Mylisz się!

20:42:00

Dziś będzie hejtowo, na temat pewnego zachowania, które mnie do szału doprowadza. 


Naprawdę nie rozumiem, czemu tak wielu ludzi zabiega o to, by ktoś przyznał im rację, powiedział: tak właśnie jest, zgadzam się z Tobą, Twój pogląd jest jedyny słuszny, tak, właśnie tak. Moje na wierzchu! - zdaje się, że zaraz od nich usłyszysz.

Sytuacja pierwsza. W jakimś momencie po delikatnej sugestii pani psycholog stwierdziłam, że być może faktycznie dotyczy mnie pewne zaburzenie neurologiczne. Zaczęłam czytać artykuły na ten temat, książki, koniec końców trochę zmieniłam podejście do różnych spraw, trochę tryb życia, trochę dietę - by zauważyć naprawdę duże zmiany. I radzić sobie o wiele lepiej, choć stale nad tym pracuję. Co nie zmienia faktu, że od paru osób usłyszałam, że: to zaburzenie nie istnieje, jest wymyślone dla nabijania kasy przemysłowi farmaceutycznemu, jest zwyczajnie zgapione z tego złego Zachodu, a jeśli istnieje (jakimś przypadkiem), to nie, nie jest moim problemem, wystarczyłoby żebym chciała coś zmienić na lepsze w swoim życiu i byłoby OK bez żadnych udziwnień, ot, szast prast, wziąć się w garść i wszystko będzie pięknie. No bo przecież skoro czegoś nie ogarniam, to zwyczajnie mi się nie chce, zapewne sprawia mi frajdę zabijanie sobie miliona siniaków, wieczne spóźnianie się i nieogarnianie czasoprzestrzeni. Takie hobby, wiecie.

Sytuacja druga. Trwa sobie zmiana w mojej pracy, wszyscy dostają świra, bo od paru dni spodziewamy się takiej konkretnej kontroli różniącej się od Sanepidu tym, że (podobno) z Sanepidem można się dogadać. Jako że odwiedziła owa kontrola kilka lokali w ostatnich dniach, prawdopodobne jest że pojawi się i u nas. Tym bardziej że gdzieś pojawiło się info, że pani wykonująca ową kontrolę jest już w mieście i entliczek-pętliczek nie wiadomo gdzie trafi. Więc generalnie atmosfera robi się nieco nerwowa i wszyscy starają się jak najlepiej wykonać to, co do nich należy. Tak się składa, że akurat nasz konserwator coś tam sobie ogarnia i pytam go ile mu to zajmie, bo muszę później posprzątać,a  ta kontrola w drodze, i w ogóle... Wywiązuje się jakaś wymiana zdań, ja wspominam, że czasem po tej kontroli można wylecieć, że ogólnie czepiają się strasznie. Na co nasz konserwator: oj tam przejmujesz się taką pracą, znalazłabyś równie dobrze płatną, są gorsze rzeczy, którymi się ludzie przejmują, oj tam po co się przejmować. Mi ręce opadają, bo jakkolwiek nie jest to praca moich marzeń, to dzięki niej zarabiam, gorzej lub lepiej ale zarabiam. I pod pewnymi względami jest mi bardzo, bardzo na rękę właśnie taka a nie inna praca. Pomijając już fakt, że gdybym ją chciała zmienić, to nie rzuciłabym tej, by dopiero szukać innej a rzuciłabym, gdybym miała nową. No ale on wie lepiej i mi wbija do głowy, że nie ma czym się przejmować, że w ogóle bez sensu.

Sytuacja trzecia. Bliska mi koleżanka po wielokroć mówi mi, że jestem jej bliska, jak mnie lubi i że znajomość ze mną jest dla niej ważna. Jest bardzo zabieganą osobą: praca, wolontariat, pasje, znajomi i przyjaciele. OK, rozumiem, że nie ma czasu, pisze pracę dyplomową. W jakimś momencie pracowałam dość dużo i właściwie żyłam obietnicą wolnego dnia (no dobra, kilku, ale spośród nich jeden był najważniejszy) w którym miałam zamiar pojechać do mojej przyjaciółki z drugą przyjaciółką i tak spędzić urodziny tej pierwszej. Jednego dnia byłam więc happy bo ten dzień był coraz bliżej, drugiego wpadłam w koszmarnego doła, bo moje plany zburzyła praca. Jakkolwiek udało sie później to ogarnąć i wyjechałam, jednak łatwo nie było. I po tej sytuacji moja bliska koleżanka mimo, że od tygodni o tym, co u mnie dowiaduje się z smsów i maili, uznała, że potrzebuję pomocy psychologa bo mam zmienne nastroje. Powtórzyła to po tym, kiedy napisałam, że jestem na nią zła i że mi przykro, że nie ma dla mnie czasu "bo się skupia na pracy dyplomowej tylko", nie ma więc czasu nawet na to, by spotkać się na pół godziny, przytulić i pogadać- ale ma czas na pójście na całonocną imprezę z inną koleżanką, na spotkanie ze znajomą, która przejazdem była w mieście w którym obie mieszkamy, na wszystko chyba- tylko nie na spotkanie ze mną. I irytuje się, jak koniec końców stwierdzam, że chyba jestem do stolerowania tylko na odległość.

Czuję się zmęczona w takich chwilach i mam ochotę zaśpiewać paru osobom klasyka czyli TO.

You Might Also Like

0 komentarze

Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)

Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.

Subscribe