Październiku, bądź dla mnie dobry...
20:36:00Od kilku lat październik jest dla mnie czasem szczególnym. Z jednej strony na pewno październikowa aura sprzyja zwolnieniu, refleksji przy szarlotce, gorącej herbacie i w blasku świec... i nabraniu dystansu... z drugiej... jak wyjaśnić to, że w kilkuletnim odstępie właśnie pod koniec października działy się rzeczy tak dla mnie ważne?
Choć, jak o tym pomyślę to na początku października przeprowadziłam się do miasta, które teraz, po tych 12 latach nazywam moim i kocham - czasem niełatwą miłością. Przeprowadzka tuż przed studiami, a zostałam na dobre. Jak dobrze wiedzieć, że są ludzie, z którymi kontakt mam nieprzerwanie od wtedy...
Sześć lat temu na skutek pewnego "zakładu z samą sobą"... ohhh wait... to nie było sześć lat temu, a siedem - a więc siedem lat temu pod koniec października poszłam na spotkanie rekrutacyjne do Akademii Przyszłości i pierwsza osoba, którą tam wtedy poznałam, jest w moim życiu do dziś... z przerwami, niefajnymi momentami, kryzysami. Królik. Do dziś nie bardzo wiem, jak to się stało, że ten sam gość, który ze mną wtedy rozmawiał na spotkaniu rekrutacyjnym, sześć lat później jeździ ze mną na 50-kilometrowe wycieczki rowerowe, pija dziwne piwa i gra w dziwne planszówki. W sumie sobie też się dziwię, że jeszcze z nim wytrzymuję :P
Pięć lat temu poprosiłam o spotkanie kogoś, z kim nie byłam jakoś szczególnie zżyta, ale o kim miałam powody myśleć, że jest osobą empatyczną... że wysłucha mnie i doradzi mi coś sensownego. Tak się stało... Choć teraz dzielą nas kilometry to gdzieś jednak w zakamarku serca jest szczególne miejsce dla tej osoby. I wdzięczność. Za wszystko po trochu.
Cztery lata temu w październiku podjęłam też decyzję o przeprowadzce na Grochów... gdzie mieszkam do dziś.
Trzy lata temu... to taka część mojej historii, która nieustannie mnie wzrusza i wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Pan Uśmiech. I te wszystkie chwile spędzone na rozmowach, ten ocean akceptacji w jego oczach, który widziałam w nich niezależnie od tego, czy płakałam, bo już nie umiałam sobie poradzić, czy uśmiechałam się od ucha do ucha, czy myliłam kroki tańców, których Pan Uśmiech uczył. Niezależnie od tego ile czasu minęło, widuję to samo w jego oczach do dziś, kiedy się czasem widzimy. To grzeje serce i czyni jesień cieplejszą... Tak jak ostatnie zupełnie niezaplanowane spotkanie na tańcach i rozmowy o wszystkim i o niczym. I patrzenie sobie w oczy z tym szelmowskim uśmiechem.
Dwa lata temu... chyba po raz pierwszy tak mocno do mnie dotarło, że kogoś mi bliskiego traktuję, nie tak dobrze jak bym chciała... i postarałam się to zmienić, nadrobić. A więc wędrówki poza Warszawę i wspieranie w powrotach do zdrowia.
Rok temu... Cóż, rok temu w październiku musiałam wybrać, kto dla mnie ważny i co dla mnie ważne, przy okazji kilka osób się odsunęło... mniej lub bardziej drogi się rozeszły, a ja zyskałam pewność, że wybrałam dobrze. Jeśli ktoś mi bliski traci w niefajnych okolicznościach pracę, to sorry, ale nie będę chciała poświęcać większości swojego czasu na luźne small-talki i spotkania z ludźmi, którzy mnie nie szanują. I tego się trzymam do dziś.
Tak, Październiku, bądź dla mnie dobry...
0 komentarze
Chwal jeśli chcesz, skrytykuj jeśli musisz, pytaj jeśli potrzebujesz :-)
Nie musisz się logować, ale będzie mi miło, jeśli się podpiszesz.