskoczenie dworcem, zachodnim zresztą.


To pierwsze zdjęcie z lewej jest dla mnie takie... wiosenne, oczywiście bez dźwigu by się nie obeszło. Obok Mjud z Ma. i nieco wiosenny klimat też. Tuż po wschodzie słońca zachwycające niebo i energetyczne wzory wymalowane przeze mnie. I pewien miły, wieczorny spacer nad stawem na Bemowie, pomiędzy biblioteką, biblioteką a kawą :)


I taki wieczór tylko dla mnie: olej kokosowy na włosy, mapa marzeń i "magiczny zeszyt" do ręki :) Udał mi się ten wieczór... i cały styczeń. Choć nie powiem, był męczący.


You Might Also Like

1 komentarze

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe