Przyjaciółka samej siebie?

12:15:00

zdjęcie zrobione wczoraj przez moją przyjaciółkę w Ogrodzie Botanicznym w Powsinie <3


Ostatnio usłyszałam, od mojej terapeutki, że z tego co mówię, wygląda, że jestem dla samej siebie przyjaciółką. W pierwszej chwili zamikłam, później powiedziałam, że mnie to zaskoczyło, ale być może w czasie, kiedy się nad tym jakoś specjalnie nie zastanawiałam, coś się zmieniło.

Przywykłam już do myśli, że często sami dla siebie jesteśmy największymi wrogami. Nie zaskakuje mnie to ani trochę, tym bardziej, że w wieu kwestiach mogłabym to powiedzieć o sobie. Natomiast bycia dla siebie przyjaciółką to praktycznie zawsze był dla mnie drażliwy temat... Czemu?

Mianowicie dlatego, że ciężko mi było patrzeć na siebie inaczej, niż na osobę pełną niedoskonałości i niedociągnięć, a z tym wszystkim nie umiałam na siebie patrzeć ciepło. Nawet jeśli inni ludzie wokół mnie umieli widzieć głównie to, co we mnie fajne i na tym się skupiać.

Z biegiem czasu pozmieniałam trochę rzeczy w swoim życiu z rozsądku. OK, jeśli wiem, że niedosypianie sprawia, że chodzę wiecznie podenerwowana i byle głupstwo wyprowadza mnie z równowagi, to niezależnie od tego, jak ludzie wokół mnie się licytują niedosypianiem, ja starałam się spać w miarę rozsądnie. Podobnie z regularnym jedzeniem, czasem, by pobyć sam na sam z własnymi myślami i ruchem (najchętniej na świeżym powietrzu).

Jak to ujęłam, to trochę tak, jakbym była odpowiedzialna za kogoś, kogo może nie kocham i nie żywię doń szczególnie ciepłych uczuć. Poczucie odpowiedzialności sprawia, że nawet jeśli nie ma miłości (do samej siebie), to robię pewne rzeczy, bo czuję, że to rozsądne.

I chyba tak zostało... w sensie przegapiłam ten moment kiedy to mi weszło w krew. Nie powiem, że od tej pory już nie robię głupstw, śpię dużo i ogólnie jestem mądra... nieeee, każdy robi głupstwa i ja też. Ale tak mi się przyjemniej żyje.

Jednak lepiej mieć w samym sobie przyjaciela niż wroga :)

You Might Also Like

6 komentarze

  1. Podobno dorosłość to umiejętność zaopiekowania się dzieckiem, które w nas pozostało. Zaprzyjaźnienie się z nim to już jakiś kolejny level chyba 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może :) najdziwniejsze, że ja serio nie wiem kiedy to się zmieniło :)

      Usuń
  2. Margarytko droga:) To nie tak, że lepiej mieć w sobie przyjaciela niż wroga. Być sobie samej przyjacielem jest warunkiem koniecznym do szczęśliwego, spełnionego życia. Bez tego ni rusz:)

    Musimy o tym pamiętać:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Troche inaczej sobie to wymyslilam;) bo mowie, ze "jesli nie lubie/kocham sama siebie to jak moge oczekiwac sympatii/milosci od innych". Ale chyba w tym chodzi dokladnie o to samo o czym Ty piszesz:)
    Jak to sie stalo, ze mnie tu jeszcze nie bylo?
    skleroza.... chyba tak;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że my o tym samym :) To jakoś samo wychodzi, jak już się człowiek sam ze sobą polubi to nagle się okazuje, że inni też darzą go sympatią i oferują swoją przyjaźń czy miłość. Z człowiekiem, który sam siebie kocha, o niebo łatwiej się przyjaźnić.

      Usuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe