Notatki Pożeracza Książek cz. 43 czyli PAŹDZIERNIKOWE CZYTANIE

17:34:00



W październiku wręcz pochłaniałam książki, właściwie to nie wiem, jak znalazłam na to czas, skoro ciągle byłam a to na koncercie, tańczyłam, albo gdzieś indziej się pałętałam - ale jakoś się udało. W dodatku wpadło mi w ręce kilka tak wciągających pozycji, że ciężko się było od nich oderwać, choćby i czasu nie było. Najwyżej zostanie go mniej na sen. Ale na książki jest go stale za mało i za mało, ciągle chciałoby się więcej. Co więc mól książkowy pożarł w październiku?

1. Ewa Waluk: Życzenie
Jestem rozczarowana. Podwójnie, bo książka zapowiadała się fajnie, ale wyszedł z tego delikatnie rzecz ujmując niewypał. W dodatku sama kiedyś popełniłam conieco o podobnej fabule i zostałam zjechana, że słabo napisane, że naiwne. No spoko.
Ale nie czepiając się zbytnio: zapewne gdybym miała lat naście albo dwadzieściaparę - uznałabym, że lektura w sam raz.

2. Marcin Szczygielski: Sanato
Lata trzydzieste XX wieku, sanatorium (pod Zakopanem) dla chorych na gruźlicę, wyjątkowy lekarz i innowacyjna terapia. Stopniowo aura pełna spokoju zamienia się w horror, a mroczne instynkty zmieniają spokojne miejsce w szkołę przetrwania. Żeby było ciekawiej, opowieść do pewnego stopnia oparta na faktach. Dodając do tego styl pisania Marcina Szczygielskiego - wszystko to razem sprawia, że warto polecić tę pozycję.

3. Laura Esquivel: Z szybkością pragnienia
Przyjemnie napisana i wciągająca. Fabuła może nie jakoś mocno porywająca, ale zdecydowanie dobrze napisana i potrafi zaciekawić. I ten człowiek z pasją, który uparł się być telegrafistą. I pięknie opisana relacja ojciec-córka.
Zdecydowanie warto.

Podobnie w naszej duszy czyjś obraz może powoli wzrastać z biegiem czasu lub w jednej chwili zniknąć. Również nasze wyobrażenie o sobie niekiedy coraz bardziej się wzmacnia, a niekiedy niszczy je jedno okrutne i złośliwe zdanie. Tak samo bliskość innych osób może nas podbudowywać moralnie albo zupełnie zniweczyć nasze poczucie własnej wartości. Czasem wystarczy jedno tylko słowo, by całe lata psychoanalizy zdały się psu na budę.    Dlatego więc zawsze, gdy mam odwiedzić mą matkę, muszę najpierw wznieść system murów obronnych, które chronią mnie przed jej pełnymi urazy słowami, przed jej nieufnością i negatywizmem.

4. Laurent Gounelle: Dzień, w którym nauczyłem się żyć
Po Bóg zjawia się incognito byłam zachwycona. Ta z kolei książka... cóż, podobała mi się, ale bez jakichś większych szaleństw. Ot, miły przerywnik, czas spędzony całkiem fajnie. Ale żeby życiowe prawdy tam zaprezentowane jakoś mnie szczególnie poruszyły to nie. Ale może kwestia tego, że mam już pewne oczekiwania.

5. Isabel Allende: Suma naszych dni
Niesamowita i wciągająca, jak niemalże wszystkie książki Allende.
Napisana w formie listu do zmarłej córki Pauli, opisuje niczym saga niekiedy dość mocno burzliwe losy rodziny autorki. Świetna lektura: przyjemnie napisana, zaciekawiająca, momentami wręcz porywająca i pełna takiego ciepła...
Gorąco polecam.

Mówiłaś mi Paulo, żebym się nauczyła chociaż trochę siebie kochać; że nawet swojego największego wroga nie traktowałabym tak źle, jak traktuję siebie. "Co byś zrobiła, mamo, gdyby ktoś wszedł do twojego domu i zaczął cię tak obrażać?" - pytałaś. Powiedziałabym, żeby sobie poszedł do diabła, i miotłą bym go przepędziła, oczywiście. Jednak wobec tego nadzorcy owa taktyka nie zawsze daje rezultaty, ponieważ jest podstępny i chytry.

You Might Also Like

1 komentarze

  1. "Berek" mnie ubawił do łez :) Już od jakiegoś czasu się czaiłam na "Sanato" ale cieszę się, że w końcu się udało :)

    OdpowiedzUsuń

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe